search
REKLAMA
Recenzje

POWODZENIA, LEO GRANDE. Spełnienie Emmy Thompson [Recenzja]

“Powodzenia, Leo Grande” to ładny, emanujący emocjonalnym ciepłem film.

Tomasz Raczkowski

15 lipca 2022

REKLAMA

Stosunkowo łatwo zbudować komedię wokół sytuacji hotelowego spotkania o charakterze seksualnym. Zwłaszcza gdy w takim układzie jedna z osób oferuje seks w formie usługi, a druga z tej usługi korzysta. Tym bardziej jeśli jedna z tych osób jest starsza, a druga młodsza. A gdy pracę seksualną wykonuje mężczyzna, a klientką jest kobieta, komedię mamy murowaną. Trudniej jednak z tej sytuacji wyciągnąć coś więcej niż tylko parę mniej lub bardziej sprośnych żartów orbitujących wokół różnicy pokoleń i wstydu. Powodzenia, Leo Grande dokonuje tej trudniejszej sztuki.

Napisany przez brytyjską komiczkę Katy Brand, a wyreżyserowany przez Sophie Hyde (52 wtorki, Zwierzęta) film opowiada o spotkaniu dojrzałej Nancy z tytułowym Leo, sexworkerem. On jest ekskluzywnym, pewnym siebie i eleganckim profesjonalistą, ona świeżo owdowiałą, emerytowaną nauczycielką, która nigdy nie znalazła satysfakcji w pożyciu z mało namiętnym mężem. Hotelowe spotkanie jest dla niej rodzajem eksperymentu, w którym nie do końca sama wie, czego poszukuje – otwarcia nowego rozdziału, jednorazowej ciekawostki czy też udowodnienia czegoś? Hyde i Brand tworzą taki film, w którym odpowiedź na to pytanie stopniowo zostaje widzowi podsunięta, lecz z przyjemną niejednoznacznością.

Ekranowa chemia

Spotkanie spiętej, szarpanej ciągle wątpliwościami, wstydem i pruderyjnym strachem Nancy z wyluzowanym Leo autorki pozycjonują wyjściowo jako komedię, opartą na prostym (i skutecznym) motywie zderzenia dwóch sposobów postrzegania seksu. Na tej płaszczyźnie Powodzenia, Leo Grande działa bardzo dobrze. Nawet jeśli humor nie jest specjalnie odkrywczy, zgrabne dialogi zyskują życiowego zniuansowania i świeżości w wykonaniu Emmy Thompson i Daryla McCormacka. Przyjemnie jest patrzeć na ekranową chemię tego duetu, który przez cały film prowadzi rodzaj wielopoziomowej rozgrywki – z jednej strony staje grająca po swojemu aktorska legenda, naprzeciw niej mamy zaś aktora relatywnie mało znanego. Bohaterka posiada przewagę ekonomiczną i wieku, jest jednak zahukana i niepewna; bohater ma mniejszy od niej kapitał społeczny, góruje jednak doświadczeniem i pewnością siebie. Nierówna, fluktuująca hierarchia pomiędzy postaciami Nancy i Leo to może najciekawszy, rozwijany zręcznie na przestrzeni filmu wątek, otwierający film Hyde na konteksty inne niż tylko centralna kwestia seksu.

Sama w sobie komedia sytuacyjna ze społecznymi i metatekstualnymi podtekstami wystarczyłaby jednak mniej więcej na jeden akt i autorki zdają sobie sprawę, że narrację trzeba uzupełnić o coś więcej. Dlatego też Powodzenia, Leo Grande od wyjściowej, łamiącej tabu satyry przesuwa się stopniowo w kierunku klasycznego dramatu charakterów. Relacja Nancy z Leo stopniowo rozwija się w zażyłość, stawiającą ich na krawędzi przekroczenia czysto wymiennego charakteru znajomości. Do pewnego momentu ta historia rozwija się bardzo sprawnie, wręcz intrygująco. W pewnym momencie Brand i Hyde robią jednak o jeden krok za daleko, wysuwając się nieco za bardzo w kierunku trącącego moralizatorstwem quasi-teatralnego dialogu charakterów. Na ratunek przychodzi jednak znów komedia i wybitny talent Emmy Thompson do łączenia humoru z dramatycznością, dzięki czemu film ląduje bezpiecznie jako balansująca między egzystencjalnym spleenem a po brytyjsku suchym humorem opowieść o seksie i ludziach, którzy go uprawiają.

Emocjonalne ciepło

Nawet jeśli wprowadzona na początku wywrotowość Powodzenia, Leo Grande po 94 minutach nieco się rozmywa, film duetu Hyde–Brand to wciąż jedno z najfajniejszych, emancypujących podejść do tabu związanego z seksualnością, jakie trafiły ostatnimi czasy na ekrany – szczególnie takich podejść, które mimo teoretycznie „kontrowersyjnego” tematu mogą trafić do dość szerokiego grona odbiorców. Opowieść o sześćdziesięcioparolatce, która poszukuje orgazmu – jak można by obrazowo skondensować fabułę filmu – nie powinna odstraszyć mniej progresywnych obyczajowo widzów i widzek. Zaryzykuję twierdzenie, że na ten film można spokojnie zabrać rodziców, nawet lub zwłaszcza reprezentujących pokolenie Nancy. Co również ważne, pomimo przyjęcia feministycznej (łagodnie, ale jednak) perspektywy z horyzontu autorek nie giną inne kwestie – socjoekonomiczne nierówności, wykluczenie, generation gap oraz kwestia problematycznej męskości. Aż dziw, jak zgrabnie to wszystko składa się w ładny, emanujący emocjonalnym ciepłem film.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA