ŻYWE TARCZE. Boris Karloff, przemoc, Hollywood
Autorem recenzji jest Łukasz Krajnik.
1 sierpnia 1966 roku Charles Whitman zamordował swoją żonę oraz matkę, a następnie zabił 14 osób przebywających na terenie Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Zainspirowany tymi wydarzeniami Peter Bogdanovich postanowił stworzyć obraz, który wiernie oddałby intensywność i grozę tamtego dnia.
W tym celu odwzorował sposób działania mordercy z precyzją godną skrupulatnego dokumentalisty. Na szczęście twórca nie ograniczył się jedynie do mechanicznej rekonstrukcji. Zamiast skupiać się na tanim sensacjonalizmie, postanowił potraktować ten feralny epizod jako alegorię przemocy przenikającej nie tylko naszą codzienność, ale też mikrokosmos X muzy.
Plakat “Żywych Tarcz”, który przedstawia legendę kina grozy – Borisa Karloffa widzianego z perspektywy snajperskiego celownika, jest równie wieloznaczny jak sam film. Fabularny debiut Petera Bogdanovicha to kino, które działa zarówno na poziomie dosłownym jak i metaforycznym. Nowojorski reżyser na gruzach gatunkowych konwencji, stworzył intrygujący meta-komentarz, który trafnie obrazuje relację między światem fikcji i rzeczywistości. Ta historia to radykalne zderzenie dwóch kontekstów. Pierwszym ważnym elementem całości jest opowieść o owładniętym szaleństwem mężczyźnie, który postanawia rozprawić się ze światem przy pomocy broni palnej. Wątek ten spaja się ze scenami ukazującymi wypalonego zawodowo aktora, który właśnie postanowił zakończyć karierę. Życiowe decyzje obu postaci są ze sobą metodycznie kontrastowane, aż w końcu ścierają się w ekscytującym finale, w którym ikona kina i niebezpieczny morderca spotykają się (zupełnie przypadkowo) w tym samym miejscu. Obserwowanie zdarzeń poprzedzających ten intensywny pojedynek wzbudza szereg refleksji dotyczących roli sztuki w życiu człowieka, a także znaczenia wartości przez nią przekazywanych.
Analizując “Żywe Tarcze” w najbardziej powierzchowny sposób można ten film uznać za po prostu świetny thriller.
Postać granego przez Tima O’Kelley zabójcy wpisuje się w poczet kinowych psychopatów, u których ludzkie odruchy zostały zastąpione kiełkującym okrucieństwem i obojętnością. Jego beznamiętne, mrożące krew w żyłach spojrzenie sprawia, że nawet scena obiadu z rodziną buduje napięcie z intensywnością bomby zegarowej. W jednej z najbardziej pamiętnych sekwencji, główny antagonista trzyma na muszce swojego ojca. Reżyser stopniowo potęguje uczucie grozy, po to by rozładować je w najmniej spodziewanym momencie. Zirytowany rodzic karci syna, nakazując mu opuszczenie broni. Ta niezapomniana scena równocześnie definiuje wrażliwość Bobby’ego oraz jego słabość. Ukazując się widzowi jako pokorne dziecko, przestaje być postacią jednowymiarową. Poprzez zaakcentowanie więzi bohatera z ojcem, Peter Bogdanovich tworzy postać, która wzbudza nie tylko strach, ale też empatię i zrozumienie. Późniejsze sceny morderstw stają się dzięki temu jeszcze bardziej szokujące, ponieważ obserwujemy działania człowieka z krwi i kości, a nie wyimaginowanego potwora. “Żywe Tarcze” to przykład dreszczowca, w którym suspens wynika ze świetnego rysu psychologicznego bohaterów. Znakomitej kreacji Tima O’Kelley towarzyszy również charyzma Borisa Karloffa grającego starzejącego się aktora. Mężczyźni stają ze sobą twarzą w twarz, gdy niebezpieczny antagonista postanawia dokonać zamachu podczas uroczystej premiery ostatniego filmu doświadczonej gwiazdy. Ich końcowy pojedynek efektownie konkluduje niepokojącą atmosferę podtrzymywaną od samego początku.
