TOOTSIE. Hollywood w szponach seksizmu
Michael Dorsey to dupek. Jest niezłym aktorem, swoją pasją potrafi zarazić dziesiątki ludzi – także podopiecznych na prowadzonym przez niego kursie dramaturgicznym – ale charakter Michaela działa odpychająco na potencjalnych pracodawców. Gdy jego agent stawia sprawę jasno, uświadamiając Michaela o jego “niezatrudnialności”, ambitny aktor postanawia za wszelką cenę dowieść swej wielkości – nawet jeżeli miałoby się to wiązać z zamienieniem spodni na spódnicę. To właśnie na bucie i twórczej arogancji głównego bohatera zasadza się historia opowiedziana w Tootsie Sydneya Pollacka, obchodzącej właśnie 35-lecie premiery.
Recenzowanie tej świetnej meta-komedii dziś to nie lada wyzwanie. Oskarżany o molestowanie przez co najmniej dwie kobiety Dustin Hoffman jest w Hollywood na cenzurowanym, a właśnie Tootsie, film poruszający kwestie seksizmu w Fabryce Snów, najczęściej wypomina się aktorowi w kontekście jego – wciąż nie całkiem udowodnionych i zanegowanych przez oskarżanego – szowinistycznych wybryków. Niech więc poniższy tekst zostanie przez was odebrany niejako z pominięciem owych zarzutów przeciwko Hoffmanowi – wszak w 1982 roku mówiło się o tym znakomitym aktorze niemal wyłącznie w kategoriach dramaturgicznego i komediowego geniuszu.
Komedii o mężczyznach udających kobiety było w historii kina mnóstwo – dość wymienić Pół żartem, pół serio (1959) Billy’ego Wildera czy nasze Poszukiwany, poszukiwana (1973) Stanisława Barei. W filmie Pollacka sama „zamiana płci” nie jest jednak celem, a jedynie środkiem doń – za sprawą metamorfozy głównego bohatera z Michaela Dorseya w Dorothy Michaels opowiedziana tu zostaje historia Hollywood uwikłanego w seksistowskie gierki, w których z jednej strony kobietom dużo łatwiej jest uzyskać angaż do telewizji czy filmu, z drugiej zaś owe kobiety są w branży traktowane niemal wyłącznie jako obiekty seksualne. Kreowany przez Hoffmana bohater postanawia zagrać rolę życia i stworzyć zupełnie nową tożsamość, dzięki której udaje mu się zaistnieć w przemyśle telewizyjnym – i to w brawurowym stylu. Temperament Michaela w życiu zawodowym jedynie zwiększał niechęć środowiska, ale w wydaniu Dorothy odbierany jest jako godna podziwu odwaga i niepokorność. Hipokryzja Hollywood skupia się przede wszystkim w postaciach męskich – reżyser szpitalnej opery mydlanej Southwest General (czyli parodii legendarnego General Hospital) i główny aktor (w tej roli znany z Akademii policyjnej George Gaynes) to postaci wręcz kreskówkowe, do tego stopnia zaślepione chucią i przekonaniem o własnej wielkości, że zasługujące jedynie na pożałowanie.
Tootsie w znakomity sposób żongluje damsko-męskimi konwenansami, celnie punktując przywary każdej z płci. Świetnym tego przykładem jest relacja Michaela/Dorothy z Julie, jedną z gwiazd serialu (w tej roli Jessica Lange) – gdy kobieta zwierza się swojej, jak sądzi, koleżance na temat swoich fantazji, bohater przy następnej okazji wykorzystuje je, by zdobyć serce Julie już jako mężczyzna. Jakież jest jego zdziwienie, gdy zamiast rzucić mu się na szyję, kobieta oblewa go drinkiem. Takich, pozornie banalnych, a jednak wiele mówiących scenek znajdziemy w Tootsie mnóstwo i właśnie w tym tkwi siła filmu Pollacka – w umiejętnym wykorzystaniu społecznych obserwacji do celów komediowych. Hoffman jako Dorothy jest znakomity, dzielnie dotrzymuje mu kroku Jessica Lange, a także Bill Murray w roli nieco powolnego współlokatora Dorseya, ale absolutną zwyciężczynią jest tu Teri Garr jako Sandy, niedowartościowana trzpiotka i przyjaciółka głównego bohatera. Czerpiąca garściami z Allenowskiej Annie Hall kreacja staje się skupiskiem nieliczonych stereotypów zarówno płciowych, jak i branżowych.
Niełatwo uwierzyć, że Tootsie powstała aż 35 lat temu – wiele spośród przedstawionych w filmie Sydneya Pollacka zjawisk i sytuacji nie tylko wciąż ma miejsce w przemyśle filmowym, ale nawet zyskało na sile. W obliczu zataczającego coraz większe kręgi „Weinsteingate” wciąż bawi i śmieszy, lecz w niektórych przypadkach może to być śmiech przez łzy.