search
REKLAMA
Nowości kinowe

STRAŻNICY GALAKTYKI. Kosmiczna przygoda

Jakub Piwoński

1 sierpnia 2014

strażnicy galaktyki
REKLAMA

superhero_wallpaper__guardians_of_the_galaxy_by_mcnealy-d7088e3

Bez względu na to, jak wielką zasługę w intrygującej prezentacji bohaterów ma scenariusz, to jednak o jej głównej wartości stanowi ich finalna aktorska interpretacja. Każdy z bohaterów poprowadzony jest brawurowo i nie ma większego znaczenia, czy aktor wciela się w postać fizycznie czy tylko podkłada pod nią głos. Jako że nie chcę się przesadnie rozdrabniać, pozwolę sobie wyróżnić jeno dwójkę aktorów, których gra zwróciła moją uwagę najbardziej. Na naszych oczach rodzi się nowa gwiazda kina akcji – Chris Pratt – z wymalowanym na twarzy zawadiackim uśmieszkiem. Jego gra to połączenie krnąbrnego stylu Harrisona Forda i błazenady Johnny’ego Deppa, które to połączenie wypada bardzo świadomie. Warto docenić także ogrom pracy, jaki aktor ten włożył w budowanie odpowiedniej sylwetki – wiadomo bowiem, iż swą aparycją jeszcze na poziomie „Wykapanego ojca” kompletnie nie nadawał się do roli superbohatera. Metamorfoza przebiegła jednak wiarygodnie i za to punkt dla niego. Trzymam kciuki, by w zapowiadanym na przyszły rok Jurassic World wypadł równie dobrze.

I jeszcze Zoe Saldana. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, dlaczego ta aktorka tak często angażowana jest do filmów akcji. Ona nie tylko jest świetnie wygimnastykowana, przez co opanowanie choreografii walk przychodzi jej z lekkością. Ona prócz tego, ma w sobie niezwykły wdzięk i powab, dzięki którym jej ruchy wypadają płynnie i elektryzująco. Przyznać muszę, że przez większą część seansu nie potrafiłem oderwać od niej wzroku i przeszkodzić mi w tym nie mogła nawet jej z pozoru odpychająca, zielona skóra. Już za sam sposób poruszania się i grację z niego płynącą aktorka ta powinna dostać Oscara® (co rzecz jasna piszę przy jednoczesnym puszczaniu do was oka). Zoe Saldana powoli staje się etatową, filmową heroiną, i pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, iż z uwagi na bijącą od niej energię, jest to heroina jakiej kino jeszcze nie miało.

drax-the-destroyer-guardians-of-the-galaxy-3

Warto także wspomnieć, iż filmową atmosferę szaleństwa podkreśla także ścieżka dźwiękowa. W dużej mierze opiera się ona na zapożyczeniu i wpleceniu oryginalnych, popowych hitów lat 70/80.  Za sprawą walkmana głównego bohatera i wydobywających się z niego dźwięków, Strażnicy Galaktyki skutecznie pociągają zatem także struny nostalgii za elementami przeszłej kultury. W połączeniu z wybiegającą w przyszłość wizją, tęsknota ta nabiera osobliwego kolorytu, przez co jeszcze bardziej potrafimy zrozumieć przywiązanie protagonisty do jego rodzinnej pamiątki. Bo tak jak on jest w stanie zaryzykować życie, by ją odzyskać, tak nam wciąż trudno jest wyrzucić do kosza te stosy zalegających na strychu kaset magnetofonowych.

Najnowszy film Jamesa Gunna to kino pełne polotu, humoru i spontaniczności, realizujące najlepsze tradycje klasycznych space oper. Kosmiczna przygoda jaką doświadczamy w Strażnikach galaktyki wciąga nas bez opamiętania od pierwszych do ostatnich minut. Jestem pewien, iż jesteśmy właśnie świadkami początku nowej, dochodowej serii, która w kinach będzie święcić triumfy jeszcze długo – aż dojdzie do zapowiadanego crossovera z innymi bohaterami uniwersum Marvela. Nic tylko zacierać ręce i czekać.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA