STOKER. Niezwykły, znakomity thriller. Chcemy więcej!
Kwestią czasu było, kiedy Hollywood upomni się o twórcę „trylogii zemsty”, i swym amerykańskim debiutem reżyser ten nie zawodzi. Ale „Stoker” to film również dla widzów tęskniących za poetyckim dreszczowcem, który domaga się pewnej specyficznej wrażliwości – realizm doskonale tu współgra z mocno fantasmagoryczną estetyką Parka, snującym straszną historię o spotkaniu zła z niewinnością, i jego konsekwencjach.
Oczami wchodzącej w dorosłość Indii Stoker (nietypowa Mia Wasikowska) oglądamy dramat jej rodziny. W dzień osiemnastych urodzin dziewczyny ginie jej ojciec, a na pogrzeb przyjeżdża ktoś, o kim nigdy nie słyszała – brat zmarłego, stryj Charlie (rewelacyjny Matthew Goode). Wiadomo, że wiele podróżował, a ostatnio w Europie chyba zajmował się wykopaliskami archeologicznymi. India jest jednak nieufna wobec krewnego, zwłaszcza, gdy ten żywo zaczyna się interesować niezbyt pogrążoną w żałobie wdową (dobra Nicole Kidman). Wkrótce jednak zaczynają znikać ludzie z otoczenia Stokerów, a nastoletnia bohaterka odkrywa mroczny sekret wuja. I to nie jeden.
Fabuła przypomina „Cień wątpliwości” Alfreda Hitchcocka – tam również młoda dziewczyna dowiadywała się niezbyt fajnych rzeczy o swoim wujku Charliem. Tylko, że w filmie z 1943 roku główna bohaterka na początku uwielbiała swojego krewnego, a z czasem tę relację zdominował strach i obrzydzenie. Tutaj instynktowna niechęć i dystans ustępują pewnej fascynacji, a potem czemuś jeszcze. Kto widział „Oldboya” i inne filmy Parka ten wie, że nie boi się on umieszczać swoich bohaterów w sytuacjach, które czynią z nich ofiary własnych żądz. W „Stokerze” obrazowanie tego jest nieco złagodzone (więcej tu sugestii niż dosłowności), a i ironia obecna w poprzednich jego dziełach wyparowuje, lecz w gruncie rzeczy opowiada on o tym samym – zło zaraża.
India bardzo szybko dostrzega w swym stryju inność, tak jakby nie miała do czynienia z żywym człowiekiem, ale ze zjawą. Po części wynika to z niesamowitego słuchu dziewczyny, która potrafi usłyszeć rozmowę dwóch osób ze sporej odległości, bądź dźwięki niedostępne dla zwykłego człowieka. I rzeczywiście, podczas pogrzebu słyszy znajdującego się daleko od niej wuja. Ale są też momenty, gdy ten pojawia się znikąd, bądź bezszelestnie znika. Okazuje się być niezłym kucharzem, lecz nigdy nic nie je. Jego twarz wydaje się często nienaturalna – szeroko otwarte oczy łapczywie zagarniają do siebie to, na co patrzy w danym momencie. Nic więc dziwnego, że młoda i niewinna India czuje się w jego obecności niepewnie.
Ale ta niewinność wydaje się umowna. Mia Wasikowska od pierwszych scen gra osobę z jednej strony skrzywdzoną i wycofaną, a z drugiej agresywną, nawet jeżeli jest to głęboko skrywane. Głód tego, co na nią czeka daje o sobie znać wraz z pojawieniem się zagadkowego stryja. India dojrzewa seksualnie, ale i mentalnie, rozumiejąc, że na pewne rzeczy nie ma wpływu – hamulce puszczą prędzej czy później. Nie ważne, czy dotyczy to rywalizacji z matką, chamskich docinków ze strony chłopaków w szkole, tajemnic tak wuja, jak i ojca. Młodej Stokerównej przyjdzie pożegnać się z niewinnością, nie dlatego, że skończyła 18 lat i świat jej się zawalił, ale ponieważ doszła do wniosku, że tego właśnie chce.
Film Chan-wook Parka jest ucztą dla oczu. Precyzja kadrów, często bardzo oryginalnych, kolorystyka oraz ogólny wygląd „Stokera” zachwycają i często łapałem się na tym, że dużo większą uwagę przywiązywałem do jakiegoś konkretnego obrazu niż wydarzeń, które właśnie się rozgrywały. Scenariusz Wentwortha Millera (tego samego, który grał główną rolę w serialu „Prison Break”) korzysta z hitchcockowskim wzorów, lecz przetwarza je, nie zawsze zgodnie z oczekiwaniami widza, i nie zawsze w pełni udanie. Wraz z rozwojem fabuły zacząłem rozumieć, że nie zagadka jest tu najważniejsza oraz niespodziewane zwroty akcji. Odkrywamy wraz z Indią niepokojące fakty, i to jej reakcja na nie wydaje mi się kluczowa, napędza cały film. Potwierdza to reżyser, który typowo thrillerowe sceny tnie, bądź w ogóle z nich rezygnuje, a buduje napięcie w momentach zdawać by się mogło prozaicznych, jak rozmowa przy stole.
Ale „Stoker” jest niezwykłym dreszczowcem jeszcze z jednego powodu. Fabularnie mamy do czynienia z kuzynem „Cienia wątpliwości” Hitchcocka, zaś formalnie jest to doskonały przykład kina Parka. Jednak wykreowana nieco oniryczna atmosfera czyni z tego filmu przypowieść o pojedynku niewinności ze złem, podobną do „Nocy myśliwego” Charlesa Laughtona. Wykorzystanie poetyki snu w thrillerach kończy się zazwyczaj kompletną porażką, ale nie w tym przypadku. Dobry scenariusz Millera, który w paru miejscach zostawia miejsce na interpretacje, posłużył Parkowi za doskonały model, aby opowiedzieć dziwną, choć mającą swoją logikę historię w sposób niekonwencjonalny.
Być może za tymi wszystkimi tajemnicami w „Stokerze” mogłoby kryć się coś więcej, ale chyba dobrze, że wujek Charlie pozostaje postacią nieco widmową aż do samego końca. Tym samym przypomina trochę wampira (trop, jakim jest nazwisko rodowe bohaterów, wydaje się nieprzypadkowy), którego jedynym celem jest wypicie krwi swojej ofiary. Motywy i geneza tego, co w nim siedzi są nieważne. „Kwiaty nie wybierają swojego koloru”, mówi w prologu India, i szybko dodaje, że z ludźmi jest podobnie. Film Parka opowiada historię dziewczyny, która zaczyna rozróżniać kolory.