search
REKLAMA
Berlinale 2020

THERE IS NO EVIL. Twarzą w twarz ze śmiercią

Tomasz Raczkowski

1 marca 2020

REKLAMA

There Is No Evil to obraz bardzo mocny, starający się jak najpłynniej połączyć ostrą krytykę systemu z refleksyjnością. W ponad dwugodzinnym filmie znajdziemy kilka wspaniałych scen, które w surowy, ale równocześnie liryczny sposób przenikają maski i pozy bohaterów, docierając do podskórnie napędzających dramaturgię nagich emocji. W najlepszych momentach Rasoulof potrafi ze zwykłej zmiany świateł na skrzyżowaniu, leśnej schadzki czy nakrywania do stołu uczynić subtelne migawki, ujawniające targające postaciami sprzeczności. Tworzy w ten sposób frapujące, dyskretnie poetyckie drugie dno surowego dramatu społecznego, przesuwające chłodną formę w kierunku melancholijnej zadumy. Niestety zdarza się reżyserowi również zgubić gdzieś wyczucie i skręcić w rejony zbyt dosłowne lub pozwolić sobie na sceny fabularnie przejaskrawione. Podobnie jak w poprzednim swoim filmie, Uczciwym człowieku, Rasoulof nie do końca umie powściągnąć swój publicystyczny zapał i niepotrzebnie dopowiada to, czym w innych miejscach tak zręcznie nasyca swój film. Cierpi na tym refleksyjna głębia, której reżyser nakłada gorset zbędnych eksplikacji, uniemożliwiający podążenie za naturalnie rozwijającymi się nitkami introspekcji bohaterów i wyłuskiwanie z nich ukrytych znaczeń.

Z kwestią dynamiki filmowej narracji wiąże się też zasadnicza konstrukcyjna niedoskonałość There Is No Evil, złożonego z czterech odseparowanych od siebie epizodów. Sam koncept antologii broni się oczywiście jako sposób na wprowadzenie szerokiego spojrzenia na podejmowany problem, ale trudno pozbyć się wrażenia, że reżyser marnuje w ten sposób autonomiczny potencjał poszczególnych fragmentów. W chwili gdy psychologiczne portrety zaczynają naprawdę intrygować, zostają spuentowane i następuje przejście do kolejnej części. Właściwie tylko ostatni, najbardziej kameralny segment wydaje się spełniać w około 40-minutowej ramie, w pozostałych pogłębione spojrzenie na jednostkowe przypadki poświęcone zostało na ołtarzu społecznej panoramy. Brakuje tu też jakiejś klarownej koncepcji narracyjnego połączenia czterech historii. Montaż epizodów w There Is No Evil jest mechaniczny, a wszystkie części spina jedynie temat, co potęguje wrażenie porzucenia co bardziej zniuansowanych wątków i odbiera filmowi narracyjny polot.

A jednak jako całość There Is No Evil broni się dobrze – zaskakująco wręcz dobrze, biorąc pod uwagę powyższe uwagi. Reżyser nie pozwala, by niedoskonałości pociągnęły film w dół, ku kinowej przeciętności. Sekret tkwi w zręcznym i przenikliwym skonstruowaniu postaci, które ucieleśniają fundamentalne rozterki moralne oscylujące wokół kary śmierci i posłuszeństwa systemowi, tworząc zbiorowy obraz społecznej mimikry Irańczyków. Niezależnie od tego, jak rozkłada akcenty i na ile wykorzystuje potencjał analityczny scenariusza, Rasoulof tworzy poruszające, sugestywne opowieści, które ułożone w świadomy sposób osiągają zamierzony efekt, którym jest ostra krytyka instytucji kary śmierci, a także sankcjonującego ją systemu. Pomimo, że na poziomie formalnym There Is No Evil nie jest bez zarzutu, reżyser posługuje się językiem filmowym w wystarczająco dobry jakościowo sposób, by sprawnie trafić do sumień oraz serc widzów. Ta efektywność sprawia, że film wyróżnia się na tle podobnych produkcji i jest jak dotąd największym osiągnięciem Irańczyka.

Mohammada Rasoulofa nie było na tegorocznym Berlinale. Filmowiec nie może opuszczać kraju, co jest bezpośrednią konsekwencją jego krytycznej wobec irańskiej władzy aktywności (dodajmy, że choć uznane na świecie, filmy Rasoulofa nie są pokazywane legalnie w Iranie). Na konferencji prasowej There Is No Evil wymownie przemawiało puste krzesło, a nagrodę w imieniu reżysera odbierała jego córka, Baran Rasoulof, wcielająca się też w jedną z ról w filmie. Złoty Niedźwiedź dla There Is No Evil to nagroda bez wątpienia o charakterze politycznym, nie znaczy to jednak, że niezasłużona. Berlin jest zresztą miejscem, gdzie tego typu werdykty są zupełnie na miejscu. To rzetelnie zrealizowane, dobre kino, uderzające surową wizją rzeczywistości społecznej i podejmujące się jej metodycznej krytyki. Jego wyrazistość i stawka tworzących go dramatów sprawiają, że głęboko porusza i wczepia się w pamięć, stając się sprawnym nośnikiem społecznego komentarza i największej wagi przesłania.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA