SUGARLAND EXPRESS (1974). Kinowy debiut Stevena Spielberga
Lou-Jean i Clovis to szczęśliwe małżeństwo, które jednak co rusz popada w większe i mniejsze konflikty z prawem. Gdy kobieta opuszcza więzienie, dowiaduje się, że opieka społeczna przydzieliła ich dwuletniemu synowi rodziców zastępczych. Zrozpaczona postanawia najpierw interweniować na drodze prawa, a gdy to zawodzi, decyduje się na bardziej radykalne kroki. Namawia Clovisa, by – mimo tego, że zostało mu zaledwie kilka miesięcy do końca wyroku – uciekł z więzienia i ruszył wraz z nią odebrać małego Langstona. Mężczyzna początkowo kategorycznie odmawia, ale w końcu ulega namowom żony. Ruszają.
Z jednego końca Teksasu na drugi. Jadą, by spotkać się z Langstonem i znowu być szczęśliwą, trzyosobową rodziną. Po drodze nie omijają ich problemy i kolejne konflikty z prawem. Przez zwykły zbieg okoliczności (wszak wcale tego nie planowali) porywają radiowóz wraz z jego „zawartością” – sympatycznym posterunkowym Maxwellem Slide’em (w tej roli Michael Sacks, który dwa lata wcześniej otrzymał nominację do Złotego Globu dla najbardziej obiecującego nowego aktora za film Rzeźnia nr 5). Za uciekinierami rusza pościg, który z każdą minutą filmu staje się coraz dłuższy i dłuższy, aż osiąga prawdziwie kuriozalne rozmiary.
Fabuła wcześniejszego, telewizyjnego Pojedynku na szosie również rozgrywała się na autostradzie. Jej osią także była ucieczka – lub pościg, zależy, z czyjej perspektywy na to spojrzymy. W Pojedynku… David Mann ucieka nie przed policją, jak Lou-Jean i Clovis w Sugarland Express, ale przed kierowcą ciężarówki, który robi wszystko, by zepchnąć tego pierwszego z drogi. Dlaczego? To jest największa zagadka filmu Stevena Spielberga. Obraz jest interesującym spojrzeniem reżysera na zło i na próbę wygrania z nim człowieka. Mann to typowy everyman – człowiek-każdy. Bez wyróżniających cech. Bez znaków szczególnych. Tak naprawdę może to być każdy z nas. A ciężarówka – w całej swej wizualnej wrogości i tajemniczości – jest przykładem zła jako takiego. Pojedynek… jest więc filmem alegorycznym.
Podobne wpisy
Sugarland Express nie niesie już takiego ciężaru symbolicznego. Oczywiście znowu mamy tutaj opozycję: ścigani – ścigający. Ale czy jest to również opozycja dobra i zła? Nie wydaje mi się. Bo kto tutaj jest tym „złym”? Trudno dziwić się Lou-Jean i Clovisowi, że jako rodzice, którym odebrano dziecko, nie myślą do końca racjonalnie i podejmują zwyczajnie głupią decyzję. Pewnie, że powinni pójść do prawnika i dowiedzieć się, co mają zrobić, by Langston był znowu z nimi. Matka dziecka zresztą tak robi, jednak to nie przynosi rezultatu – okazuje się, że przez to, iż nie odebrała wcześniejszego zawiadomienia, jest już za późno na jakiekolwiek kroki. Prawdopodobnie wcale nie jest i da się coś jeszcze zrobić, trzeba tylko mieć pieniądze i wiedzieć, kogo i o co zapytać. Lou-Jean nie wie, jest zagubiona i wystraszona, że już nigdy nie zobaczy syna. Instynkt macierzyński bierze górę i w obecnej sytuacji przychodzi jej do głowy tylko odebranie dziecka siłą. Czy to jest jednoznacznie złe?
Tym złym nie jest na pewno porwany posterunkowy. Sympatyczny Slide stara się wytłumaczyć dwójce porywaczy, jakie konsekwencje niesie za sobą to, co zrobili. Chce ich przekonać, że takie działanie na dłuższą metę nie ma sensu. Finalnie po prostu zaczyna ich lubić i z duetu tworzy się trio, które przemierza Teksas w kawalkadzie samochodów policyjnych, wjeżdżając do kolejnych miast jak prawdziwi bohaterowie.
Zły nie jest również kapitan Harlin Tanner (Ben Johnson), który przecież wykonuje po prostu swoje obowiązki. I – podobnie jak Slide – nie widzi w uciekinierach przestępców, ale zwyczajnych, zagubionych ludzi, którzy popełnili duży błąd.
Oczywiście, że na czas przebywania rodziców w zakładach karnych należało dziecku zapewnić opiekę. Ale dlaczego nie zwrócono go, gdy matka wyszła z więzienia? Dlaczego nie mogła się zrehabilitować, pokazać, że może sprawować swoją rolę dalej? W prawdziwej historii – bo na jej kanwie został napisany scenariusz do Sugarland Epxress – tak się zresztą dzieje. Po całym pościgu, który trwał nie kilka dni, jak w filmie, ale zaledwie kilka godzin, główna bohaterka trafiła do więzienia, a gdy z niego wyszła, udowodniła przed opieką społeczną, że może być dobrą matką dla swojego syna. Szkoda, że musiała zrobić to dopiero wtedy, gdy to wszystko już się wydarzyło.
Największą zaletą i jednocześnie wadą filmu jest to, że głównych bohaterów można naprawdę polubić. Jak to możliwe, że jest to wada obrazu Spielberga? Ano dlatego, że lubimy Lou-Jean i Clovisa, kibicujemy im, śmiejemy się z nich i z sytuacji, które im się przydarzają. Wszystko jest dobrze do momentu, gdy na scenę wchodzą snajperzy. Ciężar filmu staje się wtedy bardzo mocno odczuwalny. Nagle uprzytamniamy sobie, że to nie jest tylko zabawa, że oni naprawdę porwali policjanta i nie zamierzają go oddać. Wszystkie sposoby uwolnienia go zawodzą, więc co pozostaje? Naprawdę tylko po jednej kuli z karabinu snajperskiego dla każdego z dwójki głównych bohaterów?
Podobne wpisy
Spielbergowi udało się tak sprytnie zarysować postaci rodziców Langstona, że stają się bardzo bliscy widzowi. Ale z drugiej strony, gdyby nie odtwarzający ich Goldie Hawn i William Atherton, efekt nie byłby tak dobry. Hawn, zdobywczyni Oscara za najlepszą rolę drugoplanową w filmie Kwiat kaktusa (1969), po raz kolejny pokazuje, że jest nie tylko piękną kobietą, lecz także dobrą aktorką. Świetnie odegrała rolę prostej, ale zabawnej i zdeterminowanej matki.
Spielberg zbudował film o dużym ładunku emocjonalnym. Można powiedzieć – nierówny, ponieważ z jednej strony mamy humor i groteskowe przerysowanie sytuacji (jak w scenie, gdy porywaczom zabrakło benzyny, albo gdy Lou-Jean biegnie z kuponami z supermarketów, a nad jej głową świszczą strzały oddziału ochotniczej policji), a z drugiej bardzo poważne konsekwencje, jakie są wynikiem postępowania głównych bohaterów. Do tego dochodzi świadomość widza, że to, co ogląda, jest oparte na faktach. Ale przecież takie poprowadzenie filmu nie było przypadkiem. Nie jest to więc słabość, a celowe zagranie na emocjach widza, zszokowanie go, wytrącenie z równowagi.
Sugarland Express zdobył Złotą Palmę za scenariusz. To obraz naprawdę warty obejrzenia. Może nie wybitny, ale przecież to kinowy debiut reżysera. Spielberg zaczął swoją karierę od naprawdę dobrego filmu.
korekta: Kornelia Farynowska