To co najciekawsze w pierwszym znaczącym dziele Bogdanovicha nie jest jednak związane ze scenami akcji, a raczej z tym, co twórca subtelnie ukrył pod fabularną warstwą ulepioną z motywów charakterystycznych dla kina klasy “B”.
Podskórnie wyczuwalny przekaz wynikający z tego filmu, próbuje przeanalizować zjawisko przemocy i zdefiniować esencję artystycznej kategorii jaką jest kino. Grany przez Borisa Karloffa Byron Orlok, to uosobienie zawodowego wypalenia. Czuje, że medium które kiedyś wzniosło go na wyżyny, zmieniło się tak diametralnie, że nie ma już w nim dla niego miejsca. Ponieważ jego kariera chyli się ku upadkowi, sam postanawia ją przedwcześnie zakończyć. Decyzja o emeryturze stanowi pogodzenie się z końcem pewnej epoki i nadejściem nowych czasów. W “Żywych Tarczach” współczesne Hollywood agresywnie wypiera swoje tradycje i zapomina o kultowych niegdyś osobowościach. Znany z “Frankensteina” czy “Mumii” odtwórca roli Orloka, zdaje się komentować swój własny dorobek. W jednej z pierwszych scen, gorzko stwierdza, że stał się groteskowym reliktem przeszłości, traktowanym przez obecny show-business z przymrużeniem oka.
Idealnym dopełnieniem motywu artystycznego przemijania jest postać ambitnego reżysera (granego przez samego Bogdanovicha), który desperacko próbuje zrewitalizować karierę swojego mistrza. Gdy namawia Byrona do wystąpienia w filmie, który całkowicie odmieni jego aktorski wizerunek, nie da się nie odnieść wrażenia, że to w istocie twórca przekonuje Karloffa by ten zaryzykował i wystąpił w “Żywych Tarczach”. Wysiłki nieustępliwego filmowca spotykają się jednak ze zdecydowanym oporem legendy horroru. Orlok po raz ostatni mówi “nie”, po czym obaj upijają się i oglądają “Ludzi za kratami” Howarda Hawksa(pierwszy występ Karloffa na wielkim ekranie). Zachwyt jaki w reżyserze wzbudza ten obraz, przypomina mu o nostalgicznym przywiązaniu do poprzednich filmowych dekad i rozczarowaniu zmianami, które właśnie nadchodzą.
Drugim istotnym tematem dzieła Bogdanovicha jest przemoc. Brutalność mordercy miesza się z karykaturalną potwornością celuloidowych dokonań Orloka.
Ta relacja zostaje wyeksponowana podczas wymownej sceny, podczas której postać Karloffa odnosi się do nagłówka gazety mówiącego o zabójstwach popełnionych przez Bobby’ego. Zapomniana ikona stwierdza, że pojęcie horroru wprowadzone przez jego filmografię, straciło swoje znaczenie wobec zdarzeń równie okrutnych, co historia opisana w lokalnym dzienniku. Ta kwestia dialogowa ukazuje problem z dwóch stron. Po pierwsze, świat dookoła nas zbrutalizował się do tego stopnia, że dla ludzi innego pokolenia wydaje się być obcą planetą. Przerażające wiadomości atakujące ze wszystkich stron przekraczają granice, które do tej pory były nietykalne. Po drugie, przemoc można również odnieść do bezpardonowości z jaką świat Hollywood traktuje swoich ojców. Podczas gdy niebezpieczny psychopata morduje niewinnych ludzi, nowe wymagania i oczekiwania zabijają twórczość Byrona Orloka. Finał w którym spotykają się ze sobą dwaj bohaterowie, wydaje się być spektakularnym pojedynkiem tradycji z nowoczesnością. Nie będę zdradzał kto wygrywa to starcie, ale gwarantuję że jego wynik jest wyjątkowo satysfakcjonujący.
“Żywe Tarcze” to intrygująca synteza ekscytującego thrillera i oryginalnego, odautorskiego komentarza. Peter Bogdanovich pokazał, że już w swoim debiucie był dojrzałym twórcą mającym jasno określone poglądy i nietuzinkowe pomysły. Efekt końcowy powoduje nie tylko ogromne napięcie, ale też zmusza do wzmożonych refleksji.