search
REKLAMA
Recenzje

STARCRASH. Niedorzeczne science fiction na tropach „Gwiezdnych wojen”

Film fantastycznonaukowy Luigiego Cozziego z 1978 roku.

Maciej Kaczmarski

7 grudnia 2024

REKLAMA

Gigantyczny sukces Gwiezdnych wojen poskutkował zalewem produkcji klasy B, C i Z, czego Starcrash jest najlepszym dowodem. Lub najgorszym.

Stella Star jest najlepszą pilotką we wszechświecie, a jej partner Akton nie ma sobie równych w nawigacji po kosmosie. Ponieważ jednak trudnią się międzygalaktycznym przemytem, są ścigani przez wysłanników Imperialnej Policji Kosmicznej: komendanta Thora i humanoidalnego robota Elle. Stella i Akton zostają schwytani i skazani na dożywocie w koloniach karnych, ale władze udzielają im amnestii: dobry i mądry władca wszechświata zwany Imperatorem obiecuje im wolność, jeśli odnajdą zaginione kapsuły ratunkowe imperialnego statku kosmicznego, zlokalizują księcia Simona, jedynego syna Imperatora, oraz odszukają i zlikwidują potężną broń wielkości planety, którą zły hrabia Zarth Arn zbudował, aby przejąć władzę w całym kosmosie. Stella i Akton rozpoczynają podróż po galaktyce, w której trakcie będą musieli zmierzyć się z niebezpiecznymi jaskiniowcami, wojowniczymi amazonkami i akolitami hrabiego.

Jeśli jeszcze nie jest to oczywiste, Starcrash powstał na fali popularności Gwiezdnych wojen (1977) George’a Lucasa, choć reżyser Luigi Cozzi zarzekał się, że pomysł na jego film powstał przed premierą swego słynnego poprzednika. Pieniądze na produkcję (4 miliony dolarów) wyłożyli producenci Nat i Patrick Wachsbergerowie (ten pierwszy był również współscenarzystą), ale Cozzi przyznał później, że niewielki budżet zmusił go do nadania Starcrash umyślnie zwariowanej formy. Plan filmowy stworzono w rzymskim studiu Cinecittà, główne role powierzono zaś Caroline Munro, Marjoemu Gortnerowi, Juddowi Hamiltonowi, Joemu Spinellowi, Davidowi Hasselhoffowi oraz Christopherowi Plummerowi, który przyjął propozycję tylko dlatego, że mógł odwiedzić Rzym. „Nakręcę nawet pornosa, jeżeli będę mógł tam pojechać. Rzym jest najwspanialszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła” – deklarował kanadyjski aktor.

Okres zdjęciowy zaplanowano pomiędzy październikiem a grudniem 1977 roku, jednak prace nad filmem przeciągały się z powodu licznych problemów: budżet kurczył się w zastraszającym tempie, obsada doświadczyła zatrucia pokarmowego, a lewicujący robotnicy pracujący przy filmie założyli komitet strajkowy i podobno nawet ukradli kopię filmu dla okupu. Kiedy włodarze American International Pictures – wytwórni, która miała dystrybuować film – obejrzeli „dzieło” Cozziego, natychmiast wycofali się z całego przedsięwzięcia. Ostatecznie dystrybucją filmu zajęło się należące do Rogera i Gene’a Cormanów studio New World Pictures. Starcrash zadebiutował w RFN w grudniu 1978 roku, a kilka miesięcy później trafił do kin w USA. Negatywne recenzje i niewielkie wpływy z biletów uniemożliwiły Cozziemu nakręcenie sequela pt. Star Riders, w którym mieli wystąpić m.in. Klaus Kinski, Nancy Kwan oraz Jack Rabin.

Cozzi mógł odcinać się od Gwiezdnych wojen, lecz seans Starcrash zadaje kłam jego twierdzeniom. Podobieństwa są oczywiste: podróż w nadprzestrzeń, miecze świetlne, sympatyczny robot, gwiezdni przemytnicy, telekineza w rodzaju Mocy, a nawet imiona i tytuły postaci (Imperator i Zarth Arn jednoznacznie kojarzący się z Darthem Vaderem). Ale film Cozziego ma coś, czego nie miał film Lucasa: Caroline Munro w kozakach i lateksowym wdzianku kąpielowym; zdziczałych troglodytów z innej planety; szalonego łotra zanoszącego się śmiechem obłąkanego naukowca; amazonki na różowych jednorożcach; walki wręcz niczym z produkcji Z.F. Skurcz; straż przyboczną hrabiego złożoną z osobników w hełmach XIX-wiecznych strażaków; dialogi w rodzaju „A więc wiesz o potworach?”, „Giń, robocie!”, „Do mnie, golemy!”, „Rzucać rad do pieca!”, „Przeskanować jej mózg!” i „Nikt nie ucieknie przed promieniem śmierci!”.

Dialogi te nie mają sensu nawet w kontekście fabuły, a i ta jest absurdalna. Wszystko jest tutaj tandetne: fatalna gra aktorska, niechlujny dubbing, tanie efekty specjalne, licha scenografia i niedorzeczny scenariusz składają się na całość, która sprawia wrażenie parodii – tyle że nie zamierzonej. Bodaj jedyną zaletą filmu jest czynnik rozrywkowy, ale i to trudno uznać za intencję twórców, którzy nie chcieli chyba, by widzowie pękali ze śmiechu. O dziwo film Cozziego dostał nominację do nagrody Saturna w kategorii najlepszy film międzynarodowy, a w 2015 roku redakcja magazynu „Rolling Stone” umieściła go na liście 50 najlepszych obrazów science fiction lat 70. A przecież Starcrash to rzecz dorównująca Planowi dziewięć z kosmosu (1959) Eda Wooda i Przybyszowi z kosmosu (1953) Phila Tuckera: film niewiarygodnie wręcz zły i jednocześnie idealny na seans w dobrym towarzystwie i z butelką czegoś mocniejszego.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor