BIG LEBOWSKI
Tekst wyciągnięty z archiwum KMF z okazji 66. urodzin Jeffa Bridgesa (oryginalna publikacja w 2005 roku).
Rozumiem, dlaczego Coenowie chcieli, żebym zagrał Lebowskiego. Jestem przekonany, że gdybym nie zajął się aktorstwem, to najprawdopodobniej żyłbym dziś właśnie tak jak on.
Jeff Bridges
Dywan został obsikany. Nie lada tragedia dla Kolesia. Mokry i śmierdzący dywan w nędznej norze niekoniecznie musi przeszkadzać, ale mocz oddawany w złej i omyłkowej wierze ma wymiar symboliczny. Koleś jest człowiekiem spokojnym, niektórzy zapewne uznają go za flegmatycznego fajtłapę i obiboka, niemniej nawet ktoś tak safandułowaty ma prawo się lekko zdenerwować, mimo uspokajających właściwości jointa. Obsikany dywan to niespodziewany nieporządek i chaos w przewidywalnym świecie Kolesia.
Bo na dywany się nie sika.
Bracia Coen kpią z widza. Fani twórczości dwójki Amerykanów zapewne dadzą wiarę słowom Ethana jakoby Big Lebowski jest wersją chandlerowskiej tajemniczej historii detektywistycznej lat 90-tych, natomiast większość widzów z ich dziełami ma wielki kłopot, nie mówiąc już o wyjściu z filmowego labiryntu pełnego cytatów, konwencji i zmyłek.
Kpiarscy bracia to uznani postmoderniści filmowi, najsłynniejsi obok Quentina Tarantino.
Nie ustalają żadnych reguł, granic; epatują za to tonami absurdu, wątkami prowadzącymi donikąd, przerzucaniem konwencji. Nie raz odczuć można niejaki niepokój, enigmatyczność zdarzeń, postaci, co buduje świat nie tyle prawdziwy, bliski rzeczywistości, co irracjonalny, nieprzewidywalny, utkany z klisz filmowych i literackich. Nastrój magiczny, oniryczny bądź metafizyczny jest charakterystyczny dla każdego filmu sygnowanego nazwiskiem Joela i Ethana. Nawet w najbliższym rzeczywistości ?Fargo? dominuje nadludzkiej wielkości głupota, a co mówić o O brother, where art thou?, The Hudsocker Proxy, Barton Fink przesiąkniętych kpiarskim nastrojem i niezwyczajnym klimatem. Tak odrealniony jest również Big Lebowski.
Podobnie jak w powieści Raymonda Chandlera, akcja filmu ma miejsce w Los Angeles. Podobnie zobrazowano również klasy społeczne tam mieszkające ukazując kontrastujące ze sobą środowiska. Wątek kryminalny również występuje. Wspomniałem o obsikaniu dywanu, który należał do Kolesia, ale wypada powiedzieć, że thriller jeszcze się nie zaczął. Koleś reklamuje stratę u prawdziwego Big Lebowskiego, milionera i inwalidy, po czym wplątuje się w intrygę z porwaniem Bunny Lebowski, młodej lolitki i ex-gwiazdy porno malującej paznokcie na zielono.
Nieświadom niczego Koleś wplątuje się w konszachty big Lebowskich, lądując na chwilę w łóżku awangardowej artystki-malarki-feministki. Na tym nie koniec, ani nawet początek, bo fabuła jest horrendalnie zawikłana, choć sama historia prosta. W tym, jak zwykle zresztą, zaczaił się geniusz braci Coen – to, że jakaś postać się pojawia wcale nie oznacza, że jest ona istotna. Coenowie kpią w tych momentach z widza, który spodziewa się rozwiązań schematycznych i przewidywalnych, klasycznie kryminalnych i ironicznych. Tkana jest sieć z poprzewracanych do góry nogami reguł, które tworzą ekstrawagancki świat, gdzie wszystko jest jednak na swoim miejscu. Niby więc czarny kryminał z narratorem na czele, choć przewrotnie żaden z tego kryminał, a narrator to surrealistyczny kowboj za barem.
Najbardziej niezwykłe są te kapitalnie, precyzyjnie określone i zwykle niesamowite postaci – mówił Jeff Bridges – pojawiają się na drugim planie, choć wcale nie wymaga tego fabuła.
Niewielka, lecz kapitalna jest rola Johna Turturro, grającego tu Jesusa, Latynosa-pedofila. Z wyrazistych, drugoplanowych postaci zbudowana jest zresztą fabuła niemalże każdego obrazu braci Coen. Tutaj w epizodach zobaczyć można Philipa Seymoura Hoffmana, Sama Elliota, Julianne Moore, Flea (Red Hot Chili Peppers), Petera Stormare.
Najważniejszy jest Koleś (Jeff Bridges). Podstarzały hipis prowadzący monotonny tryb życia: pomiędzy drinkami (white russian) wypali kilka jointów i pójdzie pograć w kręgle. Z niegdysiejszego aktywisty ruchów kontrkulturowych lat 60. przemienił się w wesoło i spokojnie żyjącego Kolesia, gościa najbardziej wyluzowanego i leniwego pod słońcem Miasta Aniołów. Wyobraźcie sobie, jakie emocje wkradły się do podstarzałej duszy dziecka-kwiatu na widok obsikanego dywanu! Koleś ma dobrego kumpla, Waltera Sobtchaka (John Goodman), polskiego katolika i ortodoksyjnego Żyda (!). Walter wciąż chorobliwie tkwi w czasach wojny wietnamskiej, co jest ciekawe zważywszy na scenerię roku 1991, czasu wojny w Zatoce Perskiej. Żaden z bohaterów zdaje się nie zauważyć przemian i emocji im towarzyszących ? ignorują wiadomości, ignorują wszystko, co się wokół nich dzieje. Zatrzymali się 20 lat temu i wciąż pozostają w spokojnym bezczasie, w bezpiecznej przestrzeni publicznej kręgielni. Jakkolwiek to zabrzmi, ale dla Kolesia, Waltera i Donny’ego (postać bardzo anonimowa, w tej roli Steve Buscemi) życie przy kręglach jest treścią ich egzystencji, drobiazgowo pielęgnowaną religią. I tę równowagę burzą niemieccy nihiliści sikający na dywan Kolesia!
Dobrze wiedzieć, że gdzieś tam jest Koleś, wyluzowany za nas wszystkich, grzeszników
– mówi narrator, wycięty z obrazka stary kowboj.
Zapewne nie można traktować poważnie filmu braci Coen, ale niewątpliwie ma w sobie Big Lebowski trochę z kpiarskiego moralitetu. Być może to kolejny żart Ethana i Jola, ale nawet ta ironia nie daje spokoju, bo pragnienie permanentnego wyluzowania powinno być społecznie pożądane. Dlaczego naturalną koleją rzeczy ma nie być obojętność, rodzaj odpoczynku po rozczarowującej aktywności? Dlaczego nie uznać, że w tego typu równowadze czaić się może prozaiczne spełnienie i spokój ducha? Być może to dywagowanie dość odważne i niepopularne w czasach absurdalnie konsumpcyjnych, lecz co jest złego w byciu Kolesiem?
Być może dlatego Big Lebowski okazał się filmem kultowym z prawdziwego zdarzenia. Ilość stron internetowych poświęconych Kolesiowi jest oszałamiająca, a co najważniejsze, często ich zawartością jest wyluzowana filozofia Lebowskiego. Bracia Coen stworzyli postać, z którą trudno się w pełni identyfikować, ale niewielu potrafi jednocześnie odrzucić marzenia o bezproblemowym życiu w bezpiecznej przestrzeni, jakakolwiek by ona nie była.
Bardzo optymistyczny film, idealnie wyluzowany.
PRZEPIS NA “WHITE RUSSIAN”
Koleś wypija w czasie filmu 9 Białych Rosjan.
Składniki: 1 porcja 30 ml wódki czystej, 30 ml likieru kawowego (najlepiej Kahlua), 15 ml słodkiej skondensowanej śmietanki, kilka kostek lodu.
Sposób przyrządzania: Do szklanicy barmańskiej wkładamy lód i wlawamy wódkę oraz likier. Mieszamy, żeby składniki dobrze się schłodziły. Przecedzamy do kieliszka koktajlowego. Po wypukłej stronie łyżeczki delikatnie nalewamy śmietankę, tak żeby się nie zmieszała z innymi składnikami.
Smacznego!