search
REKLAMA
Recenzje

USŁANE RÓŻAMI. Patrzeć na świat przez różane okulary

Usłane różami funkcjonuje przede wszystkim jako feel-good movie. 

Paulina Zdebik

21 sierpnia 2021

REKLAMA

Mające wczoraj premierę w polskich kinach Usłane różami (oryg. La fine fleur) to drugi – po Proszę mi opowiedzieć o sobie (oryg. Parlez-moi de vous) z 2012 roku – pełnometrażowy film fabularny francuskiego reżysera i scenarzysty Pierre’a Pinauda. „Kwiecista komedia bez kolców”, jak reklamuje plakat, opowiada o zmaganiach związanych z próbą podtrzymania rodzinnej firmy zajmującej się hodowlą róż przez główną bohaterkę i jej jedyną spadkobierczynię, Eve Vernet, w którą wciela się Catherine Frot.

Współpracownica kobiety, Vera (Olivia Côte), wpada na pomysł, by zatrudnić resocjalizujących się przestępców, ze względu na to, że składki odprowadzane do państwa będą mniejsze niż w przypadku „przykładnych” obywateli, dzięki czemu firma niskim kosztem zyska dodatkowe ręce do pracy. Postawiona przed wizją rychłego bankructwa szkółki Vernet, stanowiącej dorobek jej całego życia, Eve przystaje na propozycję. Jak nietrudno się domyślić, byli kryminaliści – Fred (Manel Foulgoc), Samir (Fatsah Bouyahmed) oraz Nadège (Marie Petiot) nie mają najmniejszego pojęcia o hodowli i pielęgnacji róż, więc ich początki są trudne, a cierpliwość głównej bohaterki zostaje wystawiona na próbę. Z czasem jednak coraz bardziej zbliża się do swoich nowych pracowników i wspólnie zaczynają walczyć o przetrwanie firmy, na której wykup niczym hiena czyha Lamarzelle (Vincent Dedienne), stanowiący dla Eve największą konkurencję. 

Jak się okazuje, tematyka poruszana przez Pinauda jest nieprzypadkowa, jako że dedykuje Usłane różami pamięci swojej matki, która była ogrodniczką. Można więc się domyślać, że w jakimś stopniu jej postać stanowiła inspirację do powstania scenariusza, napisanego przez reżysera we współpracy z Fadette Drouard. Z przedstawianej na ekranie historii już od jej pierwszych minut bije niesamowite ciepło; mimo że fabularnie jest to komedia, którą jak najbardziej można zaliczyć do grona komercyjnych, to widać, że jest to film, w który zostało włożone dużo serca. Podobnie jeśli chodzi o bohaterów – Eve niewątpliwie jest osobą bezkompromisową, nieobawiającą się czasami wręcz zbyt ryzykownych ruchów, by osiągnąć swoje cele, a do ludzi ma zdecydowanie mniej miłości niż do kwiatów, ale nie zmienia to faktu, że nie sposób jej nie polubić. Fred, Samir i Nadège odsiadywali wyrok w zakładzie karnym, ale pomijając tego pierwszego, nigdy nie dowiadujemy się za co – początkowo czekałam z niecierpliwością na tę informację, ale gdy się nie pojawiła, pomyślałam sobie, że może to i dobrze. W perspektywie widza przez cały seans pozostają wprawdzie odrobinę nieogarniętymi, ale za to bardzo sympatycznymi ludźmi, których nie zamykamy w szufladzie pod hasłem: kryminaliści. 

Nowi pracownicy niosą ze sobą nie tylko zmiany w funkcjonowaniu szkółki Vernet, ale również inicjują zmiany w podejściu do życia Eve. Myślę, że śmiało można pokusić się o stwierdzenie, iż tłumią w niej jej negatywne cechy, jednocześnie uwypuklając te dobre. Jest to transakcja wymienna – tak jak kobieta uczy ich uprawy różanych krzewów, tak oni uczą ją większej wrażliwości i wyrozumiałości do drugiego człowieka. Catherine Frot okazuje się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o decyzję castingową co do głównej roli. Jej znakomita kreacja aktorska jest kolejnym powodem, ze względu na który nie sposób nie polubić postaci pani Vernet, mimo że nie zawsze jest kochaną starszą panią. Na szczególną pochwałę zasługują również scenografia oraz kostiumy, za które odpowiedzialni byli kolejno Philippe Chiffre oraz Elise Bouquet i Reem Kuzayli. Poszczególne elementy wystroju domu i stylizacji Eve bardzo dobrze ze sobą współgrają, dając przepełniony kolorami, żywy obraz. Dzięki odpowiedniemu mise en scène niepozorny ogródek różany pod Paryżem przeistacza się w „małą Prowansję”, której pogodny klimat wręcz wylewa się z ekranu.

Ci bardziej ambitni widzowie pewnie nie będą do końca usatysfakcjonowani, ze względu na to, że pojedyncze wątki dotykające poważniejszej tematyki zostają potraktowane dość powierzchownie, bez zagłębiania się w ciągi przyczynowo-skutkowe czy psychologię bohaterów. Myślę jednak, że warto wziąć poprawkę na to, że Usłane różami funkcjonuje przede wszystkim jako feel-good movie, więc nie to jest jego zadaniem. A w tym, co jest jego zadaniem, czyli przekazaniu ciepłej i pozytywnej historii, sprawdza się naprawdę nieźle.

Paulina Zdebik

Paulina Zdebik

Z urodzenia gdańszczanka, z miejsca zamieszkania - katowiczanka, paryżanka, a aktualnie warszawianka. Studentka Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego Uniwersytetu Śląskiego. Na planach zdjęciowych najlepiej odnajduje się w kostiumach, choć jej doświadczenie obejmuje również pion reżyserski oraz produkcyjny. Oprócz tworzenia filmów, bardzo lubi też o nich pisać. Wielka fanka Mechanicznej pomarańczy, Xaviera Dolana, Yorgosa Lanthimosa, Wesa Andersona, francuskiej Nowej Fali, true crime i horrorów. Kontakt: paulinazdebik@wp.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA