TWÓJ SIMON. Każdy z nas ma jakąś tajemnicę
“Jestem taki jak ty” – mówi do nas Simon w pierwszych sekundach filmu. I rzeczywiście, jest on zwyczajnym chłopakiem żyjącym ze zwyczajną rodziną w zwyczajnym miasteczku. Ma swój mały świat złożony z bliskich mu ludzi, szkoły i różnych zainteresowań – tak jak każdy z nas. Simon lubi tę życiową rutynę i najchętniej nic by w niej nie zmieniał. Problem w tym, że choć pozornie wszystko wygląda idealnie, w rzeczywistości nasz bohater dusi się, ukrywając przed całym światem swoją największą tajemnicę. Simon jest bowiem gejem i przeraża go perspektywa zwierzenia się z tego komukolwiek. Pewnego dnia okazuje się jednak, że w jego szkole jest inny chłopak, który boryka się z podobnym problemem. Publikuje on anonimowo na szkolnej stronie wyznanie i załącza swój adres e-mail na wypadek, gdyby ktoś miał ochotę z nim porozmawiać. Simon zdobywa się na odwagę i rozpoczyna internetową znajomość, a jego początkowy monolog okazuje się treścią pierwszej wiadomości do tajemniczego chłopaka. Całe szczęście, naprawdę są inne sposoby na przedstawienie bohatera niż ograna narracja z offu.
Podobne wpisy
Tutaj wszystko, co ważne, wynika z interakcji między bohaterami, drobnych gestów, reakcji i zachowań. Twój Simon to film napisany z lekkością, sprytem i wyczuciem. Oprócz kilku momentów wymuszonego humoru (część scen z okazjonalnie zabawnym przeszarżowanym wicedyrektorem szkoły) całość bardzo zgrabnie lawiruje między dramatem, obyczajem i komedią. W żadnym momencie nie zostajemy jednak przytłoczeni, nikt nie każe ronić nam łez nad trudnym losem bohatera. Zamiast tego dostajemy możliwość identyfikacji z nim, niezależnie od naszej orientacji seksualnej. Jest tak dlatego, że z pewnością każdy z nas na jakimś etapie swojego życia czuł brak pewności siebie, strach przed osądem ze strony otoczenia czy reakcją rodziców na to, co naprawdę gra nam w duszy. To właśnie o tym jest ten film. Presja społeczna, brak akceptacji i tolerancji pewnych cech czy postaw, błędy rodziców – to wszystko tu się pojawia, ale bez pokazywania palcem i prawienia kazań. Poza dość ogranym wątkiem szkolnych łobuzów (którego kulminacja jest na szczęście prosta, niefilmowa i z jasnym przekazem) trudno tu o jednoznacznych antagonistów i ludzi chcących źle. Nie odniosłem też wrażenia, żeby ktokolwiek bawił się w moralizatorstwo, twórcy traktują nas jako rozsądne i empatyczne osoby, które będą w stanie samodzielnie dojść do własnych wniosków. Zamiast przymusowo uczestniczyć w dyskursie społecznym, z przejęciem, a momentami również rozbawieniem, obserwujemy wewnętrzną wędrówkę Simona poszukującego tajemniczego przyjaciela.
Całość wypada tak autentycznie i ujmująco w dużej mierze dzięki Nickowi Robinsonowi, który umiejętnie tworzy bardzo wyważoną postać. W przeciwieństwie do wielu ekranowych gejów Simon nie zachowuje się jak rozkapryszony celebryta, choć wątek dotyczący takich zachowań pojawia się w pewnym momencie i daje trochę do myślenia. Robinson nawet na chwilę nie popada w przesadę, a emocjonalne rozterki swojego bohatera przedstawia subtelnie i z wyczuciem. Dzięki temu łatwo w niego uwierzyć i poczuć pewną solidarność z jego problemem.
Reszta postaci – przyjaciele i rodzina – jest pozbawiona tej głębi, ale każda z nich ma w sobie coś interesującego i skutecznie wzbogaca historię (szczególne wyróżnienie dla przeuroczej młodszej siostry bohatera i zarazem dzielnej kucharki). Ktoś mógłby zapytać – o co tyle krzyku? Simon ma samochód, piękny dom, kochającą rodzinę i przyjaciół – jakim prawem miałby narzekać? Warto jednak pamiętać, że sfera emocjonalna jest wyjątkowo ważna w życiu człowieka i to głównie od niej zależy, jak czujemy się na co dzień. Simon nie mówi, że jego życie jest do bani i że jest skrajnie nieszczęśliwy. On po prostu zmaga się z czymś, co go przerasta, nawet pomimo sprzyjającego otoczenia.
Twój Simon to ważny film z kilku powodów. Przede wszystkim przeciera on szlaki jako pierwszy dystrybuowany przez duże hollywoodzkie studio film o nastoletniej homoseksualnej miłości. Jednocześnie pochodzi do tego tematu w dojrzały i stonowany sposób, podkreślając zwyczajność głównego bohatera. To ważny przekaz szczególnie dla młodszej widowni – bycie homoseksualistą nie oznacza automatycznie przynależenia do innej grupy niż osoby o odmiennej orientacji seksualnej. Wszelkie podziały mają miejsce wyłącznie w naszych głowach i to my sami je tworzymy. W tym filmie możemy zobaczyć dość optymistyczną wersję świata, w którym możemy liczyć na pełne wsparcie i empatię ze strony innych, a większość problemów wynika ze zbędnych nieporozumień. Okazjonalny nadmiar słodyczy może odstręczać niektórych, ale jest to element konwencji – czasem warto schować cynizm do kieszeni i pozwolić sobie na autentyczne wzruszenie. Skutecznie pomagają w tym niezwykle urokliwe kadry i fantastyczna ścieżka dźwiękowa, łącząca przyjemną elektronikę z dobrze dobranymi piosenkami. Forma w żaden sposób nie przysłania jednak treści, a z całego seansu najbardziej zapamiętam właśnie wrażliwość rodziców bohatera, dobre serce jego przyjaciół i postać samego Simona, w którym widzę trochę siebie, nawet jeśli różni nas bardzo wiele.