STALOWE MAGNOLIE. Idealna kompozycja talentów

Stalowe magnolie mogłyby być kolejną obyczajówką do kotleta. Składniki wymieszane w standardowych ilościach – trochę śmiechu, trochę łez, trochę ładnych obrazków – dają lekkostrawną potrawę, w sam raz na nieco nudny, ale sprawdzony posiłek. Stało się jednak inaczej.
Przede wszystkim – scenariusz. Tak, historia jest standardowa – mała społeczność, której sielankowy obraz burzy nagła tragedia, grupa ludzi z problemami, które muszą oni, w ten czy inny sposób, trzymając się razem, rozwiązać. Stalowe magnolie jednak zapadają w pamięć dzięki inteligentnemu, ciętemu dowcipowi, godnemu ostrego języka Shirley MacLaine. Sceny komediowe z jej udziałem to klasa sama w sobie – już otwarcie Ouiser, kiedy wpada ona w sam środek przygotowań do ślubu ze swoim psiskiem, z pretensjami, że Drum (Tom Skerritt) strzela do ptaków, stanowi zapowiedź dobrej zabawy. A MacLaine nie odpuszcza ani na sekundę i nawet w momentach, które wymagają od niej więcej powagi, tli się w niej ognik szaleństwa.
Podobne wpisy
W przeciwwadze stoi Sally Field, która w Stalowych magnoliach stworzyła scenę bez mała monumentalną – mowa tu o scenie na pogrzebie. Ogrom cierpienia, wściekłości, bólu, jaki wylewa się w ciągu tych kilku minut z aktorki, jest niesłychany. Nie wierzę, że jakikolwiek widz pozostaje obojętny w obliczu takiej maestrii. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że jest to największy wyczyn aktorski Field. Nie pamiętam jej z żadnej innej roli, z żadnej innej chwili, w której dałaby z siebie tak wiele. Dla samego tego momentu warto obejrzeć film Rossa. Zresztą jest to też popis umiejętności tego reżysera, który zrzucając widza razem z M’Lynn na samo dno rozpaczy, natychmiast podaje mu rękę. W jednej chwili patrzymy, pełni współczucia, na udrękę matki, a już w kolejnej śmiejemy się przez łzy, kiedy Clairee radzi uprzejmie M’Lynn: „Walnij Ouiser. Połowa miasta chciałaby przywalić Ouiser!”. Oddech. To, co doprowadziło matkę Shelby do dramatycznego wybuchu, nigdy jej już nie opuści, ale na chwilę odpuści. Przekaz jest jasny – wydarzyło się coś okropnego, ale można, trzeba, będzie się żyło dalej.
I żyje się. Końcowe sceny Stalowych magnolii wracają do sielankowych klimatów scen pierwszych, zataczając krąg. Wzloty i upadki, błyski szczęścia i ziarenka smutku mieszają się ze sobą, a życie, nie zważając na pojedyncze zdarzenia, toczy się swoim torem.
Stalowe magnolie to doskonały film na babski wieczór. Opowieść o sile drzemiącej w każdej kobiecie – z pozoru delikatnej jak magnolia, a jednak nie do złamania, nie do pokonania, niczym szlachetna stal – to klasyk absolutny, który jednocześnie wyciska łzy z oczu i podnosi na duchu. Nie jest przy tym nudny, nie jest moralizatorski, nie stosuje ogranych chwytów, nie opiera się na typowych postaciach. Jak umiejętnie dobrana wiązanka kwiatowa, nadal zachwyca – każdym pąkiem osobno i idealną ich kompozycją.