SOKÓŁ I KOKA. To nie jest Ameryka
Ten niesłusznie zapomniany i niedoceniony film ze świetnymi rolami Timothy’ego Huttona i Seana Penna to jeden z najciekawszych obrazów szpiegowskich ostatniego czterdziestolecia.
Kalifornia, lata 70. XX wieku. Christopher, młody chłopak z pasją do sokolnictwa, porzuca naukę w seminarium duchownym. Dzięki koneksjom ojca, emerytowanego agenta FBI, dostaje posadę w pozarządowej firmie RTX należącej do sektora obrony i bezpieczeństwa. Jego praca w „Czarnej Krypcie”, jak nazywają siedzibę firmy jej pracownicy, polega na kontroli nad przepływem danych dotyczących tajnych operacji rządu amerykańskiego na całym świecie. Na skutek szeregu błędnie przekazanych komunikatów Chris wchodzi w posiadanie informacji na temat udziału CIA w obaleniu premiera Australii. Chłopak jest coraz bardziej rozczarowany poczynaniami rządu USA i postanawia przekazywać dokumenty Związkowi Radzieckiemu. Do pomocy werbuje przyjaciela z dzieciństwa Andrew, uzależnionego od narkotyków drobnego handlarza kokainy, który nawiązuje kontakt z przedstawicielami radzieckiej ambasady w Meksyku. O ile jednak motywacją Chrisa jest idealizm, o tyle dla jego kompana cała akcja ma charakter biznesowy. To, co na początku wydawało się ekscytującą przygodą, przemienia się w niebezpieczną grę.
Autor scenariusza Steven Zaillian oparł swój tekst na książce Roberta Lindseya The Falcon and the Snowman: A True Story of Friendship and Espionage, opisującej prawdziwą historię Christophera Boyce’a i Andrew Daultona Lee – przyjaciół, którzy sprzedawali tajne akta amerykańskiego rządu agentom KGB pozującym na ambasadorów. Po kilku latach szpiegowskiej działalności Boyce (pseudonim operacyjny „The Falcon”, czyli „Sokół”) i Lee („The Snowman” – „Bałwan”) zostali zdemaskowani, schwytani i skazani odpowiednio na 40 lat więzienia i dożywocie. Boyce uciekł z zakładu karnego i dokonał serii napadów na banki, a za zrabowane pieniądze zamierzał uciec do ZSRR. Został jednak schwytany i dostał dodatkowo 28 lat. Ostatecznie obaj mężczyźni zostali warunkowo zwolnieni (Lee w 1998 roku, Boyce cztery lata później) i obecnie cieszą się wolnością. Żaden z nich nie wrócił na przestępczą ścieżkę (Lee został nawet zatrudniony jako osobisty asystent Seana Penna), ale przynajmniej jeden z nich nie wyzbył się starych schematów myślenia – Boyce wyraził otwarte poparcie dla rosyjskiego kreta Edwarda Snowdena.
Sokół i koka nie jest obciążony polityką, propagandą ani ideologią. Początkowo prowodyr przedsięwzięcia, czyli Boyce, jest przedstawiony jako idealista rozczarowany polityką amerykańskiego rządu. Z biegiem czasu zaczyna zdawać sobie sprawę z własnej donkiszoterii, zamierza przerwać szpiegowski proceder i podjąć studia prawnicze, ale jest już tak uwikłany w aferę, że nie wie, jak się z niej wyplątać. Nie potrafi nawet uciec, więc biernie oczekuje nieuniknionej kary. Lee również deklaruje się jako patriota, ale w rzeczywistości to oportunista opętany obietnicą łatwego zarobku. W obu przypadkach wewnętrzne motywacje prowadzą do zdrady. John Schlesinger ukazał ten proces w sposób skrupulatny, wręcz chłodny. Reżyser nie wybiela swoich bohaterów, nie sympatyzuje z nimi i nie usprawiedliwia ich – Boyce i Lee nie są ofiarami systemu, lecz własnej naiwności, chciwości i źle pojmowanego patriotyzmu. W tym thrillerze szpiegowskim nie ma strzelanin ani pościgów, działalność wywiadowcza jest ukazana jako nudna i rutynowa, a jednak Sokół i koka zniewala atmosferą niepokoju i osaczenia, trzymając w napięciu do ostatniej minuty.
Dzieje się tak, ponieważ twórcy dobrze wiedzieli, że najciekawsze jest to, co odbywa się na płaszczyźnie emocjonalnej i psychologicznej. Dzięki temu niezwykła historia, która wszak wydarzyła się naprawdę, na ekranie nie stała się kolejnym sensacyjnym widowiskiem w stylu infantylnych historyjek o Jamesie Bondzie, lecz ambiwalentną opowieścią w duchu książek Johna le Carré. Podobnie jak brytyjski pisarz, autorzy Sokoła i koki wykorzystali konwencję filmu szpiegowskiego do dyskusji nad moralną dwuznacznością, etycznymi niuansami, zobowiązaniami wobec ojczyzny, bohaterstwem i tchórzostwem. Nie byłoby to możliwe bez bezbłędnej reżyserii, precyzyjnego scenariusza oraz znakomitej gry Timothy’ego Huttona i Seana Penna; szczególnie ten drugi aktor robi ogromne wrażenie jako Lee, nadpobudliwy narkoman z obleśnym wąsikiem. Dynamika jego relacji z Boyce’em to jedna z głównych osi filmu, a widz na długo zapamiętuje obraz obydwu mężczyzn jako zgaszonych, zakutych w kajdany skazańców. Chwilę później David Bowie śpiewa This Is Not America – „hymn przegranego życia”, jak napisał jeden z krytyków.