UTALENTOWANY PAN RIPLEY. 20 lat od premiery
Tytułowy Tom Ripley to człowiek o wielu talentach, którego życie zmienia się za sprawą jednej marynarki. Mieszkając w totalnej norze, marzy, by pewnego dnia stać się kimś. Okazja nadarza się w momencie, gdy poznaje syna jednego z amerykańskich milionerów. Młody bogacz, Dickie, przebywa we Włoszech z dziewczyną – pisarką. Tom stara się wkraść w ich łaski. Zachwycony personą Dickiego sekretnie marzy, by być w jego towarzystwie, a wręcz – by dosłownie być nim, wobec czego zaczyna się pod niego podszywać.
20 lat temu Anthony Minghella z poparciem samego Sydneya Pollacka dał światu włoski dramat w trzech aktach. Jeżeli nigdy nie interesowaliście się Włochami, to jestem przekonana, iż po seansie pokochacie je i z miejsca zapragniecie wyjechać do Rzymu. Niezwykłą przyjemnością jest oglądanie kolejnych miast i miasteczek rozsiewających niesamowity czar. W coraz bardziej dusznej atmosferze i palącym słońcu Italii napięcie rośnie z każdą kolejną minutą, a reżyser w perfekcyjny sposób pokazuje, że wkrótce musi wydarzyć się jakaś tragedia, do której ostatecznie faktycznie dochodzi.
Podobne wpisy
Widzowie oraz filmowcy mają słabość do bohaterów, którzy balansują na granicy pomiędzy dobrem a złem. Tom Ripley to jednak złoczyńca z krwi i kości, który cały czas stara się przy tym romantyzować swoje wybory życiowe. Kolejne amoralne czyny stanowią jedynie drogę do upragnionego celu. Interesujący wydaje się być fakt, iż Tom doskonale zdaje sobie sprawę, jaką cenę przychodzi mu płacić za prowadzenie takiego życia, jest jednak na tyle inteligentny i zdeterminowany, by jednocześnie sobie nic z tego nie robić. W filmie obserwujemy jego metamorfozę z nieśmiałego chłopaka zakochanego w muzyce klasycznej w człowieka, który nie cofnie się przed niczym.
W filmie tym niezwykle trudno jest sympatyzować z bohaterami. Każdy z nich bowiem uosabia dość niewdzięczne oblicze ludzkości. Dickie jest próżnym bogaczem, lekkoduchem, który kocha jazz, a jeszcze bardziej kocha brak nudy, stanu najgorszego z możliwych. Na przestrzeni pierwszej połowy filmu widzimy, jak zmieniają się jego nastroje, zachcianki i sympatie. Jego całkowitym przeciwieństwem jest Tom, dla którego wyjazd do Włoch to jedno wielkie przeżycie. Ale już od samego początku widzimy, jak skrupulatnie przygotowuje się do swojego zadania, jak studiuje każdy aspekt osobowości Dickiego, by móc wkraść się w jego łaski na tak długo, jak to możliwe. Ripleya niestety gubi fakt, iż jako prosty chłopak z Nowego Jorku nie ma za grosz gustu i zupełnie nie pasuje do towarzystwa pięknych i bogatych. Jest dla nich egzotycznym eksponatem, który po chwili jednak się nudzi. To jego największa słabość.
Produkcja, choć wyśmienita w odbiorze, cierpi na kilka drobnych wad. W pierwszej kolejności należy wskazać na kreacje aktorskie. Na pierwszy plan bez wątpienia wysuwa się jak zawsze niesamowicie charyzmatyczny Jude Law. Jego bohater jest kwintesencją typowego zepsutego bogacza, który gardzi pieniędzmi, wieczorami gra w podrzędnych klubach oraz przyjaźni się z innymi podobnymi do siebie osobnikami. O ile Matt Damon wypada świetnie we wspólnych scenach z Jude’em, to gdy ciężar sceny spoczywa na jego barkach, coś ewidentnie przestaje grać. Nie mówię, że jego Ripley jest źle sportretowany. Mówię jedynie, iż poziom charyzmy ewidentnie spada i ta dość enigmatyczna postać okazuje się być w jego wykonaniu momentami dość jednowymiarowa.
Postacie kobiece są niestety zagrane w sposób fatalny. Nigdy nie byłam wielką fanką Gwyneth Paltrow i w tym przypadku również nie ma ona wielkiego pola do popisu. Jej bohaterka ogranicza się do kilku grymasów, choć z założenia grana przez nią postać pisarki, która we Włoszech szuka weny, nie wydaje się być nadto skomplikowana. Cate Blanchett robi, co może, jednak jej Meredith okazuje się bohaterką niezwykle irytującą. Dziwi mnie też, iż Ripleyowi tak łatwo przychodzi oszukiwanie jej w kwestii swojej tożsamości.
Największy problem miałam z punktem wyjściowym zarówno filmu, jak i książkowego pierwowzoru. Wiem, że w latach 50. przepływ informacji nie był tak zaawansowany jak dziś, jednak mam wrażenie, że gazety zainteresowałaby się pobytem przystojnego playboya, syna znanego milionera, we Włoszech. Sama kwestia kradzieży tożsamości wydaje się wobec tego wątpliwa, zwłaszcza że mamy uwierzyć, iż Tom Ripley faktycznie podaje się za Dickiego Greenleafa i absolutnie nikt, ale to nikt nie ma w związku z tym wątpliwości. Podobnie jak w to, iż, gdy ten znika, jego jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym jest właśnie Tom.
Czy mimo tego po 20 latach od premiery to nadal dobry film? Tak. Moim zdaniem produkcja dalej pozostaje ciekawym głosem na temat obecnie panującej sytuacji społecznej, jak również świetnym thrillerem, który trzyma w napięciu praktycznie do ostatnich minut. Widz zastanawia się bowiem, czy i tym razem Tomowi uda się wywinąć, czy może jednak zostanie zdemaskowany. Nawet dziś ta gra w kotka i myszkę wzbudza nieprawdopodobne wręcz emocje. Ten film to wciąż szalenie inteligentny thriller, w którym paradoksalnie zaczynamy kibicować Ripleyowi w jego drodze na szczyt.