Sezon trzeci EMILY W PARYŻU. Baśniowo, słodko i powierzchownie
Na Netfliksie pojawił się słodki, cukierkowy, pełen fantazji trzeci sezon popularnego rom-comowego serialu Emily w Paryżu – w sam raz na okres świąteczno-noworoczny. Dwa poprzednie sezony zebrały cięgi od krytyków filmowych i wielu widzów, którzy zarzucali mu ignorancję i operowanie stereotypami. Czy w trzecim sezonie twórcy serialu wyciągnęli z tego jakieś wnioski?
Za Emily w Paryżu niestety ciągnie się zła fama. Chodzi o kontrowersję związaną z nominacjami do Złotych Globów. W lutym 2021 roku Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej (Hollywood Foreign Press Association) ogłosiło listę nominowanych, przyznając dwie nominacje serialowi Emily w Paryżu – dla Lily Collins jako najlepszej aktorki serialowej oraz dla najlepszego serialu komediowego lub musicalu. Ta decyzja wzbudziła spore wzburzenie w środowisku filmowym, które wytknęło Stowarzyszeniu faworyzowanie przeciętnej produkcji i wykluczenie chociażby takiego świetnego serialu stworzonego przez czarnoskórych twórców jak Mogę cię zniszczyć.
W tym samym miesiącu dwójka dziennikarzy Los Angeles Times, Josh Rottenberg i Stacy Perman, opublikowała artykuł, w którym ujawniła szczegóły przeprowadzonego śledztwa dotyczącego korupcji w Stowarzyszeniu. Okazało się, że przekupstwa dla członków stowarzyszenia (które w tamtym czasie nie posiadało żadnego czarnoskórego członka!) ze strony producentów i twórców filmowych były na porządku dziennym. Ujawniono, że w 2019 roku ponad 30 członków Stowarzyszenia odwiedziło plan zdjęciowy serialu Emily w Paryżu na zaproszenie producentów, gdzie zapewniono im pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu i wiele innych udogodnień i atrakcji.
Z powodu tych kontrowersji ciężko oglądać Emily w Paryżu z pozytywnym nastawieniem. Tupet i uprzywilejowanie twórców serialu, którzy próbowali przekupić głosujących, są odczuwalne na ekranie. Taka jest też główna bohaterka serialu, tytułowa Emily Cooper (Lily Collins), marketerka, która w pierwszym sezonie przeprowadza się z Chicago do Paryża, aby tchnąć amerykańskiego ducha w prowadzony w stolicy Francji oddział firmy. Na przestrzeni sezonów obserwujemy jej perypetie – zarówno zawodowe, jak i miłosne – jednak to, co wysuwa się na pierwszy plan i najbardziej razi w oczy, to gigantyczna ignorancja głównej bohaterki i powierzchowne kreacje postaci.
Emily jest tak skoncentrowana na sobie, że nawet nie próbuje poznać kraju, do którego się przeprowadziła ani zrozumieć jego mieszkańców. Nie zawraca sobie także głowy nauką francuskiego. Bohaterka jest płytka i powierzchowna, a Francja i Francuzi to dla niej wyłącznie zbiór stereotypów. Emily jest słodka do porzygu, zawsze uśmiechnięta, wesoła i pełna energii. Wszystko jej się udaje, a z każdej opresji wychodzi zwycięsko. Jest trochę jak idealna córka koleżanki twojej starej z popularnych memów, którą ciężko polubić.
Twórcy wzięli sobie do serca krytyczne uwagi widzów i postanowili coś z tym zrobić. W trzecim sezonie są o wiele bardziej refleksyjni, a ich postaci nieco ciekawsze i bardziej pogłębione. Emily wreszcie jest w stanie powiedzieć coś po francusku i wydaje się bardziej dojrzała, zarówno na polu uczuciowym, jak i zawodowym. Twórcy stawiają przed nią trudne decyzje, które będzie musiała podjąć, gdy znajdzie się na życiowym rozdrożu. W życiu prywatnym spotyka się z Brytyjczykiem Alfiem (Lucien Laviscount), chociaż wciąż wiele ją łączy z przystojnym szefem kuchni Gabrielem (Lucas Bravo), którego związek z Camille (Camille Razat) przeżywa w tym sezonie swoje wzloty i upadki.
Emily wciąż bywa ignorantką, ale inne postaci to punktują. „Dziękuję za wyjaśnienie pojęć popytu i podaży” – zwraca się ironicznie do Emily Antoine (William Abadie), właściciel luksusowej firmy perfumiarskiej Maison Laveau, obsługiwanej przez jej agencję marketingową. Dowiadujemy się także więcej o życiu charyzmatycznej szefowej Emily, Sylvie (Philippine Leroy-Beaulieu). O wiele bardziej zniuansowana jest też przyjaciółka głównej bohaterki, piosenkarka Mindy (Ashley Park) – w poprzednich sezonach zarzucano twórcom, że uczynili z tej postaci rasistowski stereotyp bogatej Azjatki.
Emily w Paryżu to wciąż serial banalny i powierzchowny, ale jako niezobowiązująca rozrywka ma w sobie niezaprzeczalny urok. Serial jest przyjemny dla oka – Paryż jawi się jako pocztówkowe miasto idealne, a na jego tle mienią się zjawiskowe stroje głównych bohaterów. To wszystko zasługa świetnej kostiumografki Marylin Fitoussi. Pomimo swojej powierzchowności Emily w Paryżu to lekki i niewymagający serial, który choć może irytować, jest definicją serialowego guilty pleasure.