SKRZYPCE MOJEGO OJCA. Turecki wyciskacz łez od Netflixa

Nie jest żadną tajemnicą, że jestem ogromną miłośniczką tureckiego kina. Pisałam już Wam o nim dwukrotnie w artykułach Jasna poświata półksiężyca. Filmy tureckie, które warto znać oraz Moja mama. Wzruszająca perła tureckiego kina . Dlatego też kiedy na Netflixie pojawił się nowy tytuł tureckiego filmu, nie mogłam przepuścić takiej okazji i go nie obejrzeć. Przyznam jednak, że dramat Andaca Haznedaroglu wzbudził we mnie mieszane uczucia. O tym, co mnie w nim zachwyciło, a co nieco zawiodło, przeczytacie w poniższej recenzji.
Ozlem (Gülizar Nisa Uray), kilkuletnia, urocza dziewczynka, wychowywana jest przez samotnego, skrajnie biednego ojca. Ali Riza (Selim Erdoğan), bo tak nazywa się mężczyzna, wraz z przyjaciółmi i towarzyszącą im Ozlem w celach zarobkowych grają na ulicach. Niestety są notorycznie przepędzani, a życie dziewczynki nie do końca wygląda tak, jak powinno. Grający na skrzypcach Ali Riza robi jednak wszystko, co w jego mocy, by zapewnić córce to, co najlepsze. Ale utrudnia im to nie tylko bieda, w której przyszło im żyć. Szybko okazuje się, że Ali jest śmiertelnie chory. Mężczyzna mimo to stara się wciąż żyć normalnie, co z pewnością nie jest łatwym zadaniem. Po pierwsze choroba postępuje z dnia na dzień, a po drugie Ali robi wszystko, by zataić swój stan przed ukochaną córeczką. Niestety choroba okazuje się silniejsza i mężczyzna umiera. Zanim to jednak następuje, Ali Riza ma okazję spotkać się ze swoim bratem Mahmedem (Engin Altan Düzyatan), z którym stracił kontakt ponad 30 lat wcześniej. Mahmed jest zawodowym skrzypkiem, znanym i szanowanym wirtuozem, który wciąż ma żal do brata i nie chce mieć nic wspólnego ani z nim, ani ze swoją bratanicą.
Życie jednak nie zawsze układa się tak, jakbyśmy tego chcieli. Kiedy więc po śmierci ojca Ozlem trafia do opieki społecznej, przyjaciele Ali Rizy robią wszystko, by dziewczynka nie musiała zostawać w tym obcym dla niej miejscu. Prawnie są jednak obcymi dla niej ludźmi i nie mogą przejąć nad nią opieki. Jedyną opcją, jaką mają, jest nakłonienie Mahmeda, aby odebrał stamtąd swoją bratanicę, a potem przekazał ją im. Mężczyzna nie jest temu chętny, ale inne zdanie na ten temat ma jego żona (Belçim Bilgin), która zaczyna grać na jego sumieniu, aż ten ostatecznie się zgadza. Nie wszystko idzie jednak po jego myśli. Wbrew temu, co planował, okazuje się, że nie może oddać Ozlem pod opiekę przyjaciół jej ojca. I tak oto dziewczynka trafia do domu Mahmeda i jego żony, a ich życie zmienia się o 180 stopni. Nie będzie tu jednak nagłych i zaskakujących zmian. Wszystko bowiem toczy się bardzo stopniowo i powoli. Twórcy filmowych tureckich dramatów, jak widać, nie lubią pośpiechu. Adopcja Ozlem sprawia, że stykają się ze sobą dwa różne światy. Do żyjącego w dostatku Mehmeda, dla którego kariera była dotąd istotniejsza niż wartości rodzinne, wprowadza się nieznająca dotąd bogactwa i luksusu mała zagubiona dziewczynka. I ani ona nie sprawia wrażenia zauroczonej nowym, „lepszym” życiem, ani on nie staje się nagle wzorowym ojcem zastępczym. Oboje z nich czeka długa i trudna droga. Będąca dotąd niemal dzieckiem ulicy Ozlem z rezerwą i nieufnością podchodzi do swoich nowych opiekunów. A i sam Mehmed nie ułatwia jej tego zadania.
Niełatwą dla wszystkich sytuację utrudnia dodatkowo fakt, iż między skrzypkiem a jego żoną dochodzi do coraz częstszych kłótni. Ponadto czujący wciąż żal i niechęć do swojego zmarłego brata Mehmed nie potrafi przekonać się do jego córki. Dziewczynka, która zostaje „uratowana” z domu opieki społecznej i adoptowana przez swojego wujka, trafia więc niejako z deszczu pod rynnę.
Andac Haznedaroglu jest więc kolejnym tureckim reżyserem, który podejmuje temat wartości rodzinnych. Podjęty w tym dramacie wątek jest być może z pozoru prosty, dotyczy jednak życia wielu ludzi. Życie nie zawsze jest takie, jakim je sobie zaplanowaliśmy, może nas nie tylko zaskoczyć, ale i boleśnie doświadczyć. I to w głównej mierze od nas zależy, jak stawimy czoła sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Reżyser nie stara się dać swoim widzom cukierkowego obrazu idealnej rodziny. Nie ma tu nagłej miłości, nie ma szybkiej zmiany stylu życia. Jest poczucie wyobcowania, dystans i obcość. Co więcej, jest nawet swojego rodzaju niechęć oraz brak odpowiedzialności. Film Haznedaroglu jest pozycją dla tych, którzy chcą nieco odpocząć od typowego kina akcji, nie szukają w filmie sensacji, chcą natomiast skupić się na prostych, choć jakże ważnych kwestiach rodziny, bliskości, zaufania. Jest to też oczywiście film dla każdego, kto chciałby bliżej poznać turecką kinematografię.
Plusem filmu oprócz ciekawie opowiedzianej historii jest też z pewnością muzyka. Tym razem, w przeciwieństwie do większości filmów z tego kraju, zamiast typowej tureckiej muzyki mamy gratkę dla wielbicieli skrzypiec oraz muzyki klasycznej. To kolejny powód, by sięgnąć po ten film. Ale to nie koniec atutów. Jestem jedną z tych osób, które bardzo zwracają uwagę na role odgrywane przez najmłodszych. I przyznam szczerze, że moim zdaniem niezwykle często dzieci grają w sposób bardzo sztuczny, dla mnie wręcz męczący. Tu jednak jest inaczej. Wcielająca się w postać Ozlem Gülizar Nisa Uray mimo młodego wieku doskonale poradziła sobie ze swoją rolą. Dziewczynka bez większego problemu potrafiła oddać zarówno strach, jak i smutek czy też radość.
Chcąc jednak pozostać obiektywną, muszę napisać o tym, co w filmie tym mnie rozczarowało. Po pierwsze wątek ojca Ozlem był moim zdaniem nieco za krótki. Historia przeszłości obu braci też mogłaby być przedstawiona nieco bardziej szczegółowo. Ostatnim maleńkim minusem jest nieco naiwna ostatnia scena, której oczywiście nie mogę wam zdradzić.
Niemniej jednak mimo tych naprawdę drobnych niedociągnięć warto sięgnąć po film Skrzypce mojego ojca, obejrzeć go i samemu wyrobić własną opinię.
Moja ocena: 6/10