search
REKLAMA
Berlinale 2023

POPRZEDNIE ŻYCIE. O tym, co mogłoby być

W kontrze do wszystkich filmów realizacyjnie wymyślnych, ale kulejących narracyjnie, „Past Lives” to w pierwszej kolejności rzecz świetnie napisana.

Tomasz Raczkowski

9 marca 2024

REKLAMA

Tekst powstał w lutym 2023 roku po seansie filmu na festiwalu Berlinale.

Kultowe już obecnie studio A24 można na pewno uznać za przodującego gracza na filmowym rynku kina alternatywnego. Amerykański producent odpowiada za szereg produkcji, które obiły się w ostatnich latach szerokim echem na salach festiwalowych i repertuarowych – wymienić tu można chociażby ostatnie przykłady Aftersun czy Wszystko wszędzie naraz. Jednym z wyróżników A24 to umożliwianie ambitnych projektów młodym, nierzadko debiutującym twórcom, którzy pod skrzydłami producentów ze Wschodniego Wybrzeża wyrastać mogą, jak np. Ari Aster, na światowe gwiazdy. W tym roku na Sundance i Berlinale pokazywany jest kolejny debiut pod auspicjami A24 – Past Lives Celine Song.

Reżyserka to pochodząca z Korei scenarzystka i dramatopisarka, która w dzieciństwie wyemigrowała wraz z rodzicami do Kanady, a obecnie mieszka w Nowym Jorku. Oprócz offowych spektakli ma także na koncie pracę w zespole scenariuszowym Koła czasu Amazona. Podobnie jak w przypadku Charlotte Wells jej kinowy debiut przynosi bardzo osobistą, inspirowaną bezpośrednio własną biografią historię zawieszoną pomiędzy Seulem a Nowym Jorkiem. Song otwarcie przyznaje, że inspiracją do napisania scenariusza było wspólne wyjście do baru z mężem oraz dawnym koreańskim przyjacielem, a historia jest odbiciem jej osobistych doświadczeń i odczuć. Inaczej jednak niż w Aftersun, Poprzednie życie przynosi przejrzystą i pozbawioną subiektywnych filtrów narrację, która zdaje się odbijać od intymnych przeżyć autorki w stronę bardziej uniwersalnego obrazu doświadczenia migracji i transnarodowości.

Celine Song na Berlinale 2023

Główną bohaterką Song jest Nora, koreańska ekspatka i dramaturżka, a osią opowieści jej relacja z Hae Sungiem – chłopcem, z którym łączyła ją protoromantyczna zażyłość w czasach szkolnych, zanim w wieku 12 lat wyjechała do Kanady. Historię tej dwójki śledzimy na przestrzeni lat, w trzech rozdziałach równomiernie oddalonych od siebie o 12 lat. Najpierw dwójkę zaprzyjaźnionych ze sobą dzieciaków rozdzielonych raptownie przez emigrację, później obserwujemy odnowienie kontaktu na odległość, a w końcu fizyczne spotkanie. Krok po kroku widzimy, jak za sprawą niezależnych od nich zrządzeń losu zmienia się ich relacja, oglądamy też związane z tym tłumione emocje. Historię obserwujemy przy tym z dwóch stron – zarówno z perspektywy Nory, jak i jej odnalezionej po latach, niespełnionej miłości, dostając w ten sposób praktycznie pełen obraz relacji bohaterów.

Film otwiera scena będąca fabularyzacją momentu, który zainspirował Song do napisania Poprzedniego życia. Z perspektywy postronnej pary oglądamy trójkę ludzi – pogrążonych w rozmowie mężczyznę i kobietę o azjatyckich rysach oraz ich markotnego towarzysza o kaukaskim wyglądzie. Zza kadru, użyczający nam perspektywy duet zastanawia się żartobliwie, jaka relacja może łączyć te osoby i jaki charakter ma ich spotkanie w tym właśnie nowojorskim barze. Właściwa narracja zaczyna się w momencie, gdy siedząca w środku kobieta patrzy wprost w kamerę, a reżyserka cięciem rozpoczyna sięgającą 24 lata wstecz historię. Tę scenę zobaczymy ponownie, już z perspektywy biorących udział w rozmowie osób, w końcowym akcie, znając już cały kontekst sytuacji. To prosty, ale bardzo zgrabny zabieg, który spina Poprzednie życie gustowną klamrą i ustawia na pozycji z lekka melancholijnego rozważania nad tym, co mogłoby być.

 

Choć rozciągnięta na dekady, opowieść jest przy tym bardzo zwarta i klarowna, utrzymana w łagodnym kluczu niezależnego dramatu na kilku aktorów, w czym wybrzmiewają zapewne echa scenicznego doświadczenia Song. Być może stąd też wynika fakt, że reżyserka zdaje się nie do końca ufać opowiadaniu obrazem i konsekwentnie prowadzi ekspozycję w dialogach, eksplikujących zarówno konkretne wydarzenia, jak i emocje bohaterów. Ta dosłowność w wielu miejscach wydaje się niepotrzebna, tym bardziej że najlepsze, najbardziej dojmujące sceny Poprzedniego życia to te, w których postacie jednak powstrzymują się od słów. Gdyby Song pozwoliła sobie na większe zawierzenie warstwie wizualnej, mogłaby zapewne bardziej wybić się ponad przyjemną dla oka, ale jednak zachowawczą formułę niezależnego dramatu obyczajowego. Podobne wątpliwości mam co do zasadności odrzucenia otwarcie subiektywnej perspektywy – być może emocjonalny potencjał Poprzedniego życia mógłby się lepiej rozwinąć przy jednoznacznym zanurzeniu wyłącznie w punkcie widzenia będącej alter ego autorki Nory i wyłącznie jej niezobiektywizowanej percepcji odnalezionego po latach przyjaciela.

Nadmierna dosłowność jest tym, co ostatecznie sprawia, że debiut Song ustępuje takim filmom jak: wspomniane już Aftersun Wells czy Kłamstewko Lulu Wang, w których reżyserki przekuwają własne intymne przeżycia na filmowe opowieści. Poprzednie życie wypada na tym tle dość konwencjonalnie, choć nie można odmówić Song umiejętności zbudowania psychologicznej głębi pozornie banalnej historii. Tytułowe przeszłe życia nawiązują do koreańskiego poglądu na temat przyciągania się i wiecznego połączenia dusz na przestrzeni kolejnych, liczonych w setkach wcieleń. W refleksyjnej historii o uczuciu, które nigdy nie mogło się rozwinąć, pozostawiając jedynie wspomnienia i żal niezrealizowanych możliwości, wybrzmiewa to ze szczególną mocą. Sentymentalny w dobrym tego słowa znaczeniu film sygnalizuje wyrazisty pisarski talent Song, która umiejętnie wykorzystuje intymny detal do opowiedzenia czegoś uniwersalnego, w czym każda osoba może odnaleźć kawałek siebie. To może nawet miła odmiana – w kontrze do wszystkich filmów realizacyjnie wymyślnych, ale kulejących narracyjnie, Past Lives to w pierwszej kolejności rzecz świetnie napisana. Pozostaje się więc wzruszyć i trzymać kciuki za rozwój autorki, która udowadnia, że ma smykałkę również do kina.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA