CZERWONY ŻÓŁW. Piękno w prostocie
Produkcje studia Ghibli to światowa czołówka animacji. Dzieła takie jak Mój sąsiad Totoro czy Spirited Away: W krainie bogów do dziś stanowią przykład, jak przedstawić dojrzałą opowieść w sposób przystępny i interesujący zarówno dla młodszych, jak i dorosłych widzów. Tu nie ma miejsca na tandetny slapstick czy musicalowe popisy. Czerwony żółw jest pierwszą koprodukcją, w którą rzeczone studio się zaangażowało – to mówi wiele o potencjale, który dostrzegli w niej Japończycy. Duński reżyser Michaël Dudok de Wit nie mógł sobie wymarzyć lepszego debiutu, a jego przyszłe projekty to niezwykle intrygująca kwestia.
Podobne wpisy
Film opowiada historię mężczyzny, którego pokonał morski żywioł i za karę zesłał na bezludną wyspę. Pierwszy akt koncentruje się na nauce przetrwania i spokojnym, ale samotnym egzystowaniu bohatera w dziczy. Szybko decyduje się on na podjęcie próby ucieczki z wyspy. Niestety ponosi klęskę i za pierwszym, i za każdym kolejnym razem – jakaś nieznana siła niszczy jego tratwy i zmusza go do powrotu na brzeg. W końcu okazuje się, że odpowiedzialny jest za to tajemniczy czerwony żółw, który z jakichś przyczyn nie pozwala protagoniście wypłynąć na otwarte wody. Nasz bohater jest więc zmuszony prowadzić żywot rozbitka na małej wysepce – jego los niejednokrotnie go tam jednak zaskoczy. Nie chcę zdradzać szczegółów historii, ale dość będzie powiedzieć, że samotność szybko przestanie być problemem.
Niezależnie jednak od pojawienia się nowych postaci, film pozostaje niemy do samego końca. Bohaterowie nawołują się czasem w nieartykułowany sposób, ale nie ma tu ani jednej linijki dialogu. Wszystkie emocje są okazywane za pomocą mimiki i gestów postaci. Relacje między nimi przedstawiono minimalistycznie, celnie oddając przy tym ich znaczenie i głębię. Oszczędność formy dotyczy także stylu artystycznego warstwy wizualnej filmu. Tradycyjnie dla studia Ghibli mamy okazję obejrzeć przepiękną rysunkową animację, znacznie prostszą niż współczesne dokonania Disneya, ale także bardziej interesującą. Śliczne akwarelowe barwy, niesamowite kadry i fantastycznie narysowane postaci i inne elementy świata przedstawionego sprawiają, że siedzimy oniemiali z zachwytu. Przedstawione wydarzenia są także bezbłędnie oprawione muzycznie – stonowana refleksja występuje tu na zmianę z eksplozjami emocji.
Tych tutaj nie brakuje – zwłaszcza pod koniec, kiedy rozumiemy już, czym jest tytułowy czerwony żółw i co było jego darem dla głównego bohatera. Film przedstawia nam wizję człowieka żyjącego w harmonii z naturą, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Człowieka wolnego od moralnego zepsucia i materializmu. Nadrzędną wartością w jego życiu jest miłość. Prosta, ciepła i nieprzemijająca miłość. Nikt nam oczywiście nie mówi, jak mamy myśleć i się czuć, nikt nie zestawia postaci bohatera z jego przeciwieństwem, które reprezentowałoby niewłaściwą dla twórców drogę życiową. Ich wizja jest ukazana nienachalnie i subtelnie. Prawdziwa miłość jako droga do szczęścia i spełnienia.
Pewną przeciwwagę dla emocjonalnych i sentymentalnych momentów stanowią śledzące poczynania bohaterów małe kraby. Prawdopodobnie najbardziej niewymuszone i zgrabne wplecenie humoru do filmu animowanego, jakie kiedykolwiek widziałem. To raptem krótkie, ledwo nakreślone żarty sytuacyjne przedstawiające komiczne zachowania uroczych skorupiaków, a bawią znacznie bardziej niż dowcipy w większości współczesnych animacji. Scenarzyści powinni to dokładnie przeanalizować i zrozumieć, że nie zawsze niezbędne jest sto nawiązań do popkultury i drugie tyle dwuznacznych odniesień do seksu, żeby wywołać śmiech widza.
Do tego jednak potrzeba wyczucia, towaru dość deficytowego. Na szczęście w przypadku Czerwonego żółwia nie można mówić o jego braku. Tutaj idealnie wyważono dawkę wzruszenia, grozy, rozbawienia i kontemplacji. Tempo filmu jest nieśpieszne, ale nie nużące, a Dudok de Wit doskonale wie, kiedy zagrać nieco mocniej, żeby widz nie poczuł monotonii. Reżyserowi udało się także nadać swojemu obrazowi potężny ładunek emocjonalny, nie popadając przy tym w tanie wyciskanie łez. To niezwykle dojrzałe i spójne dzieło, które urzeka swoją naturalnością i bezpretensjonalnością. Oby cieszyło się uznaniem i uwagą, na które zasługuje.
korekta: Kornelia Farynowska