search
REKLAMA
Nowości kinowe

Taśmy Watykanu

Maciej Niedźwiedzki

26 lipca 2015

REKLAMA

Taśmy Watykanu nie przejdą do historii kina. Nie były chyba też tworzone z myślą o tym (o ile powstały z jakąkolwiek). Współczesne kino satanistyczne opiera się na tak wyeksploatowanej formule, że jedyną sensowną opcją wydaje się jej pastisz. Mark Neveldine, reżyser Taśm, niespecjalnie zdawał sobie z tego sprawę. Przedziera się z poważną miną przez bajzel na kolejnych stronach scenariusza. Fabuła filmu grzecznie przechodzi przez trzy przewidywalne stadia: opętanie – nieudana medyczna diagnostyka egzorcyzmy. Atrakcyjna nastolatka (Olivia Taylor Dudley) zostaje więc zaatakowana przez kruka, który kaleczy ją we wskazujący palec. Warto wspomnieć, że dziewczyna ma całkowicie zwyczajne imię, imię niekojarzące się absolutnie z niczym, szczególnie w horrorze poruszającym religijną tematykę. W filmie, w którym głównym przeciwnikiem jest Szatan. Nazywa się Angela. 

Dzień po nietypowym okaleczeniu bohaterka zaczyna dziwnie się zachowywać. Pije więc dużo wody i prowokacyjnie zachowuje się względem swojego konserwatywnego ojca, Rogera. Z kolei jej flegmatyczny chłopak, całkowicie anonimowa postać, o której nie da się nic szczególnego napisać, a o której powinienem jakkolwiek wspomnieć, ponieważ poświęcono mu sporo czasu ekranowego, w trakcie filmu umiarkowanie się o Angelę troszczy. Pewnie mógłby nieco bardziej, ale trochę się boi i wygląda na bezradnego. Fascynujące. Jest dodatkowo zdominowany przez despotycznego prawdopodobnego przyszłego teścia. Niepotrzebnie wnikam w meandry tej fabuły, którą mogę porównać jedynie do 247 odcinka  tvnowskiej Ukrytej prawdy.

VT_D07_0809.NEF

Angela trafia do szpitala imienia świętej Marii (a jakże inaczej). Tam jej przypadkiem zaczyna interesować się ojciec Lozano (Michael Pena). W jej zachowaniu dostrzega symptomy opętania przez demona. W budynku rozmieszczone są kamery dokumentujące wyraźną ewolucję głównej bohaterki. Lozano zgłasza sprawę do odpowiedniego oddziału w Watykanie, reprezentowanego przez niezamierzenie karykaturalnych księży-egzorcystów: kardynała Bruuna (tragiczny Peter Anderssen) i wikarego Imaniego (komiczny Djimon Hounsou). To dwaj specjaliści, którzy na nadesłanych z amerykańskiego szpitala materiałach dostrzegają siedzącego na oknie kruka – określonego przez nich jako „symbol posłannictwa Szatana”. W tym samym momencie oni dla mnie przemieniają się w symbol Wieków Ciemnych. Starszy i bardziej doświadczony kardynał Bruun jedzie do Stanówby wygonić z duszy Angeli diabła. W jednym z dialogów wspomina, że sam w młodości był opętany, więc wie, z czym będzie miał do czynienia. Absurd.

Nie sądzę, by był to zamierzony reżyserski zabieg, ale w Taśmach Watykanu to egzorcyści wydają się najbardziej obłąkani, to religijni ekstremiści, którym słowa Pisma Świętego przysłoniły cały świat. W tym filmie wszystko wyrażane jest przez przesadę i przegięcie. Od scenariusza po role aktorskie. Nie pełni to funkcji estetyzującej, nie naprowadzają również na żadną większą metaforą. To jedynie świadectwa ignorancji reżysera i tępego pióra scenarzysty. Wskazuje na to również banalna, infantylna symbolika, jaką operuje ten film. Od imienia bohaterki, przez kruka i czterdziestodniową śpiączkę, po nachalnie wprowadzane w obszar kadru krzyże.

b

Do absolutnego kuriozum dochodzi w trakcie przeprowadzania egzorcyzmów, kiedy kardynał Bruun zauważa, że coś blokuje przełyk Angeli. Sięga więc do jej gardła i wyciąga z niego jajko. Zaraz potem opętana wypluwa kolejne dwa. Zdaniem egzorcysty trzy razem oznaczają odrodzenie i Trójcę Świętą. To był idealny moment, bym zrezygnował z dalszego seansu. Bo przebrała się miarka. Bo mam szacunek do samego siebie.

Trzymała mnie jednak ciekawość, czy Taśmy Watykanu sięgną dna, potwierdzając tytuł najgorszego filmu 2015 roku. Udało się. Kapitan Neveldine bezpiecznie przepłynął przez Otchłań i przybił do kei w porcie Filmowych Koszmarów.

cinema

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA