search
REKLAMA
Pięć Smaków 2023

RZEKA SZKARŁATU. Kameleon Zhang Yimou [RECENZJA]

Co tu dużo mówić: kameleon znów przybrał odpowiedni kolor.

Janek Brzozowski

2 grudnia 2023

REKLAMA

Mój podziw od dawna budzi wszechstronność, która charakteryzuje twórczość Zhanga Yimou. Epickie, kostiumowe wuxia przeplatają się w jego filmografii z filmami wojennymi i szpiegowskimi, nawiązującymi do kina niemego komediami oraz stonowanymi, kameralnymi dramatami. Zhang to gatunkowy kameleon, który czerpie garściami zarówno z rodzimej historii, jak i z filmowych klasyków zachodu (dowodem niech będzie chociażby remake Śmiertelnie proste braci Coen), a następnie przepuszcza swoje inspiracje przez wschodnią estetykę oraz indywidualną wrażliwość. Jego filmy to eklektyczne tygle kulturowe. Często zamknięte w obrębach konkretnego gatunku, ale bardziej skomplikowane, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje. Do ich pełnego rozmontowania potrzebna jest erudycja wykraczająca daleko poza obszar jednej kultury. Zhang do złudzenia przypomina w tym kontekście Akirę Kurosawę, który konsekwentnie przetwarzał w swoich filmach rozwiązania inscenizacyjne Johna Forda oraz poetykę amerykańskiego filmu noir, a tradycję kina samurajskiego łączył z zamiłowaniem do Dostojewskiego i Szekspira.

Choć w jego filmografii nie brakuje tematyki współczesnej, ostatnimi czasy twórca Zawieście czerwone latarnie rozmiłował się szczególnie w spoglądaniu w przeszłość. W Wędrowcach na krawędzi przyglądał się wojnie chińsko-japońskiej, w skromnym One Second celebrował magię dziesiątej muzy, wracając do czasów Rewolucji Kulturowej, w Cieniu przedstawiał natomiast polityczną intrygę z owianej legendami Epoki Trzech Królestw, sięgając po sprawdzoną konwencję wuxia (wcześniej z sukcesem wykorzystaną w Domu latających sztyletów oraz Hero). Jego najnowszy projekt – Rzeka Szkarłatu wykazuje zresztą najwięcej punktów wspólnych właśnie z Cieniem. Oba filmy są wizualnie dopieszczonymi produkcjami kostiumowymi, których fabuła obraca się wokół krwawej walki o władzę. Oba prezentują zwrot Zhanga ku wysokobudżetowym blockbusterom, luźno nawiązującym do wydarzeń ze starożytnej i średniowiecznej historii Chin.

Rzekę szkarłatu wyróżnia na tle Cienia dodatkowy, ukryty pod grubymi pancerzami i lśniącymi suknami gatunek: kryminał. I to ten bliższy brytyjskiej tradycji whodunnit, w której kluczową rolę odgrywają przeprowadzone przez detektywa rozmowy. Zamordowany zostaje tutaj oficjel z dynastii Jin, przebywający na dworze reprezentanta wschodniej dynastii Song: premiera Qin Huia. Na domiar złego z komnaty denata znika zaadresowany do Qin Huia list – dowód na kolaborację premiera z przedstawicielami wrogiej dynastii. Zadanie odzyskania listu i odnalezienia sprawcy zamachu spada na wątłe ramiona Zhanga De, szeregowego stróża nocnego, oraz Sun Juna, dowódcy garnizonu. Na rozwiązanie zagadki bohaterowie mają czas do świtu. Jeżeli nie uda im się odnaleźć zguby, zostaną straceni.

Przez pierwsze dwie godziny (Rzeka szkarłatu trwa ponad 160 minut) bohaterowie prowadzą dochodzenie, przemierzając ciasne uliczki miasteczka. Intensywnym marszom (nikt nie ma tutaj czasu do stracenia) towarzyszy przedziwna ścieżka dźwiękowa, łącząca aranżację opery pekińskiej z agresywnym, wykrzykiwanym do mikrofonu rapem. Efekt jest na tyle wyjątkowy, że krótkie sekwencje, pełniące funkcję swoistego interludium, stają się nagle najbardziej wyczekiwanymi fragmentami filmu. Nie przypominam sobie, abym czerpał kiedykolwiek większą satysfakcję z czegoś tak prostego i – przynajmniej w założeniu – mało efektownego jak zmiana lokacji.

Wspomniany, eklektyczny soundtrack to zresztą świetna wizytówka nowego projektu Zhanga: filmu zaskakującego, mieszającego, w duchu postmodernistycznym, elementy kultury wysokiej i niskiej. Czuć w Rzece szkarłatu ducha teatru. Mamy tu do czynienia z jednością miejsca, czasu i akcji, a trup ściele się gęściej niż w Makbecie i Tytusie Andronikusie razem wziętych. Jednocześnie, szaloną istotną rolę odgrywają w Rzece szkarłatu humor i ściśle z nim powiązana ironia. Już na etapie konstrukcji postaci Zhang daje upust swojej fascynacji amerykańskim slapstickiem. Zhang De i Sun Jun to znakomity duet komediowy, uszyty na miarę Flipa i Flapa albo Bustera Keatona i Fatty’ego Arbuckle’a. Jeden jest fizycznym i intelektualnym zaprzeczeniem drugiego – a może stwarza jedynie takie wrażenie? Rzeka szkarłatu pełna jest bowiem imponujących meandrów fabularnych, niespodziewanych zwrotów akcji i nieoczekiwanych, zawieranych na naszych oczach sojuszy. Seans to do pewnego momentu czysta przyjemność odbiorcza – o ile, rzecz jasna, jest się w stanie nadążyć za pędzącą na łeb, na szyję narracją.

Użyłem w poprzednim zdaniu sformułowania „do pewnego momentu”, bo chwilę przed długo wyczekiwanym finałem Rzeka szkarłatu wyhamowuje, utykając na mieliźnie. Gdy wstaje nowy dzień, a intryga zostaje – przynajmniej na pozór – rozwiązana, wyparowuje gdzieś ironia i poczucie humoru. Film Zhanga staje się nieznośnie patetyczny, a kolejne, wyjątkowo krwawe twisty raczej irytują, niż wbijają w fotel. W konsekwencji ostatnie 30 minut zdaje się trwać dłużej niż poprzednie 130. Chińskim widzom najwyraźniej to jednak nie przeszkadzało. Rzeka szkarłatu okazała się najbardziej dochodowym filmem w bogatej, 36-letniej karierze reżyserskiej Zhanga, zarabiając ponad 670 milionów dolarów. Twórca Kwiatów wojny udowodnił tym samym, że pomimo 72 lat na karku wciąż ma doskonały kontakt z rodzimą widownią – od lat rozumiejąc jej gusta i oczekiwania jak nikt inny. Co tu dużo mówić: kameleon znów przybrał odpowiedni kolor.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA