search
REKLAMA
Seriale TV

RAGNAROK. Młot na wrogów ekologii

Marcin Kempisty

12 lutego 2020

REKLAMA

Serial Netflixa Ragnarok to wymarzony materiał dla stacji The CW, gdzie scenarzyści stworzyliby kilkusezonowego tasiemca po 20 odcinków w każdej serii, przeplatając wydarzenia paranormalne z miłosnymi perypetiami młodych ludzi. To byłaby najprawdopodobniej powtórka z Tajemnic Smallville. Tymczasem włodarze streamingowej platformy postawili na szybki sześcioodcinkowy sprint, byle bieg ze startu do mety trwał jak najkrócej.

Wielka szkoda, bowiem ten serial jest przykładem na to, że czasami wydłużenie sezonu wyszłoby tytułowi na dobre. Tymczasem widzowie otrzymali w pośpiechu prowadzoną opowieść o młodzieńcu odkrywającym w sobie potężne moce, nad którymi nie do końca potrafi zapanować. Ledwie karty zostają odkryte, historia gaśnie jak płomień na wietrze. Obecna strategia Netflixa, polegająca na tworzeniu wielu produkcji o krótkich sezonach, stała się dla Ragnaroku przekleństwem.

Ragnarok

Norwegia, malutka miejscowość Edda, współczesność. Do położonej nieopodal lodowca mieściny przyjeżdża matka wraz z dwoma synami – Magnem (David Stakston) oraz Lauritsem (Jonas Strand Gravli). Gdy już dojeżdżają na miejsce, a pierwszy z nich wychodzi na chwilę z samochodu w celu pomocy starszej osobie w uruchomieniu pojazdu, podchodzi do niego inna kobieta, która delikatnie dotyka jego czoła. To z pozoru błahe wydarzenie niesie ze sobą potężne konsekwencje – od tego momentu Magne zaczyna się zmieniać. Nie potrzebuje już okularów, żeby lepiej widzieć, a do jego członków napływa nadludzka siła, dzięki której może rzucać przedmiotami na odległość kilku kilometrów. Nie wie jednak, że z wielką siłą wiąże się wielka odpowiedzialność. Tego nauczy się dzięki antagonistom w postaci najbogatszej rodziny w Eddzie, właścicieli fabryki trującej lokalną społeczność. 

Tytułowy ragnarok, tłumaczony jako „przeznaczenie bogów” lub „zmierzch bogów”, należy odczytywać na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony twórcy sięgają po wierzenia ludów niegdyś zamieszkujących ziemie Norwegii, by opowiedzieć o odwiecznej mitologicznej walce między bogiem Thorem a olbrzymami o panowanie nad światem. Wydaje się jednak, że ważniejsza jest aktualizacja, której dokonują scenarzyści, filtrując mit przez pryzmat współczesnej sytuacji społeczno-ekologicznej.

Bo serial Netflixa jest przede wszystkim wołaniem o ratunek dla umierającej planety. Bohaterowie, głównie Magne i jego koleżanka Isolde, wypowiadają wojnę bogaczom, których działalność doprowadza do topnienia lodowców i zanieczyszczania wód. Twórcy nie idą w tych fragmentach na żadne ustępstwa, stają po jednej stronie konfliktu i bardzo jednoznacznie wymierzają ostrze ataku w beztroskich przedstawicieli słynnego 1 procentu społeczeństwa. Tematycznie jest to bardzo zbliżone do innego, bardziej anarchistycznego w wymowie niemieckiego serialu Netflixa Fala. 

Ragnarok

Wspomniany na początku tekstu „krótki metraż” tego serialu sprawia, że twórcy nie do końca mogą rozwinąć fabularne skrzydła. Nie potrafią odnaleźć odpowiednich momentów, w których należało coś pogłębić, bardziej wyeksponować. Chwilami niepotrzebnie koncentrują się na perypetiach szkolnych i miłosnych bohaterów, by później z innymi wątkami pędzić na złamanie karku. Mimo że mają ciekawy scenariusz, nie potrafią wykorzystać jego walorów.

Ragnarok jest serialem typowym dla Netflixa. Jest w nim ciekawy pomysł początkowy – połączenie walki o ekologię z superbohaterstwem jest przecież bardzo skuteczną aktualizacją starych konwencji w kontekście nowych problemów, przed jakimi stoi ludzkość. Mimo to musi być w tej produkcji również czas dla miłosnych trójkątów, nudnych lekcji, podczas których prymitywnie wykładane są widzom wszystkie najważniejsze elementy mitologii nordyckiej, a także rodzinnych dram, gdzie bolesna przeszłość, najczęściej związana z utratą jednego z członków familii, ciągnie się za postaciami i nie pozwala im na normalne funkcjonowanie. 

Mimo to warto dać szansę tej produkcji. Jest w niej pewna szlachetność intencji, swego rodzaju radykalizm w walce o osiągnięcie słusznych efektów. Czasami ten zapał prowadzi do samozapłonu, czasami do przedstawienia interesujących wniosków, lecz w końcu czuć, że Ragnarok nie jest kolejnym serialem z taśmy produkcyjnej Netflixa. Nie zawsze umiejętnie, ale jednak twórcy ciągle szukają dla siebie odpowiedniego języka, dlatego miejmy nadzieję, że dostaną drugi sezon na to, by odnaleźć własną formułę i przedstawić jeszcze lepszą historię.

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA