STARZY LUDZIE. Drugoligowy horror z polską prowincją w tle
Byłem zaskoczony, gdy po rozpoczęciu seansu niemieckiego horroru Starzy ludzie na Netfliksie zobaczyłem planszę z logotypem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Na nie najlepiej działającej stronie internetowej PISF-u próżno szukać informacji o tym projekcie, ale horror Andy’ego Fetschera, niemiecko-rumuńskiego reżysera o niewielkim dorobku, współfinansowany był przez polskie fundusze, dlatego musiały znaleźć się w nim elementy z naszej ojczyzny. I znalazły się: plenery.
Choć na ekranie próżno szukać polskich aktorów, akcja Starych ludzi rozgrywa się w naszej, choć udającej Niemcy, ojczyźnie – za główne miejsce akcji obrano piękny dworek w pomorskim Paraszynie oraz leżące nieopodal Strzebielino, a jedną z ważniejszych lokacji znaleziono na przeciwległym biegunie naszego kraju, w Krakowie. Film Andy’ego Fetschera opowiada o świecie, w którym tytułowi starzy ludzie, a więc obywatele w wieku seniorskim, zbuntowali się wobec młodych ludzi, by odpłacić im za dziesięciolecia niewłaściwego traktowania. Cokolwiek karkołomny pomysł został jeszcze bardziej karkołomnie zrealizowany – oto w położonym na wsi starym domu odbywa się wesele, które zostaje przerwane przez hordę… pensjonariuszy domu starców.
https://www.youtube.com/watch?v=fQGdP5J6MXs
Jak to się dzieje, że w większości niedołężni, często także dotknięci demencją i związanym z wiekiem osłabieniem starcy nagle zyskują nowe siły i są w stanie zagrozić zdrowym, znacznie młodszym ludziom w sile wieku? Tego twórcy Starych ludzi nie wyjaśniają, ale wydaje się, że seniorów opanowuje coś w rodzaju zbiorowej halucynacji, wyzwalającej w nich pierwotne instynkty – już pierwsza scena filmu, rozgrywająca się w oderwaniu od głównej osi fabularnej, jest zapowiedzią całkowitego zezwierzęcenia staruszków występujących w filmie Fetschera, ale reżyser nie do końca osiąga sukces w wyjaśnieniu, skąd bierze się seniorska furia – padają cytaty na temat szanowania starszyzny itd., ale już geneza przemiany babć i dziadków w zombiepodobne potwory nie pojawia się w filmie.
Koślawa realizacja
Realizacyjnie Starzy ludzie to zlepek tanich, często efektownych sztuczek, które jednak są zbyt nachalne, by traktować je poważnie. Początkowe filtry niczym ze zdjęć instagramowych szafiarek ustępują ujęciom kręconym z ręki niczym w horrorze found footage, a za chwilę na ekranie pojawia się ujęcie w zwolnionym tempie, z warstwą dialogową zastąpioną niediegetyczną muzyką. Oglądając Starych ludzi, przypomniałem sobie o kręconym z podobnie kiczowatym zacięciem australijskim zombie movie Wyrmwood Kiahy Roache-Turnera, ale w tamtej produkcji kicz był ewidentnym środkiem zapewniającym dużą dawkę humoru, którego w filmie Fetschera nie doświadczymy. Niski budżet i brak reżyserskiego doświadczenia widoczny jest niemal w każdej scenie, a nie pomaga także aktorstwo. Próżno szukać tu rozpoznawalnych twarzy niemieckiego kina, a nawet w głównych rolach występuje tu raczej drugi garnitur aktorski, czego – niestety – nie udało się ukryć.
Netflix już w zeszłym roku pokazał, że można zrobić (częściowo) niemiecki horror – Krwawe niebo Petera Thorwartha było trzymającym w napięciu i solidnie zrealizowanym kinem grozy, czego absolutnie nie można powiedzieć o Starych ludziach. Romansujący z konwencją kina postapokaliptycznego horror Andy’ego Fetschera może robić wrażenie kilkoma intensywnymi (i jednocześnie nieco obrzydliwymi) sekwencjami, ale potyka się w miejscach, w których próbuje opowiedzieć jakąkolwiek historię. Niemal nieobecne motywacje bohaterów, wepchnięty na siłę i momentami mocno cringowy wątek rodzinny czy wreszcie niewystarczająco wyjaśniony główny wątek „starczej zarazy” – to wszystko sprawia, że Starzy ludzie nie staną się horrorowym hitem. Co najwyżej zyskają kilka tysięcy wyświetleń od widzów, którzy będą ciekawi koślawej realizacji filmu Andy’ego Fetschera.