search
REKLAMA
Nowości kinowe

ZACZNIJMY OD NOWA. Małe wielkie kino

Karol Barzowski

13 lipca 2014

REKLAMA

Pierwotny tytuł Zacznijmy od nowa brzmiał Can a Song Save Your Life (Czy piosenka może uratować twoje życie). Może trochę za długi, może niedobry z marketingowego punktu widzenia, ale po obejrzeniu filmu wydaje się on wprost idealny. Ponadto, po seansie, już bez żadnych wątpliwości, znam odpowiedź na postawione w tym tytule pytanie. Sztuka wszelkiego rodzaju – czy to muzyka, czy film – potrafi wyciągnąć człowieka na powierzchnię. Czasami są to chwilowe doły czy troski. Bywa, że zmagamy się z przytłaczającym marazmem dnia codziennego lub bezsilnością. Innym zaś razem człowiek musi wyrwać się z pęt życiowych niepowodzeń i frustracji. Dobry film czy odpowiednia piosenka oczywiście nie rozwiążą naszych problemów, ale mogą dać nadzieję, przynieść inspirację, natchnienie do działania, a może i pewne oczyszczenie.

Brzmi to może górnolotnie, ale wierzę, że sztuka może działać niczym terapeuta. Odnosząc się do tego porównania, Zacznijmy od nowa byłby takim, do którego trzeba umawiać się z kilkutygodniowym wyprzedzeniem i na którego opłaca się wydawać niemałe pieniądze. Takim, który potrafi dotrzeć do naszego wnętrza minimalnymi środkami – mówiąc niewiele, ale celnie wskazując to, co najistotniejsze.

BrbTBa7CAAAMTqJ.jpg-large

Film rozpoczyna scena rozgrywająca się w niewielkim barze. Stojący na scenie muzyk zaprasza do występu swoją koleżankę Gretę. Ona nie chce wychodzić przed ludzi, ale w końcu zostaje do tego zmuszona. Siada na stołku z gitarą i mówi, że to jej nowa, jeszcze nieoszlifowana piosenka. Dedykuje ją wszystkim tym, którzy czują się samotni w wielkim mieście. Śpiewa o tym, że musi podjąć decyzję, wykonać krok, którego już nie będzie można cofnąć… Choć znudzona publiczność bardziej zainteresowana jest drinkami i rozmowami, pod koniec piosenki, gdzieś w końcu sali widać faceta, który nie odrywa wzroku od Grety. Bije brawo, a jego oczy wyrażają zachwyt, może wzruszenie. Potem powie dziewczynie, że tuż przed przyjściem do tego baru stał na peronie gotowy, aby rzucić się pod pociąg, ale wtedy… usłyszał jej piosenkę. Zamiast odebrać sobie życia, Dan zaprosi dziewczynę na piwo. I… oboje zaczną od nowa.

Zanim jednak zabiorą się do współpracy, tworząc jeden z bardziej oryginalnych albumów muzycznych, zobaczymy to, co doprowadziło ich do tego spotkania. W retrospekcjach reżyser ukaże nam ich traumy i zwątpienia, osobno pokazując, co każde z nich przeżywało do oraz podczas wspomnianego występu. Świetny zabieg, kończący się wspaniałą sceną, w której pijany Dan wyobraża sobie tę piosenkę w innym aranżu, wraz z użyciem różnych instrumentów. Jest on bowiem producentem muzycznym, który założył nieźle prosperującą wytwórnię i odkrył wiele talentów. Swego czasu był nawet na okładce „Rolling Stone”. Po problemach osobistych sprzed kilku lat zaczął jednak przypominać cień samego siebie. „Wykoleił się”, jak to sam ładnie nazywa, i nic nie wskazuje na to, by wrócił na dobre tory. Greta też nie ma łatwo – przyjechała do Nowego Jorku z Anglii wraz z chłopakiem, który zaczął robić wielką karierę i rzucił się w wir sukcesów oraz „zajebistego życia”, zdradzając dziewczynę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Została bez miłości, dachu nad głową i perspektyw; załamana, rozczarowana i… wściekła. Ale w końcu w takim stanie pisze się najlepsze piosenki.

6216510-zacznijmy-od-nowa-900-598

Zacznijmy od nowa to taki film, o którym zazwyczaj mawiam „małe wielkie kino”. Jest niepozorny i teoretycznie niewiele się w nim dzieje. To typ produkcji, co do której nie ma się wielkich oczekiwań. Beznadziejny polski plakat, przedstawiający Dana i Gretę przytulających się z przyklejonymi uśmiechami na tle Nowego Jorku, zapowiada przecież kolejny babski romans z happy-endem. Ale Zacznijmy od nowa to coś zupełnie innego. Trudno wsadzić go zresztą do jakiejkolwiek szufladki – to coś pomiędzy kinem niszowym a hollywoodzkim blichtrem, filmem autorskim a komercyjnym, komedią a dramatem… Jest to obraz niezwykle pozytywny, podnoszący na duchu, ciepły i urokliwy. Jednocześnie – bardzo prawdziwy, a nawet przesiąknięty nutą goryczy.

To film, który wykorzystuje klisze i schematy, aby przerobić je na własną modłę i zrobić z nich coś wyjątkowego. Niby nic wielkiego, a jednak działa cuda – naprawdę małymi środkami twórcy Zacznijmy od nowa docierają do sedna sprawy. Rzucają na widza urok, pozwalają mu się totalnie wyłączyć i chłonąć tę – w gruncie rzeczy bardzo prostą – historię. Jeśli dacie złapać się na haczyk, ten niemal dwugodzinny film minie wam tak szybko jak teledysk do ulubionej piosenki. Przy pojawieniu się napisów końcowych pierwsze, co chciałem zrobić, to wcisnąć „replay”. Szkoda, że kina nie oferują takiej funkcji.

SONG 03185.nef

Tempo filmu jest nieśpieszne, odmierzane kolejnymi piosenkami. To tak naprawdę klasyczny musical, ale taki, w którym każdy utwór występuje dlatego, że się go śpiewa – na koncercie, przy tworzeniu płyty lub dając upust emocjom i nagrywając się na pocztę głosową byłego chłopaka. Muzyka nie pojawia się tak po prostu, znikąd, razem z tłumem roztańczonych statystów. Jest ona głównym tematem filmu i świetnie sprawdza się w tej roli.

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor