KSIĘGOWY. Ambitny sensacyjniak
Księgowy wciąga od pierwszych minut. Reżyser Gavin O’Connor nie rzuca nas jednak w sensacyjną intrygę, ale skupia się całkowicie na tytułowym bohaterze. Jego fascynującej osobowości, drobnych dziwactwach i sposobie bycia. To matematyczny geniusz, samotnik, pedant, ale też człowiek o zachwianej psychice i mentalności. Jak się później dowiadujemy, ma nietypową odmianę autyzmu, której jest doskonale świadomy. Z jednej strony obdarzonym ponadprzeciętnymi umiejętnościami: niespotykanie wysoką inteligencją i zdolnościami analitycznego myślenia. Z drugiej jednak jest dziwakiem i mizantropem, niepotrafiącym zdobyć się choćby na odrobinę empatii. Ludzi w okół niego traktuje z chłodem i obojętnością. Ten bohater wydaje się być połączeniem Raymonda Babbitta z Rain Mana z Leonem z filmu Luca Bessona. Film O’Connora złożony jest z kilku paradoksów. Nie objawiają się one tylko w portrecie głównego bohatera, ale również w gatunkowej niejednorodności Księgowego. Nie jest aż tak istotne, czy była ona zamierzona. Ważne jest, że dzięki temu film ma charakter.
Bardzo dobrze kreowany przez Bena Afflecka Christian Wolff wzbudza zainteresowanie, ale też budzi pewne wątpliwości. To postać nie do końca konsekwentnie poprowadzona. Trudno jej całkowicie zaufać. Cały film cierpi na podobne strukturalne problemy.
Christian, będąc bardzo cenionym księgowym, dostaje zlecenie od zamożnej firmy technologicznej, by zbadać jej finanse (wszystkie faktury, wydatki, przelewy) i ustalenia, dlaczego z jej kont regularnie znikają wysokie kwoty. W ciągu jednej nocy przegląda księgi spółki z poprzednich piętnastu lat i oczywiście znajduje winnego. Gdy przychodzi rano do biura, właściciel firmy wręcza mu czek za wykonaną pracę i odprawia z kwitkiem. Okazuje się, że Wolff posiadł niepożądaną przez zleceniodawców wiedzę. Rozpocznie się na niego polowanie. Główny bohater nie jest jednak stereotypowym księgowym – chuderlawym, bezbronnym okularnikiem – ale doskonale wyszkolonym i muskularnie zbudowanym zabójcą, bezbłędnie posługującym się bronią. Wolffa nie poszukują tylko zbiry wynajęci przez firmę, ale także państwowe służby, dowodzone przez szykującego się do emerytury Raya Kinga (J. K. Simmons).
Gavin O’Connor stara się upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Nie do końca wiadomo, czy Księgowy ma być studium choroby, dramatem psychologicznym, filmem sensacyjnym czy historią rodzinną. Ilość jednocześnie wprowadzanych wątków może dezorientować. Retrospekcje z traumatycznych młodzieńczych lat Wolffa przecinają się z obyczajowymi scenami już dorosłego Christiana. Do tego dochodzi rozwijana na trzecim planie kryminalna intryga. Bardzo długo wydaje się ona wręcz niepotrzebną dygresją. Ma ona roztaczać na tytułowym bohaterem aurę tajemnicy: kim tak naprawdę jest, czym się zajmuje. Reżyser ostatecznie nie potrafi zdecydować, o czym chce opowiedzieć, który z tematów wyczerpać. Ta skokowa narracja może drażnić, nieraz jednak pozytywnie zaskakuje.
Nie odmówię Księgowemu oryginalności. To kino zrobione z pomysłem i świeżością. Film O’Connora rozpada się na kilka części, szwy między kolejnymi konwencjami są bardzo wyraźne. Księgowy jest filmem niespójnym i niekonsekwentnym, ale na swój szczególny sposób niebanalnym. Tkwi w nim jakaś siła. Przekonuje tym, jak przekomarza się z widzem, gwałtownym zmienianiem kierunków, w jakie podąża ta historia. Wyczerpujący portret psychologiczny Wolffa zderzony jest lakoniczną i trywialną filmową sensacją. Niezamierzenie absurdalna, bezsensowna końcowa sekwencja może wręcz śmieszyć. Dodaje ona jednak jeszcze jeden odcień do kuriozalnego życia Christiana Wolffa. Bohatera, o którym finalnie tak trudno cokolwiek konkretnego powiedzieć.
Księgowy to ambitny sensacyjniak starający się osiągnąć więcej, niż tylko dostarczyć efektownej strzelanki i mordobicia. Nie wiem, czy jest filmem dobrym artystycznie, na pewno jest tytułem osobliwym. Zaproszenie widza to zidentyfikowania tej inności jest jego niewątpliwą wartością.
korekta: Kornelia Farynowska