Skubani
Autorem recenzji jest Jędrzej Dudkiewicz.
Animowana komedia “Skubani” to kolejny przykład na to, że o ile nie jest problemem stworzenie animacji, która będzie sympatyczną bajką, o tyle dorównanie “Shrekowi” czy innym arcydziełom stanowi nie lada wyzwanie.
Tym razem bohaterami są dwa indyki – Olo i Franek. Jako że przed spotkaniem żyli w skrajnie odmiennych warunkach – Franek opływał w luksusy, zaś Olo dorastał na farmie bez wybiegu – różni ich niemal wszystko. Mimo to będą musieli nauczyć się nie tylko życia we własnym towarzystwie, ale też współpracować, bo zadanie stojące przed nimi jest bardzo trudne. Chodzi bowiem o to, by po cofnięciu się w czasie, zmienić amerykańską tradycję i… wykreślić indyka z menu na święto Dziękczynienia.
Tak przynajmniej powinno być w teorii. Niestety zapowiadane różnice między protagonistami są kompletnie niewykorzystane. Brakuje żartów z tym związanych, jakiegoś większego konfliktu. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy zapomnieli o swoim założeniu, albo nie mieli na niego pomysłu. A przecież można by, wzorem wielu animacji, przemycić coś dla dorosłych – w postaci komentarza na temat hodowli zwierząt, czy nawet GMO. Nie sprawia to na szczęście, że Ola i Franka nie da się lubić – wręcz przeciwnie. Oba indyki są sympatyczne, całkiem charakterne i bez trudu zdobywają serca publiczności, sprawiając, że ta chce im kibicować. Są też świetnie zdubbingowani przez Cezarego Pazurę i Piotra Fronczewskiego. Obaj aktorzy znów udowadniają, że świetnie sprawdzają się przy tego typu zadaniu. Podobnie było w “Epoce lodowcowej”, w której obaj zresztą wystąpili.
Drugim problemem “Skubanych” jest to, że są szalenie nierówni. Film zaczyna się świetnie, żart goni żart i kiedy już wydaje się, że będzie tak do końca, gagi się kończą. I wcale nie chodzi o to, że jestem za stary na zaproponowane dowcipy – na seansie prasowym były dwie klasy szkół podstawowych, a mimo to salw śmiechu było niewiele. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby zostały zastąpione na przykład emocjami. Te jednak pojawiają się w sumie dopiero pod koniec i wtedy są już bardzo intensywne. Szkoda po prostu, że jest tyle momentów przestoju, bo film mógłby być pod tym względem lepszy i dostarczać więcej rozrywki. Jeśli chodzi o przesłanie, to “Skubani” również nie wychodzą poza standard. To film o szukaniu swojego miejsca, wierze w siebie, nie poddawaniu się i przyjaźni.
Na plus trzeba za to zaliczyć wykonanie. Animacja generalnie jest dość standardowa, co nie zmienia faktu, że przy okazji również ładna. Kilka scen za to jest przepięknych, zwłaszcza kolorystycznie. Pierwszą z nich jest moment, gdy dwójka bohaterów ma okazję zobaczyć Ziemię z kosmosu (zobaczycie, to zrozumiecie – wiem, że brzmi absurdalnie). Druga to atak na gniazdo indyków – świetnie rozegrana plastycznie, muzycznie i emocjonalnie.
No właśnie – bo indyki mają wszak przeciwnika, którymi są myśliwi pod wodzą niejakiego Standisha. Niestety nie spełnia on swojej roli. Nie jest ani straszny, ani demoniczny. W zasadzie najbardziej do tej postaci pasuje przymiotnik nijaki. Może też zresztą stąd wynika generalny brak emocji – w końcu ciężko o nie, gdy konflikt jest tak letni.
Mimo wszystkich wymienionych wad, “Skubanych” ogląda się całkiem nieźle. Film ma bardzo dobre momenty, jest sympatyczny wątek miłosny i kilka udanych pomysłów. Z tych ostatnich najbardziej podoba mi się ten, by zamiast indyków na święto Dziękczynienia Amerykanie jedli pizzę. Podsumowując, “Skubani” są przyzwoitą animacją, ale niedosyt jednak pozostaje.