SER / СЭР [kino rosyjskie]
Nazwisko Siergiej Bodrow, zarówno w Polsce jak i w Rosji, kojarzone jest głównie z przedwcześnie zmarłym aktorem, odtwórcą między innymi roli Daniły w obu częściach „Brata”, które pozwoliły mu zyskać status megagwiazdy w w świecie rosyjskojęzycznym. Tymczasem młody Siergiej nie jest bynajmniej jedyną istotną dla rosyjskiej kinematografii postacią noszącą to imię i nazwisko – na nie mniejszą uwagę zasługuje dorobek jego ojca.
Na łamach film.org.pl pisałem już kiedyś o „Jeńcu Kaukazu” – filmie stanowiącym popis obu Bodrowów. Starszy reżyserował, młodszy natomiast zagrał jednego z głównych bohaterów. Obaj uczynili to ze znakomitym skutkiem – uważam że rola Iwana Zylina jest najlepszą kreacją w karierze juniora, natomiast sam film, choć nie tak dynamiczny i efektowny jak słynna „9 kompania”, bije na głowę większość rosyjskich i radzieckich obrazów o tematyce wojennej.
„SER. Swoboda eto rai” to obraz o kilka lat starszy od „Jeńca…”. Na pierwszy rzut oka widać, że kręcąc go Bodrow nie miał do dyspozycji ani sensownego sprzętu, ani budżetu – technicznie film stoi na bardzo niskim poziomie – marnej jakości taśma, kamera, niedoświetlone ujęcia. O dziwo – te niedostatki w ogóle nie przeszkadzają w odbiorze filmu. Znakomicie rekompensują je świetny scenariusz, pomysłowość reżysera i dynamiczny montaż. Można się nawet zastanawiać, czy przypadkiem ta techniczna surowość nie była celowym zabiegiem, w końcu filmowcy w 1990 roku dysponowali już sprzętem na solidnym poziomie nawet w Związku Radzieckim, jednak wydaje mi się, że akurat tym razem twórca musiał po prostu zadowolić się skromnymi środkami.
Tak czy inaczej – klimat filmu jest znakomity.
Podkreśla go świetna muzyka i absolutna naturalność dialogów i aktorów. W obrazie nie ma ani odrobiny patosu, naiwności, nie ma postaci dobrych ani złych. Bodrow unika moralizowania. Nota bene to samo dotyczy wspomnianego już „Jeńca…” – to chyba coś, co najbardziej cenię w twórczości tego reżysera. Między innymi właśnie z tego powodu zdecydowałem się dokopać do „SER”.
Historia, którą opowiada starszy Bodrow, przedstawia losy zbiegłego z poprawczaka Saszy Grigoriewa – młodego chłopaka, który decyduje się na niebezpieczną podróż przez kilka radzieckich oblaści (województw) aby zobaczyć się z osadzonym w więzieniu ojcem. Iwan nie tylko musi dać sobie radę z odległością, przetrwać, wyżywić się, ale również unikać służb mundurowych, które gdyby udało im się go złapać – natychmiast odstawiłyby go do poprawczaka uniemożliwiając widzenie z ojcem.
Na pierwszy rzut oka ten scenariusz wydaje się być do bólu wtórny – motyw chłopaka decydującego się na włóczęgę znamy z wielu klasycznych filmów czy powieści, chociażby tych autorstwa Marka Twaina. Nie jest zresztą wykluczone, że Bodrow inspirował się do pewnego stopnia twórczością Amerykanina, jednak udało mu się stworzyć niepowtarzalną jakość.
Odpowiedzialne za to są w pewnym stopniu postapokaliptyczne krajobrazy chylącego się ku upadkowi Związku Radzieckiego, na tle których rozgrywają się opisane w filmie wydarzenia, oraz kompletny brak silenia się na literackość.
Film jest prosty, szczery i wzruszający. Do tego krótki, co akurat w tym wypadku stanowi ogromną zaletę.
Obraz Bodrowa był pokazywany na kilku międzynarodowych festiwalach i został na nich świetnie odebrany. Niestety w naszym kraju prawie nikt o nim nie słyszał, a szkoda, bo to kawał dobrego kina. Zwłaszcza dla kogoś, kto jest w stanie docenić punkowy klimat produkcji kręconej przy użyciu archaicznego sprzętu, za to świetnie napisanej, zagranej i zmontowanej, a do tego do bólu szczerej i mówiącej coś ważnego o charakterze ludzi, którzy nie mieli w życiu łatwego startu.