ULTIMATUM BOURNE’A. W stronę bondowskiej stylistyki
Akcja najnowszej części z serii Bourne podejmuje wątek z zakończenia Krucjaty Bourne’a. Rosyjska milicja w pościgu za amerykańskim podejrzanym. Amerykański agent podczas ucieczki, likwidujący przeciwników z niebywałą łatwością. Rozbite samochody, huk wystrzałów, pękające kości, roztrzaskane czaszki, krew, ból i szpiegowska intryga. Zaraz, zaraz – czy ja już tego wcześniej gdzieś nie widziałem?
Podobne wpisy
Zwiastun nowych przygód Jasona Bourne’a jest efekciarski i zachęcający. Po tego typu trailerze należy się spodziewać kina akcji bez zbędnych formalności. Dokładnie to otrzymujemy. Do wyjaśnienia pozostaje oczywiście historia tożsamości Bourne’a i rozliczenie się z przeszłością. Zostają więc one osadzone pomiędzy jedną krzykliwą akcją, a drugą. Akcje te są niestety mocno niedopracowane – niewprawny montaż i nijakie zdjęcia powodują oczopląs i ogólny ból głowy. To, co widzimy na ekranie jest często niezrozumiałe i najzwyczajniej zupełnie niewidoczne. Jest oczywiście kilka scen, które pozostają w pamięci – chociażby skok Bourne’a między budynkami z podążającą za jego plecami kamerą, zupełnie jak w grach typu Third Person Perspective. Czy świetnie zbudowane napięcie w scenie spotkania Bourne’a z brytyjskim dziennikarzem na stacji kolejowej. Mimo to nie ratują całości – zbyt chaotycznej i niedbałej. Zabrakło idei, pomysłu jak w inny, nowy sposób pokazać szpiegowską intrygę i sensacyjne akcje. Jak wyróżnić się z tłumu i wyjść ponad przeciętną. Całość ma przypominać formę dokumentalną, aby wciągnąć widza w sam środek akcji i sprawić, aby uczestniczył w opowieści. Efekt jest jednak odwrotny i nie udowadnia kunsztu realizacyjnego. Sprawia natomiast wrażenie pośpiechu, braku umiejętności i pomysłu właśnie.
Fabuła nie odkrywa przed nami nic nowego. Oczywiście twórcy raczą nas faktami z życia Jasona, mimo to całość jest mało wciągająca. Reżyser Paul Greengrass poszedł na łatwiznę, ubierając stary Bourne’owski schemat w nowe obrazki. Jeżeli więc odsunąć na bok kwestię fabularno-scenariuszową pozostaje przyjąć Ultimatum jako typowe kino akcji. Kino jednak dość przeciętne, rzemieślnicze, nie pokazujące nic nowego. Kino technicznie zrealizowane kiepsko. Wyreżyserowane i poprowadzone również przeciętnie. Matt Damon zbudował postać Bourne’a kilka lat temu, na potrzeby części pierwszej. W części trzeciej widzimy niestety dokładnie tę samą minę agenta-mściciela pragnącego wyrównać rachunki i poznać swą przeszłość. Damon nie raczy nas niczym specjalnym – kopie, strzela i zabija wrogów dookoła z kamiennym wyrazem twarzy. Pozostali aktorzy nie wychylają się ponad średnią. Muzyka, a jakże, to mielenie nieustannie tych samych motywów. W ucho nie wpada nic ciekawego i godnego uwagi. Technicznie film zrealizowany jest nad wyraz słabo. Dłuższe przyglądanie się scenom akcji zmusza niejednokrotnie do zamknięcia załzawionych oczu. Chaotycznie, niewyraźnie i męcząco. To co zaś można zauważyć to fakt, iż Jason Bourne ostatecznie przejmuje pałeczkę od Jamesa Bonda. Oczywiście nie sposób postaci Bourne’a przyrównać całkowicie do ikony Bonda, jednakże Ultimatum przechyla się w stronę bondowskiej stylistyki. Kiedy twórcy serii 007 postanowili odświeżyć i całkowicie zmienić formułę nowych przygód agenta brytyjskiego wywiadu – zaserwowali nam znakomite Casino Royale. Natomiast twórcy serii Bourne podejmując się realizacji trzeciej części zdecydowali naszpikować film sumą niedorzeczności i wydumanych szpiegowskich intryg. Całość powoduje co najwyżej uśmiech politowania i stukanie palcem w czoło. Wydarzenia są najczęściej dziwne, niewytłumaczalne bądź zwyczajnie durne. Wszystko to powoduje, że niespecjalnie interesują nas nowe fakty wyjaśniające historię życia Bourne’a. Nie odczuwamy również żadnej empatii względem bohatera. Widz jest zwyczajnie znudzony i czeka na napisy końcowe.
Jeżeli traktować Ultimatum jako oddzielny, niezależny film szpiegowski – można jakoś go znieść. Faktem jednak jest, że Ultimatum to ostatnia część trylogii. To paradoksalnie okazuje się być największą słabością filmu. Powiela schematy, kopiuje, powtarza do bólu i znudzenia wszystko, co można było obejrzeć wcześniej dwa razy. Nie wnosi do serii nic wartościowego. Ultimatum jest odgrzewanym kotletem, którego sprzedaż ma na celu napchanie jakże już przeogromnych portfeli bonzów z Hollywood. Film jest nudny, sztampowy i zwyczajnie pusty. Oglądanie go, zwłaszcza w jednym ciągu z poprzednimi częściami, nie sprawia przyjemności, a wręcz jest męczące.
Tekst z archiwum Film.org.pl (2007)