SPECJALISTA OD NICZEGO: SPRAWY SERCOWE. Do bólu autentyczna historia miłosna
Wyczekiwany od czterech lat (sic!) 3. sezon Specjalisty od niczego okazuje się całkowicie zaskakujący. Zacznijmy od tego, że może on mocno rozczarować fanów serialu, którzy oczekiwali kontynuacji starych wątków. Brak tu Arnolda, Franceski, nawet sam Dev pojawia się dosłownie dwa razy. Najnowsza odsłona nosi podtytuł Sprawy sercowe (choć bardziej podoba mi się oryginalna nazwa Moments in Love) i myślę, że łatwiej odbierać ją jako sezon specjalny czy spin-off serialu. Mamy tu do czynienia z całkowitym odcięciem się od tego, co działo się w pierwszych dwóch sezonach. Jedyny pomost między starym i nowym stanowi postać Denise, wcześniej drugoplanowa, teraz pierwszoplanowa. Jednak kategoryzacja nie jest tu aż tak istotna. Ważne, że esencja starego dobrego Specjalisty od niczego przenika Sprawy sercowe na wskroś, wzdłuż i wszerz.
Przyjaciółka Deva, Denise, mieszka ze swoją żoną Alicią w przytulnie urządzonym, uroczym domku na wsi. Denise zdążyła zachłysnąć się sukcesem oraz sławą po niezwykle entuzjastycznym przyjęciu jej debiutu literackiego, którego recenzja z „The New York Times” dumnie wisi na lodówce. To wydarzenie nie tylko wniosło do domu dwóch kobiet wiele radości, ale i zmąciło ich dotychczasowe życie. Alicia, którą dopiero poznajemy w 3. sezonie, próbuje swoich sił jako dekoratorka wnętrz. Jej największym pragnieniem jest jednak urodzenie dziecka.
Tak rysuje się początek sezonu. Pierwsze minuty są nieco dezorientujące. Wchodzimy z kamerą do ustabilizowanego, szczęśliwego życia dwóch kobiet w pięknym domu na wsi. Ich związek wydaje się być sielankowy. Oglądamy, jak przez trzy minuty beztrosko tańczą przy pralce, składając pranie. Pojawiają się także Dev z dziewczyną, którzy przychodzą do bohaterek w odwiedziny. Czyżby przerwa między 2. a 3. sezonem była tak długa, że wszystko tak po prostu zdążyło się ułożyć? Nie żebym nie życzyła bohaterkom szczęścia, ale nie chciało mi się w to uwierzyć. Bądź co bądź moje wątpliwości nie trwały długo. Już w pierwszym odcinku rzucają się w oczy niewielkie pęknięcia w relacji Denise i Alicii, które wkrótce się powiększą, doprowadzając do nieodwracalnego rozpadu.
W Sprawach sercowych śledzimy bardzo intymne i osobiste momenty z małżeństwa bohaterek. Czułe wieczory we dwoje. Banalne wymiany obserwacji. Prozaiczne codzienne czynności. Napięte rozmowy i głośne kłótnie, podczas których słowa wymykają się spod kontroli. Towarzyszą temu długie i jednostajne ujęcia, pozwalające nam chłonąć to, co dzieje się na ekranie – czuć błogość lub wsłuchiwać się w krępującą ciszę. 3. sezon to o wiele więcej dramatów, a zdecydowanie mniej powodów do śmiechu. Z jednej strony strach Denise przed napisaniem drugiej książki i widmem powrotu do przeciętnego życia, z drugiej strony ciągle narastająca w Alicii irytacja, poczucie uzależnienia od żony; jednak przede wszystkim to poronienie staje się iskrą, która wznieca pożar i stopniowo wypala ich związek. Od tego momentu kobiety poruszają się po domu w przeszywającej ciszy. Jedzą posiłki osobno, samotnie kładą się spać. Nawet tak prozaiczna wiadomość Alicii, że jedzie na weekend na festiwal antyków, odzwierciedla napięcie i rosnącą frustrację między kobietami. Poronienie Alicii rozpocznie ciąg zdarzeń, które będą obnażać kolejne pęknięcia i w finale doprowadzą do rozwodu.
Sprawy sercowe to wręcz dokumentalny, ale niepozbawiony wrażliwości obraz rozpadającego się związku. Kamera jest zawsze zdystansowana i bezstronna. Ukazuje główne bohaterki razem, nigdy osobno, w szerokim kadrze. Znamienne wydaje się również to, że historia Denise i Alicii całkowicie pozbawiona jest zbliżeń na twarze. Można to interpretować na różne sposoby. Na przykład, że choć jesteśmy świadkami niezwykle osobistych sytuacji w ich życiu, pozostajemy tylko widzami, którzy z dystansu przyglądają się rozkładowi pewnej relacji. Brak zbliżeń może także symbolizować, że intymność między kobietami uległa zatarciu, a one stopniowo i konsekwentnie będą się od siebie oddalały.
Taka chłodna i niezaangażowana praca kamery sprawia, że trudno odczytywać intencje i emocje na twarzach bohaterek. To jednak nie minus, lecz raczej konkretny zamysł reżysera Aziza Ansariego. Sposób opowiadania jest zaś bardzo oszczędny. Na ekranie nie padają słowa, które można zastąpić obrazem. Nie pokazuje się tego, co może wybrzmieć poza kadrem, pozostając w sferze dopowiedzeń. Wiele tu rozgrywa się między wierszami – na przykład wtedy, gdy na pierwszym planie widzimy zagarniającą cały kadr górę leków na wspomaganie płodności, na które Alicia zapewne wydała wszystkie oszczędności, a w tle słychać, jak kobieta rezygnuje z wynajmu lokalu, w którym miała otworzyć swój wymarzony sklep. Albo gdy kamera nie podąża za Alicią do łazienki, tylko zostaje nieruchomo w przedpokoju, ponieważ sam dobiegający z pomieszczenia płacz wystarcza, by zrozumieć wydźwięk sceny. 3. sezon to prawdziwy majstersztyk, jeśli chodzi o realizację. Do tego łechcący poczucie estetyki wąski kadr oraz miękkie ziarno przyjemnie rozlane po całości ekranu.
Podobne wpisy
Przedostatni odcinek przeskakuje o kilka lat w przód i wyłamuje się z ram, skupiając się wyłącznie na osobie Alicii i jej próbach zajścia w ciążę. Mamy szansę zobaczyć, jak kobieta zmieniła się od czasu odejścia od Denise. Zobaczyć różnicę między Alicią w związku i Alicią poza związkiem. Choć rozumiem, że u wielu może to budzić frustrację – zostajemy w końcu zamknięci w jednym odcinku z postacią, którą ledwo znamy – Alicia okazuje się być niezwykle ciekawą, wielowymiarową postacią. Mieszka w Nowym Jorku, pracuje w sklepie z antykami i jest emocjonalnie rozdarta, nie wiedząc, czy może albo czy chce zajść jeszcze w ciążę. Po raz kolejny zostajemy dopuszczeni do bardzo ważnych momentów z jej życia, towarzysząc bohaterce w kolejnych wizytach w klinice leczenia niepłodności. Alicia staje się samotną heroską, prawdziwą „bad bitch”, kobietą stawiającą na szali wszystko, do czego dotychczas dążyła. Dzięki tej intymnej relacji, jaką z nią nawiązujemy, jej walka staje się niezwykle angażująca i inspirująca.
Ostatni odcinek domyka klamrę, gdy główne bohaterki spotykają się po latach w swoim starym domu, który teraz, jak na ironię, jest do wynajęcia na Airbnb. Denise i Alicia rozmyślają nad dawnym związkiem. Opowiadają o swoich dzieciach, które wychowują z innymi partnerkami. Robią to, leżąc nago w wannie i popijając wino. Z ich rozmów nie sposób wywnioskować, czy ich obecne związki przyzwalają na tego typu kontakty z innymi kobietami. Bohaterki potajemnie zdradzają swoje żony, beztrosko spędzając weekend w domu, w którym przed laty drastycznie zakończyło się ich małżeństwo. To jasne, że w pewien sposób mnie to odrzuciło. Zastanawiałam się, czy wypada mi wciąż idealizować ich relację. Czułe pieszczoty w wannie, figlarne uśmiechy, spanie w tym samym łóżku – wszystko to zdaje się wskazywać na to, że ich obecne związki prędzej czy później się rozpadną.
Relacja Denise i Alicii jest jednak relacją taką jak każda. Złożoną. Bardzo trafiły do mnie słowa odtwórczyni roli Denise, Leny Waithe, na temat 3. sezonu: „Wyglądamy inaczej. Wywodzimy się z różnych środowisk, z różnych rodzin. Modlimy się inaczej, kochamy inaczej. Ale w istocie każdy związek jest skomplikowany. To coś, co łączy nas wszystkich”. Sprawy sercowe są właśnie obrazem takiej relacji. To kolekcja momentów w miłości. Wszystkich momentów, bo konflikty, zwątpienia, a nawet rozstania są jej równie istotnymi elementami.
Sprawy sercowe to piękna, perfekcyjnie skrojona, nowoczesna i do bólu autentyczna historia miłosna. To obrazy codziennego, przyziemnego szczęścia naznaczone pierwszymi, początkowo ledwo widocznymi pęknięciami. To także lekcja tego, że każdy związek wymaga pracy oraz zaangażowania. Bezapelacyjnie brakuje tu lekkości i poczucia humoru, które towarzyszyły dwóm poprzednim sezonom, ale ja nie mam prawa się obrażać. Nastrojowość, oszczędność i uczuciowość tej odsłony niezwykle do mnie przemawiają. Warto pamiętać też, że realizacja najnowszych odcinków odbywała się w warunkach covidowych, co również mocno wpłynęło na to, jak całość finalnie wygląda. Krótki, bo ponad trzygodzinny sezon w większości rozgrywał się w chatce na odludziu – stąd zapewne kameralność opowiadanej historii.
Myślę, że nawet jeśli miałaby to być ostatnia odsłona Specjalisty od niczego, Sprawy sercowe mogą stanowić ciekawy epilog. Nie dają oczywistych wyjaśnień – pokazują miłość taką, jaką jest. Skomplikowaną. W gruncie rzeczy najnowszy sezon jest bardzo zbliżony do poprzednich. Ma tę samą misję do spełnienia. Maluje życie jako układankę złożoną ze wzlotów i upadków. Jako ciąg niedających się przewidzieć zdarzeń oraz niuansów.
https://www.youtube.com/watch?v=BQqh6yZaRNI