search
REKLAMA
Nowości kinowe

Życie Adeli – rozdział 1&2

Maciej Niedźwiedzki

19 października 2013

REKLAMA

Zwlekałem z napisaniem recenzji. Rzetelna ocena zawsze przychodzi po kilku dniach, po dłuższej refleksji. Chciałem się upewnić, że ten film rzeczywiście jest tak dobry jak moje o nim pierwsze wrażenie. Od momentu pojawienia się napisów końcowych zdawałem sobie sprawę, że obcowałem z czymś wyjątkowym. Jednak często wstępny zachwyt opada. Dlatego też czekałem na ewentualną weryfikację mojej opinii. Jednak nie doszło do niej. Dalej nie potrafię uwolnić się od tej historii. Trudno jest mi też dobrać odpowiednie słowa. Nie chcę również operować pustymi przymiotnikami wartościującymi jak „rewelacyjne”, „niezwykłe” czy „doskonałe” i popadać tym samym w niesmaczną przesadę (i tak chyba tego nie uniknę). Z drugiej strony każda jego część składowa zasługuje na takie określenie.

W Życiu Adeli Abdellatifa Kechiche’a odnajdziemy wszystko to do czego przyzwyczaił nas ten reżyser. Film jest zdominowany przez jedną postać. Skonstruowany jest z długich sekwencji zbliżeń a problematyka ucieka od prostej uniwersalizacji. Wszystko rozgrywa się we wnętrzu jednostki, której obiektyw kamery jest tak blisko jak tylko to możliwe. Wyjątkowo jak na filmy Tunezyjczyka, tym razem akcja nie rozgrywa się wśród osób z marginesu społecznego lecz śmietanki artystycznej  i zamożnej wyższej klasy średniej.

Adela uczy się w liceum. Jest miłośniczką literatury. Poznajemy ją gdy czyta Życie Marianny Pierre’a de Marivaux (Jest to autor szczególnie bliski Kechiche’owi. Jego tekst pojawił się już w Uniku). Bohaterka stara się wypełnić swoje życie przez fizyczny i emocjonalny kontakt z drugą osobą. Nie obchodzi jej czy jest nią dziewczyna czy chłopak. Ciężar dramatyczny Życia Adeli umieszczony jest zupełnie gdzie indziej. W tym tonie również wypowiada się jedna z postaci. Adela słyszy: „Miłość nie ma płci”. W moim odczuciu, Kechiche tym samym ucieka jakimkolwiek interpretacjom w kontekście homoseksualizmu. Nie ma zamiaru włączać się tą debatę. Nie chce z żadnym stanowiskiem polemizować ani stawiać jakichkolwiek tez. W jego oczach miłość również jest poza ciałem. I tylko taka go interesuje.

adele

Życie Adeli opiera się w dużej mierze na niezwykłych rolach Adele Exarchopoulos i Lei Seydoux. Są to kreacje, które pochłaniają. Znacząca w tym zasługa Kechiche’a umiejętnie prowadzącego aktorki, które ponad to dodają postaciom emocjonalną głębie. Kreacje aktorskie zdumiewają zaangażowaniem i poświęceniem. Ich pot i łzy wręcz spływają po ekranie. Mają w sobie magnetyzm, szczerość  i psychologiczną wielowymiarowość. Dzięki temu film Kechiche’a jest niespotykanie blisko życia, staje się namacalny. Momentami obraz przekracza granicę sztuki, wdziera się w intymne życie widza. Kechiche oddaje emocje za pomocą obrazów. Nie ma w tym grama snobistycznego i ckliwego kiczu.

Adela zakochuje się w niebiesko włosej malarce Emmie. W romansie z nią, odnajduje wszystko czego poszukiwała. Spełnia się w każdym wymiarze życia w związku. Kechiche przeprowadza nas przez historię ich relacji, nie omijając żadnego momentu. Jest to opowieść napędzana stanami emocjonalnymi – one są osią fabuły. Fascynacja, pożądanie, spełnienie, frustracja czy rozpacz wypełniają każdy kadr Życia Adeli. Od dawna, żaden film nie spowodował we mnie, tak mocnego utożsamienia z postacią i dzielenia z nią tych samych motywacji.

Jednym z lejtmotywów filmu jest kolor niebieski. Od początku wdziera się on w świat tytułowej bohaterki. Pojawiają się nie mające zbyt dużego znaczenia prozaiczne szczegóły. Z czasem zaczynają dominować nad nią – później więzić. Pod koniec filmu kolor utożsamiany z Emmą całkowicie ją pochłania, dosłownie wręcz pływa w nim. Przestaje być atrybutem i symbolem miłości ale uzależniającym substytutem. Abdellatif Kechiche nie wprowadza tych elementów w sposób nachalny. Robi to niezwykle subtelnie i rozsądnie. Inny od estetyzującej funkcji jaką ten sam kolor odgrywał w Trzech Kolorach: Niebieski Krzysztofa Kieślowskiego.

adele

Film Tunezyjczyka jest też niespotykanie długi (179 min). Jednak jest to uzasadnione. Reżyser nie chce opuścić swoich bohaterek. Towarzyszy im tak długo jak to możliwe. Chce je przedstawić w pełni. Każdy niuans staje się ogromnie ważny. Styl w jakim Kechiche opowiada i prowadzi nas przez kolejne stadia związku między Adelą i Emmą całkowicie mnie pochłonął. Gdyby Życie Adeli trwało sześć godzin za pewne również ani razu nie spojrzałbym na zegarek.

Nie klęczę przed zdobywcami najważniejszej nagrody filmowej. Złota Palma nie sprawia, że film od razu otrzymuje ode mnie ocenę 10/10. Tym bardziej, że mam trochę do zarzucenia kolejnym jury canneńskiego festiwalu. Zdarza im się mylić artyzm z artystowstwem (przypadek Drzewa Życia), niepotrzebnie czynić uznanych autorów jeszcze bardziej uznanymi. Jest to bardzo hermetyczne środowisko. W konkursie głównym od lat przewijają się te same nazwiska. Zeszłoroczna porażka Holy Motors z Miłością Michaela Haneke jest dobrym przykładem promowania jedynie nagradzanych już wcześniej twórców. Jednak tym razem nie mam żadnych wątpliwości. Jury pod przewodnictwem Stevena Spielberga nagrodziło film kompletny wobec którego nie umiem skonstruować jakiegokolwiek zarzutu, czegokolwiek mu wytknąć.

adele

Jest to jeden z tych obrazów, który wywołuje dreszcze na ciele. Film, który uzależnia, nie daje spokoju. Życie Adeli jest miejscami odważne obyczajowo. Jednak nie jest to cel Kechiche’a. Jego założeniem nie jest wywołania oburzenia i szoku estetycznego jaki choćby dostarczają filmy Larsa von Triera. Jestem daleki od niechęci do twórczości Duńczyka jednak, w moim odczuciu w Życiu Adeli  śmiałe sceny są właściwiej uzasadnione psychologicznym rozwojem postaci. Kechiche nie wkracza na terytorium kina pornograficznego (podobnie jak Trier). Zależy mu jedynie na tym by widz całkowicie ufał jego opowieści i czuł, że narrator niczego przed nim nie ukrywa. Ta bliskość z jaką towarzyszymy Adeli wzmacnia naszą więź z bohaterką. Film niestety się kończy. Czułem się wtedy jakbym został całkowicie sam  na świecie. Chciałem wstać z fotela i pobiec za oddalającą się od kamery bohaterką.

Po wyjściu z kina zadałem sobie pytanie: „Po co oglądać cokolwiek więcej?”. Ten trzygodzinny obraz całkowicie zaspokoił mój głód kinomana. Po seansie byłem zdezorientowany. Jakby wszystkie moje potrzeby, oczekiwania i doświadczenia związane ze sztuką filmową Tunezyjczyk umieścił w tym jednym filmie. Trochę niezręcznie czuję się zamykając Życie Adeli w worku pod tytułem „sztuka filmowa”. Mam głębokie przeświadczenie, że dając temu filmowi najwyższą notę, nie nagradzam samego dzieła, ale również to, jak niezwykły po prostu jest Człowiek.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA