LEWIATAN
W beznadziejnej sytuacji znalazłeś się Nikołaju. W jednej chwili musisz walczyć z władzą, Cerkwią, wymiarem sprawiedliwości i zwykłymi ludźmi. Do kogokolwiek byś się nie zwrócił obrywasz, dla wszystkich jesteś niewygodny, a na twoim nieszczęściu każdy coś może zyskać. Podejrzewam, że za sobą samym też nie przepadasz. Unikasz luster i własnego w nich odbicia. Topisz się w hektolitrach wypijanej wódki, dusisz w dymie papierosów i twardą ręką wychowujesz syna – bo on też w życiu nie będzie miał łatwo. Myślę, że chętnie odwiedziłbyś Polskę Wojtka Smarzowskiego. Odnalazłbyś się w jej brudzie, zrozumiałbyś priorytety jej mieszkańców. Życie cię zepsuło. Czy dlatego, że byłeś brutalny, opuściła cię żona? Nie zostaniesz moim przyjacielem. Widzę jednak, że jesteś przynajmniej szczery wobec samego siebie. Jak krzywdzisz, to tylko własne ciało. Nie lubię cię, ale ci ufam. Wierzę w twój gniew. Szkoda, że sam nie mogłeś ostatecznie upaść, poddać się i przegrać w samotności. Inni musieli się do ciebie dobrać i się na tobie zemścić. Niestety każdy widział w tobie obślizgłego robala – ciebie nikt nie będzie w cywilizowany sposób pacyfikował. Tu, w Rosji Zwiagincewa, najpierw cię zdepczą, a potem wyrwą jak chwast. Byś nie miał żadnych wątpliwości, że przegrałeś.
Reżyser Lewiatana w jednoznaczny, w jednym momencie zbyt dosadny sposób, przywołuję biblijną przypowieść o Hiobie. Swojego bohatera przeprowadza przez podobną drogę. Nikola (Aleksiej Sieriebriakow) jest agresywnie i niesprawiedliwie traktowany przez lokalną władzę. Film Zwiagincewa rozpoczyna się od odczytania niekorzystnego dla Nikoli wyroku procesu. W jego wyniku główny bohater musi zrzec się prawa własności do działki, na terenie której znajduje się jego dom. Nikola jednak się nie podda, będzie apelował i odwoływał się. Pomoże mu w tym jego dawny kolega z wojska, a obecnie prawnik – Dmitri (Władimir Wdowiczenkow).
Lewiatan rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą jest konflikt między obiema stronami w sądzie: skazanego z góry na porażkę Kolę a reprezentującym okoliczną władzę tęgim burmistrzu Wadimie (Roman Madjanow). Mer miasta zazwyczaj pojawia się w towarzystwie kilku ochroniarzy-gangsterów, łysych karków w okularach słonecznych. Vadim jest niestety dość stereotypową postacią, może momentami nawet parodystyczną. Na drugim poziomie reżyser przeprowadza obserwację lokalnej społeczności i konfrontują z nią Nikolę. To również film o toksycznym związku między nim a Lilią – jego drugą żoną. Zwiagincew lubi także oddalać się od głównego wątku, robić dygresje i zatrzymywać się w miejscu. Lewiatanowi nie można odmówić doskonałej reżyserii – to film dogłębnie przemyślany, z misternie poprowadzoną narracją i autorską kreską. Montaż głównie pełni funkcję czysto techniczną, Zwiagincew bardzo oszczędnie używa jego kreacyjnych możliwości. Dominują więc długie, wystudiowane ujęcia. Reżyser buduje napięcie dzięki wyrafinowanym środkom: kompozycją kadru czy ruchem kamery.
Lewiatan ma kilka wielowymiarowych prawdziwych postaci. Poza głównym bohaterem największą zagadką pewnie pozostanie dla nas właśnie Lilia (w subtelnej interpretacji Jeleny Liadowy). Ta bohaterka zazwyczaj milczy, wydaje się być nieobecna duchem. Jest atrakcyjną kobietą o delikatnych rysach twarzy – nie pasuje do tego otoczenia i tych ludzi. Wygląda jakby przypadkiem trafiła do tego miasteczka nad morze Barentsa. Może od czegoś ucieka, może przed czymś się chowa? Postać Lilii jest przez reżysera delikatnie zarysowana. Jest to bohaterka tajemnicza i nieoczywista. Nie mniej interesujący jest syn Nikoli – Roma. Większość problemów rozwiązuje krzykiem, na wszystko reaguje gwałtownie, nie znosi przybranej matki. Nie ma jednak gdzie uciec, ojca stara się unikać, ale musi też się nim opiekować. Pewnie i tak w przyszłości przejdzie drogę tą samą co on. Wieczorami Roma ukrywa się z kumplami w zniszczonej cerkwi – tam zaczynają przygodę z piciem. Za kilkanaście lat prawdopodobnie zastąpią oni swoich ojców. Nadejdzie nowe pokolenie, pozostaną stare zasady. To świat bez przyszłości, świat zniszczonych bloków i straconych nadziei.
Lewiatan broni się również jako kino gatunkowe. Powinien zaspokoić nie tylko fanów artystycznych festiwalowych filmów, ale też widzów oczekujących emocji kojarzonych z kryminałem bądź kinem traktujących o politycznych spiskach. Reżyser wplata w Lewiatana sensacyjną intrygę, pomału podnosi napięcie, jego bohaterowie chętnie sięgają po broń, a Zwiagincew wykorzystuje ukochane przez ten gatunki fabularne elipsy. Dzięki tym zabiegom film nabiera odpowiedniego tempa.
Lewiatan jest przerażająco realistycznym portretem rosyjskiej społeczności z głębokiej prowincji. Pomimo sporej ilości wylanej na planie wódki Lewiatanowi jednak znacznie bliżej do naszego Długu niż sennych wizji Smarzowskiego. Oczywiście pozostaje jeszcze polityka. Lewiatan zyskał popularność nie tylko dzięki wysokiej artystycznej jakości oraz znanemu nazwisku reżysera, ale głównie za sprawą ideologicznej odwagi i antysystemowości. To pomogło przedrzeć się do mainstreamowych mediów. Bo ponoć krytykuje Putina, daje nam obraz Rosji barbarzyńskiej, Rosji bezprawia, Rosji układów i układzików. Mam jednak wątpliwości, czy faktycznie Putin z tego filmu powinien być niezadowolony. Lewiatan nie jest dla mnie atakiem na prezydenta naszego wschodniego sąsiada. To film raczej antyrosyjski niż antykremlowski.
Ponieważ w moich oczach wszystko zmienia postać prawnika – to on jest jedynym sprawiedliwym, to on stara się naprawić skorumpowaną administrację, jest uczciwy i światły, jest jedynym głosem rozsądku, przy okazji reprezentuje cywilizowany świat sukcesu i stylu. Nie wszystko mu się udaje, ale się stara. Jest sam, ale kiedyś przyjdzie więcej podobnych do niego i odbudują ten zniszczony świat, wprowadzą na właściwe tory. A dlaczego to Dmitri jest właśnie światełkiem nadziei i symbolem sukcesu? Bo przyjechał z Moskwy.