search
REKLAMA
Nowości kinowe

Głośniej od bomb – kłamcy w Cannes

Maciej Niedźwiedzki

3 kwietnia 2016

REKLAMA

Joachim Trier to reżyser o charakterystycznym stylu. Oryginalnie podchodzi do filmowego medium i eksperymentuje z narracyjną strukturą, bawi się na ekranie w bricolage. Kreatywnie wykorzystuje montaż, rozczłonkowując swoje filmy na części pierwsze. Przyjmuje różne punkty widzenia, sugeruje kilka ścieżek interpretacji dla kluczowych scen, mnoży niejednoznaczności i alternatywne wersje zdarzeń. Jego filmy przypominają skomplikowane puzzle, z których widz może ułożyć własny obrazek. Trier podobnie traktuje swoich bohaterów, którzy zazwyczaj ukrywają swoją prawdziwą naturę, są niezdecydowani i psychologicznie złożeni. Sugestywne Reprise wskazywało jakiego rodzaju kinem Trier się interesuje i co w konsekwencji będzie oferował swoim widzom.

Louder than bombs nie jest aż tak narracyjnie rozbuchane jak film z 2006 roku, ale to również film zagadkowy i wydawałoby się przeładowany informacjami. Danymi, których nie da się przetworzyć w trakcie jednego seansu. Pierwsza anglojęzyczna produkcja Triera rozpisana jest na kilka silnych osobowości. Spotykają się one, by rozwiązać pewien rodzinny problem. W efekcie dochodzi do jeszcze większych nieporozumień i niejasności.

louder-than-bombs-03

Obraz Triera ma trzech głównych bohaterów. Pierwszym jest Gene, owdowiały ojciec (Gabriel Byrne), zbliżający się już do emerytury, ale ciągle aktywny i towarzyski. Jego była żona (Isabelle Huppert), znana na całym świecie reporterka, pozostawiła po sobie masę zdjęć i dokumentacji, której on sam nie potrafi uporządkować. Śmierć jego ukochanej owiana jest tajemnicą. Dalej nie wiadomo czy był to nieszczęśliwy wypadek samochodowy czy samobójstwo. Conrad (Devin Druid), jest młodszym synem dalej mieszkającym z ojcem. To introwertyk i dziwak. Bardzo trudno nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, nie ma żadnych znajomych wśród rówieśników, jak tylko może unika próbującego nawiązać z nim kontakt ojca. Całe dnie spędza pochłonięty grą w Skyrima.

Drugi syn Jonah (Jessie Eisenberg) wydaje się być jego przeciwieństwem. Poznajemy go na początku filmu, gdy przygląda się właśnie narodzonemu swojemu potomkowi. Po studiach kontynuuje karierę naukową, stylowo się ubiera, ma własne auto, ma mieszkanie w mieście. Jest osobą bezpośrednią i otwartą, utrzymuje ze swoim tatą zdrowe, koleżeńskie relacje. Przyjeżdża do rodzinnego domu, by pomóc ojcu uporządkować pozostałe po jego matce materiały. Z nimi związany jest artykuł dotyczący jego matki, który ma niedługo pojawić się w prasie i ujawnić nowe fakty odnośnie jej śmierci.

b

Joachim Trier w interesujący sposób portretuje swoich bohaterów. Louder than bombs jest dramatem opowiadającym o konflikcie charakterów i życiowych postaw. Każda z postaci na przestrzeni tych kilku dni ewoluuje – zdradza swoje prawdziwe oblicze. Dynamicznie zmieniają się ich motywacje, poznajemy ich ukrywaną osobowość i niewyrażane pragnienia. To postacie spontaniczne i niepewne siebie. Przebywające w jakimś marazmie.

[quote]Co chwila kibicujemy komu innemu, kto inny ma rację. Zmuszani jesteśmy zmieniać ocenę ich postępowania, weryfikować i ponownie wartościować podejmowane przez ich decyzję.[/quote]

Właśnie przez to pierwsza godzina Louder than bombs mija błyskawicznie. Intryga stopniowo się rozwija. Razem z nią napięcie wzrasta, jakby zapowiadając mające wieńczyć film katharsis.

Niestety do niego dochodzi. A jeśli już to znajduje się ono zdecydowanie za wcześnie. Na ostatnie pół godziny chyba nie starczyło paliwa. Od tego momentu do końca pozostaje obserwować snujących się po ekranie bohaterów. Wtedy już wszystko o nich wiemy. Narracja filmu przyzwyczaiła nas do ciągłych zmian i modyfikacji. Ostatni akt obrazu Triera tak na prawdę jedynie wydłuża metraż, rozczarowująco zamyka wszystkie wątki. Rozmywa gęstą atmosferę.

b

Louder than bombs zaczyna się od mocnego uderzania. Później dostajemy serię trafionych ciosów, z czasem się wycofuje i chowa za gardą. Ostatecznie wygrywa, ale ledwo na punkty. To interesujące kino, formalnie skomplikowane, z bardzo dobrymi aktorskimi kreacjami. Jedynie pod koniec nieco nuży. Nie mogę dać przez to filmowi Triera wyższej oceny. Jednak będę pierwszy w kolejce na jego następny film. To reżyser, w którego warto inwestować.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA