Piraci!
Recenzja pojawiła się wcześniej w serwisie Paradoks.
Wbrew obiegowej opinii animacja poklatkowa żyje i ma się dobrze. W kinach królują głównie komputerowo animowane filmy Disneya, Pixara i studia Dreamworks, ale przecież w 2009 roku premierę miały "Koralina", "Mary i Max" oraz "Fantastyczny Pan Lis", które dzielnie stanęły w szranki z produkcjami gigantów, często z zaskakująco dobrym skutkiem. W tym roku duże ekrany znowu czeka ofensywa plasteliny i kukiełek – "Frankenweenie" i "ParaNorman" na obecną chwilę pozostają w odwodzie, ale do akcji wkraczają już "Piraci!" od odpowiedzialnego za przygody Wallace'a i Gromita oraz "Uciekające kurczaki" studia Aardman.
We własnych oczach Kapitan Piracki jest postrachem siedmiu mórz, łowcą przygód, pogromcą wrogów oraz nieustraszonym łupieżcą niespodziewających się niczego, wyładowanych kosztownościami statków kupieckich. W rzeczywistości jednak jedyne czym może pochwalić się główny bohater filmu to niezdrowe zamiłowanie do szynki, niezwykłej urody broda (jego pierwsza chluba), ptak dodo występujący w roli grubej… to znaczy – grubokościstej papugi o jakże oryginalnym imieniu Polly (jego druga chluba i moralny kompas załogi) oraz załoga, na którą składa się zgraja największych odszczepieńców jakich widziały Karaiby (przez co nie jest to jego trzecia chluba). Jak to w tego typu historiach bywa, nieudacznik za wszelką cenę postanawia udowodnić światu, że jest wart więcej niż wszyscy po nim oczekują, co w tym konkretnym wypadku przejawia się chęcią zdobycia tytułu pirata roku, który przez kilkadziesiąt ostatnich lat pozostawał daleko poza jego zasięgiem. I w ten sposób tytułowa banda wyrzutków rozpoczyna żeglugę po wodach Atlantyku w oparach najczystszego absurdu.
W najlepszych momentach poziom absurdu, styl dialogów i sposób rzucania dowcipem prezentowany przez "Piratów!" dorównuje szczytowym dokonaniom kultowego ZAZ-u: "Hot Shots" i "Nagiej broni". Podobnie jak we wspomnianych filmach niektóre żarty są wprowadzone do akcji wyłącznie jako element tła i pozornie mogą zostać niezauważone. Innym razem trafi się czarny jak tło pirackiej flagi humor, albo wątek prowadzony w sposób sugerujący puentę, która koniec końców nie następuje. Jest to miła odskocznia od komedii, które każdą kolejną linijką scenariusza starają się na siłę wepchnąć widzowi powód do śmiechu do gardła, upewniając się po kilka razy, żeby nic nie umknęło jego uwadze.
Jednak nie wszystko w "Piratach!" zgrywa się ze sobą w satysfakcjonujący sposób. Parę razy twórcom wyraźnie zabrakło wyczucia w doborze muzyki. Oprócz oryginalnej ścieżki dźwiękowej napisanej w stylu kina przygodowego biorąc pod uwagę realia, w filmie wykorzystano również kilka współczesnych utworów, które nijak nie chcą pasować do całości. Najlepszym przykładem może być scena rejsu do Londynu zilustrowana piosenką "London Calling" zespołu The Clash. Ani to zabawne, ani błyskotliwe. W pewnym momencie problemy zaczynają trapić również scenariusz, który z radośnie pretekstowego i przepełnionego pozytywnymi bzdurami zamienia się w po prostu pretekstowy i zaczynający nudzić, byle tylko popchnąć akcję do przodu przez kilkanaście kolejnych minut.
Na zakończenie mogę napisać tylko tyle, że "Piraci!" mogli być znacznie lepsi, ale i tak polecam ich obejrzeć… na DVD z oryginalnymi głosami po angielsku. Aktorzy użyczający głosów w polskiej wersji nie są źli, ale już porównując same zwiastuny łatwo zauważyć, że tłumaczenie zabija część dowcipów, a pierwotna obsada w swoich rolach sprawdzała się znacznie lepiej. Wycięcie takiej listy nazwisk: Hugh Grant, David Tennant, Brendan Gleeson, Martin Freeman, Imelda Staunton, to zwyczajne przestępstwo.