search
REKLAMA
Recenzje

ROZWODNICY. Nareszcie dobra polska komedia? [RECENZJA]

Czy „Rozwodnicy” są pierwszą od lat dobrą polską komedią?

Tomasz Raczkowski

28 września 2024

REKLAMA

Hasło „nowa polska komedia na Netfliksie” raczej nie rozpala do czerwoności kinomanów. Zarówno rodzima kinematografia na odcinku komediowym, jak i jakość produkcji streamingowego giganta nie przyzwyczaiła do wysoko zawieszonej poprzeczki tak sygnowanej produkcji. Szczególnie wygórowanych oczekiwań nie budzi też tercet twórczy Michał Chaciński – Łukasz Światowiec – Radosław Drabik (odpowiednio reżyseria, scenariusz i produkcja – scenariusz – reżyseria i produkcja), odpowiedzialny w przeszłości m.in. za Planetę singli czy Juliusza – filmy solidne, cieszące się pewną popularnością, ale nie wnoszące wiele świeżej jakości do polskiego kina. Jeśli z takim nastawieniem podejdzie się do Rozwodników, film ten… okazać się może sporą niespodzianką.

Jak łatwo się domyślić, film Chacińskiego i Drabika opowiada o parze, która postanawia się rozstać. W tym prostym punkcie wyjścia są jednak dwa haczyki. Po pierwsze, tytułowi rozwodnicy – Małgorzata i Jacek rozstali się dwie dekady wcześniej. Teraz ona wiedzie szczęśliwe życie rodzinne u boku Andrzeja, z którym wychowała wspólnie Ilonę (ze związku z Jackiem) oraz wychowuje nastoletnią Alę. Kontakty z byłym mężem ma dobre, a gdy Jacek prosi ją o przyjście na pogrzeb matki, zgadza się bez wahania. Na uroczystości odkrywamy drugi haczyk w historii rozwodu Jacka i Gosi – po latach on prosi ją o rozwód kościelny. A właściwie unieważnienie sakramentu małżeństwa, aby mógł wziąć ślub kościelny z nową, młodszą partnerką. Bohaterce wydaje się początkowo, że to kwestia kilku papierów i formalności, ale szybko okazuje się, że procedura unieważnienia w sądzie kanonicznym będzie prawdziwą przeprawą.

Scenariusz Rozwodników organizuje się wokół starcia dwójki byłych małżonków z kolosem biurokracji kościelnej oraz doktryną, według której pozostali oni małżeństwem przez te wszystkie lata i tak powinno pozostać. Stwarza to coraz to kolejne okazje do wdzięcznych gagów – to trochę kafkowskich przesłuchań w kurii, to niezapowiedzianych, zgoła mafijnych z natury wizyt kościelnych urzędników w koloratkach. Zawiłości proceduralne i upór instytucji, by utrudnić Małgosi i Jackowi rozwiązanie tego, co Bóg złączył, sprawiają, że byli zaczynają wspominać dawne czasy, trochę z sentymentem, a trochę z zacięciem do rozliczenia przeszłości. Na to nakładają się stopniowo nawarstwiające się problemy rodzinne Małgosi, Andrzeja i Ali, od których nieświadomie kobieta zaczyna się oddalać.

Można powiedzieć, że Rozwodnicy to komedia romantyczna a rebous – w opowieści chodzi nie o to, by połączyć kochanków, lecz by ich ostatecznie rozdzielić. Co by nie mówić, Chaciński i Światowiec potrafią zręcznie rozegrać tę trajektorię, tworząc lustrzane odbicie klasycznego romansu, który dodatkowo przetykają sprawnie teatrem absurdu konfrontacji z prawem kanonicznym. I co ciekawe, to działa. Przyznam szczerze, że gdy zobaczyłem w jednej z pierwszych scen, że główny bohater ma na nazwisko Niedbalski, jęknąłem w duchu, spodziewając się humoru na poziomie odgrzewanych memów, jak nie przymierzając w Kryptonimie Polska. Tymczasem jednak Rozwodnicy umieją autentycznie rozbawić nieporadnymi próbami Jacka i Gosi na ogranie niewzruszonej machiny kościelnych procedur i zasad. Nie ma w filmie zbyt dużo żerowania na prostych, łopatologicznych żartach, a gdy już pojawia się grubsza kreska, to zgrywa się ona całkiem z całościowym klimatem absurdalnej sytuacji. W Rozwodnikach tlą się nawet iskierki pewnego społecznego komentarza na temat norm społecznych czy krytyki instytucji kościelnych. Są one co prawda bezpiecznie przykryte letnimi, szytymi trochę bez przekonania morałami o miłości i przyjemności konwencji, jednak są.

Nawet wyraźnie osłabiające film moralizatorstwo z drugiej ręki, w którego stronę skręcają raz po raz twórcy, daje się strawić dzięki bardzo dobrze dobranej obsadzie. W roli tytułowej byłej pary oglądamy Magdalenę Popławską i Wojciecha Mecwaldowskiego, na drugim planie zaś – jak to ma w zwyczaju – dyskretnie bryluje Tomasz Schuchardt jako Andrzej. Bardzo dobrze swoje epizody gra też Michał Pawlik (m.in. Rojst, Słoń) jako Tomek, ambiwalentny ksiądz stojący gdzieś w rozkroku między cynicznym karierowiczem w koloratce a ludzkim księdzem. Cały zespół wykonuje bardzo rzetelną robotę, która trzyma widza przy ekranie nawet we fragmentach, gdy film przesadza z moralizowaniem i zdroworozsądkowymi puentami. Innymi słowy, tam, gdzie scenarzyści upuszczają piłkę, zbierają ją aktorzy, pozwalając zakończyć akcję z powodzeniem.

Czy więc Rozwodnicy są, pierwszą od lat, dobrą polską komedią? Tu warto zaznaczyć, że scenariusz Chacińskiego i Światowskiego jest adaptacją litewskiego Parade z roku 2022, autorstwa Titusa Lauciusa. Oryginału nie znam, ale myślę, że nawet o ile w znacznej mierze polski film czerpie to, co dobre z sąsiedzkiego pierwowzoru, to twórcom udało się sprawnie przenieść historię na polskie realia, wtapiając historię Jacka i Gosi w ducha czasów w kontekście toczącej się wciąż dyskusji na temat laicyzacji, wpływów kościoła i norm religijno-społecznych. Odpowiedź brzmiałaby więc, z adekwatną dla zachowawczego obyczajowo filmu asekuracją: raczej tak. Na pewno jest coś odświeżającego w niewymuszonym humorze wyrastającym z po prostu rzetelnej historii obyczajowej w poprawnej, nawet jeśli dość przezroczystej, realizacji. A że Rozwodnicy trochę okopują się na bezpiecznych pozycjach prostych morałów i społecznego status quo? Personalnie mógłbym się czepiać, ale czy można punktować za to nie silącą się na artystyczne ambicje komedię kręconą na streaming w kraju, w którym za boga satyry uchodzi Stanisław Bareja? Chyba na tyle polubiłem Gosię, Jacka, Andrzeja i ich rodzinę patchworkową, że nie mam serca.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA