POMIĘDZY NAMI GÓRY. Przetrwanie dzięki miłości
Wspólna walka o przetrwanie ma dwie różne strony. Będąc skazanym na nieustanne towarzystwo w tak skrajnej sytuacji, nietrudno o nieporozumienia i kłótnie. Różnice charakteru i odmienne pomysły co do dalszych działań potrafią momentalnie przerodzić się w konflikt. Kiedy jednak minie chwila autorefleksji i opadną wywołane zmęczeniem nerwy, stanie się jasne, że to właśnie ta druga osoba motywuje do walki. To ona zapewnia wewnętrzną siłę i nie pozwala poddać się przeciwnościom losu. To ona może udzielić pomocy, a nawet uratować życie. W skrajnie morderczych warunkach, w których karą za porażkę jest śmierć, dwójka obcych sobie osób potrafi wykształcić prawdziwie niezwykłą więź. I właśnie o tym jest film Hany’ego Abu-Assada.
Para protagonistów poznaje się na lotnisku, gdzie oboje dowiadują się, że ich lot został odwołany. On jest neurochirurgiem spieszącym się na ważną operację, ona dziennikarką usiłującą zdążyć na własny ślub. Zdesperowani postanawiają wynająć we dwójkę prywatny samolot i pilota-weterana. Na tym mogłaby zakończyć się ta historia, jednak plany i marzenia bohaterów gwałtownie przerywa katastrofa. W efekcie lekarz i dziennikarka są zdani na siebie (i odziedziczonego po zmarłym pilocie psa) w samym środku pokrytych śniegiem gór. Pierwszy akt opowieści ma miejsce w okolicy wraku samolotu, a w dalszej części filmu niezbędne staje się opuszczenie pozornie bezpiecznego schronienia.
Reżyser całkiem sprawnie lawiruje między rozmowami i momentami refleksji, a sytuacjami zagrożenia, ale nie zawsze udaje mu się utrzymać należyte tempo. Zdarzają się dłużyzny, na szczęście jednak dynamika relacji między bohaterami nie pozwala im zagościć w filmie na dłużej. Pomimo pewnych uproszczeń nie miałem problemu z uwierzeniem i zaangażowaniem się w zażyłość, która rodzi się na ekranie. Trochę zabrakło mi bardziej wyczerpującego przedstawienia postaci, ale czasem pewne rzeczy lepiej zasugerować zamiast podać w formie przytłaczającej ekspozycji. Ewolucja tej złożonej relacji przebiega raczej wiarygodnie – przynajmniej pomijając dość wymuszoną pierwszą kłótnię. Na całe szczęście tam, gdzie niedomaga scenariusz, na scenę wkraczają aktorzy.
Podobne wpisy
Idris Elba i Kate Winslet są gwarancją dobrego występu i nie mają żadnych problemów z wykreowaniem autentycznych i przekonujących postaci. Nierzadko to na nich opiera się ciężar całej produkcji i podobnie jest tym razem. Oboje są odpowiednio charyzmatyczni i ludzcy – wierzymy, że to prawdziwe osoby z przeszłością, która uwarunkowała je tak, a nie inaczej. Ich zmęczenie i strach przed śmiercią są widoczne i odczuwalne w gestach i mimice. To fantastyczne występy, niezależnie od tego, czy rozpatrujemy je pojedynczo, czy wspólnie. Chemia między nimi nie jest oczywista i widoczna na pierwszy rzut oka, ale ma to swoje uzasadnienie w historii – nie oglądamy dwójki osób, które zakochały się w sobie w momencie poznania, a parę rozbitków, których zbliżyła do siebie walka o przetrwanie. Różnice między nimi zarysowano umiejętnie, nawet jeśli są nieco zbyt oczywiste i wpisują się w pewną gatunkową schematyczność. Tej ostatniej jest tym więcej, im mniej czasu dzieli nas od finału, a ostatnia scena zapewne sprowokuje intensywne przewracanie oczami u sporej części widzów.
Niestety – w przeciwieństwie do miłośników romansów entuzjaści kina opowiadającego o beznadziejnej walce człowieka z naturą nie będą zachwyceni. Mariaż dwóch konwencji wymusił pewne uproszczenia i poświęcenie dbałości o szczegóły w kwestiach survivalowych na rzecz budowania relacji między bohaterami. Samozwańczy spece od przetrwania na pewno wytkną twórcom różne fundamentalne błędy, a widzowie znajdujący dobrą rozrywkę w wyszukiwaniu nielogiczności scenariusza i drobnych głupotek będą mieli tu trochę roboty (zdaje się, że Idris Elba, żyjąc przez tygodnie w dziczy, pamiętał o trymowaniu swojego zarostu). Mnie tego typu sprawy nieszczególnie interesują, a swoją uwagę skupiłem raczej na przepięknych i prawdziwie zjawiskowych zdjęciach (na wielki plus należy zapisać scenę lotu, nakręconą niczym jedno długie ujęcie). Nie zwróciłem uwagi na choćby jeden kadr, który straszyłby ewidentnym zastosowaniem CGI, a i po aktorach widać, że wcale nie są w wygodnym studiu. Jeśli marzy się wam wycieczka w góry, ale brakuje na nią funduszy – polecam kupić bilet do kina i uznać wyjazd za odhaczony. Kto wie, może seans zaowocuje też jakąś nową znajomością?
korekta: Kornelia Farynowska