ROZWODNICY. Nareszcie dobra polska komedia? [RECENZJA]
Hasło „nowa polska komedia na Netfliksie” raczej nie rozpala do czerwoności kinomanów. Zarówno rodzima kinematografia na odcinku komediowym, jak i jakość produkcji streamingowego giganta nie przyzwyczaiła do wysoko zawieszonej poprzeczki tak sygnowanej produkcji. Szczególnie wygórowanych oczekiwań nie budzi też tercet twórczy Michał Chaciński – Łukasz Światowiec – Radosław Drabik (odpowiednio reżyseria, scenariusz i produkcja – scenariusz – reżyseria i produkcja), odpowiedzialny w przeszłości m.in. za Planetę singli czy Juliusza – filmy solidne, cieszące się pewną popularnością, ale nie wnoszące wiele świeżej jakości do polskiego kina. Jeśli z takim nastawieniem podejdzie się do Rozwodników, film ten… okazać się może sporą niespodzianką.
Jak łatwo się domyślić, film Chacińskiego i Drabika opowiada o parze, która postanawia się rozstać. W tym prostym punkcie wyjścia są jednak dwa haczyki. Po pierwsze, tytułowi rozwodnicy – Małgorzata i Jacek rozstali się dwie dekady wcześniej. Teraz ona wiedzie szczęśliwe życie rodzinne u boku Andrzeja, z którym wychowała wspólnie Ilonę (ze związku z Jackiem) oraz wychowuje nastoletnią Alę. Kontakty z byłym mężem ma dobre, a gdy Jacek prosi ją o przyjście na pogrzeb matki, zgadza się bez wahania. Na uroczystości odkrywamy drugi haczyk w historii rozwodu Jacka i Gosi – po latach on prosi ją o rozwód kościelny. A właściwie unieważnienie sakramentu małżeństwa, aby mógł wziąć ślub kościelny z nową, młodszą partnerką. Bohaterce wydaje się początkowo, że to kwestia kilku papierów i formalności, ale szybko okazuje się, że procedura unieważnienia w sądzie kanonicznym będzie prawdziwą przeprawą.
Scenariusz Rozwodników organizuje się wokół starcia dwójki byłych małżonków z kolosem biurokracji kościelnej oraz doktryną, według której pozostali oni małżeństwem przez te wszystkie lata i tak powinno pozostać. Stwarza to coraz to kolejne okazje do wdzięcznych gagów – to trochę kafkowskich przesłuchań w kurii, to niezapowiedzianych, zgoła mafijnych z natury wizyt kościelnych urzędników w koloratkach. Zawiłości proceduralne i upór instytucji, by utrudnić Małgosi i Jackowi rozwiązanie tego, co Bóg złączył, sprawiają, że byli zaczynają wspominać dawne czasy, trochę z sentymentem, a trochę z zacięciem do rozliczenia przeszłości. Na to nakładają się stopniowo nawarstwiające się problemy rodzinne Małgosi, Andrzeja i Ali, od których nieświadomie kobieta zaczyna się oddalać.
Można powiedzieć, że Rozwodnicy to komedia romantyczna a rebous – w opowieści chodzi nie o to, by połączyć kochanków, lecz by ich ostatecznie rozdzielić. Co by nie mówić, Chaciński i Światowiec potrafią zręcznie rozegrać tę trajektorię, tworząc lustrzane odbicie klasycznego romansu, który dodatkowo przetykają sprawnie teatrem absurdu konfrontacji z prawem kanonicznym. I co ciekawe, to działa. Przyznam szczerze, że gdy zobaczyłem w jednej z pierwszych scen, że główny bohater ma na nazwisko Niedbalski, jęknąłem w duchu, spodziewając się humoru na poziomie odgrzewanych memów, jak nie przymierzając w Kryptonimie Polska. Tymczasem jednak Rozwodnicy umieją autentycznie rozbawić nieporadnymi próbami Jacka i Gosi na ogranie niewzruszonej machiny kościelnych procedur i zasad. Nie ma w filmie zbyt dużo żerowania na prostych, łopatologicznych żartach, a gdy już pojawia się grubsza kreska, to zgrywa się ona całkiem z całościowym klimatem absurdalnej sytuacji. W Rozwodnikach tlą się nawet iskierki pewnego społecznego komentarza na temat norm społecznych czy krytyki instytucji kościelnych. Są one co prawda bezpiecznie przykryte letnimi, szytymi trochę bez przekonania morałami o miłości i przyjemności konwencji, jednak są.
Nawet wyraźnie osłabiające film moralizatorstwo z drugiej ręki, w którego stronę skręcają raz po raz twórcy, daje się strawić dzięki bardzo dobrze dobranej obsadzie. W roli tytułowej byłej pary oglądamy Magdalenę Popławską i Wojciecha Mecwaldowskiego, na drugim planie zaś – jak to ma w zwyczaju – dyskretnie bryluje Tomasz Schuchardt jako Andrzej. Bardzo dobrze swoje epizody gra też Michał Pawlik (m.in. Rojst, Słoń) jako Tomek, ambiwalentny ksiądz stojący gdzieś w rozkroku między cynicznym karierowiczem w koloratce a ludzkim księdzem. Cały zespół wykonuje bardzo rzetelną robotę, która trzyma widza przy ekranie nawet we fragmentach, gdy film przesadza z moralizowaniem i zdroworozsądkowymi puentami. Innymi słowy, tam, gdzie scenarzyści upuszczają piłkę, zbierają ją aktorzy, pozwalając zakończyć akcję z powodzeniem.
Czy więc Rozwodnicy są, pierwszą od lat, dobrą polską komedią? Tu warto zaznaczyć, że scenariusz Chacińskiego i Światowskiego jest adaptacją litewskiego Parade z roku 2022, autorstwa Titusa Lauciusa. Oryginału nie znam, ale myślę, że nawet o ile w znacznej mierze polski film czerpie to, co dobre z sąsiedzkiego pierwowzoru, to twórcom udało się sprawnie przenieść historię na polskie realia, wtapiając historię Jacka i Gosi w ducha czasów w kontekście toczącej się wciąż dyskusji na temat laicyzacji, wpływów kościoła i norm religijno-społecznych. Odpowiedź brzmiałaby więc, z adekwatną dla zachowawczego obyczajowo filmu asekuracją: raczej tak. Na pewno jest coś odświeżającego w niewymuszonym humorze wyrastającym z po prostu rzetelnej historii obyczajowej w poprawnej, nawet jeśli dość przezroczystej, realizacji. A że Rozwodnicy trochę okopują się na bezpiecznych pozycjach prostych morałów i społecznego status quo? Personalnie mógłbym się czepiać, ale czy można punktować za to nie silącą się na artystyczne ambicje komedię kręconą na streaming w kraju, w którym za boga satyry uchodzi Stanisław Bareja? Chyba na tyle polubiłem Gosię, Jacka, Andrzeja i ich rodzinę patchworkową, że nie mam serca.