POKUSA. Gęsty i przesiąknięty potem thriller ze znakomitą Nicole Kidman
Ale umiejscawiając fabułę w 1969 roku, w małej mieścinie na Florydzie, czyniąc z narratora opowieści czarnoskórą służącą i skupiając się bardziej na charakterach, a nie intrydze, starał się wyważyć ramy gatunkowe i wyjść poza typowy dla kryminału schemat. Czy sprostał własnym ambicjom?
Fabuła filmu Pokusa jest prosta: znany dziennikarz z Miami, Ward Jansen (kolejna nietypowa, dobra rola McConaugheya), przyjeżdża do swojego rodzinnego miasta w związku z oczekującym na wyrok śmierci, niejakim Hillarym Van Wetterem (Cusack, niespodzianka w emploi tego aktora). Oskarżony o zamordowanie okolicznego szeryfa nie doczekał się sprawiedliwego procesu – nawet jego adwokat nie był zainteresowany wysłuchaniem zeznań klienta. Jansena o pomoc w uwolnieniu skazańca prosi Charlotte Bless (świetna Kidman), która nawiązała z Van Wetterem listową i bardzo intymną korespondencję, choć nadal nie doszło między nimi do spotkania. Wyzywająca Charlotte miała już nie jednego „więziennego narzeczonego”, ale to nie zraża brata Warda, dwudziestoletniego Jacka (solidny Efron), który szybko traci dla niej głowę. Pracujący jako kierowca chłopak bierze udział w prowadzonym przez starszego brata śledztwie, lecz szybko odkrywa, że nawet jeśli Van Wetter jest niewinny, to nie znaczy, że zasługuje na uwolnienie.
„Pokusa” (dobry polski tytuł, lepszy od dosłownego tłumaczenia, jakim jest „Gazeciarz”), już od startu, prowadzi z widzem niełatwą grę – chce być filmem poważnym, opowiadającym o skrywanych żądzach (z których na pierwszym planie bryluje seksualne pożądanie) oraz jawnej nietolerancji (rasizm), lecz styl, jakim się posługuje, często utrudnia widzowi zrozumienie intencji reżysera. Narratorem jest pracująca w domu Jansenów, służąca Anita (udana rola Macy Gray), nierzadko poniewierana przez obecną panią domu, a jej komentarz jest nacechowany właściwą powagą, pozbawioną cynizmu czy ironii. Ale, jako że, głównym bohaterem filmu „Pokusa” jest Jack, którego fantazje o zakochanej w nim pannie Bless obserwujemy, pewna niedojrzałość i młodzieńcza naiwność biją z ekranu, każąc widzom nabrać dystansu do oglądanej historii. Najbardziej zauważalne jest to w scenie plażowej, gdy oparzonego przez meduzy Jacka ratuje Charlotte… sikając na niego. Na szczęście, wraz z rodzącym się uczuciem do blond piękności, w Jacku zachodzi zmiana, przekładająca się również na nieco cięższą tonację.
Bohaterowie Danielsa to na pierwszy rzut oka figury, znane z wielu innych opowieści kryminalnych – szlachetny dziennikarz (detektyw), jego zaufany pomocnik, uwodzicielska femme fatale, niesłusznie skazany więzień. Również i w tym przypadku dochodzi do dysonansu, bowiem każda z postaci wyłamuje się ze stereotypu, a reżyser jest bezlitosny w ich obrazowaniu. Blizny na twarzy Warda skrywają niejedną tajemnicę, a erekcja której dostaje w trakcie pierwszego spotkania Hillary’ego i Charlotte też coś o nim mówi. Jego współpracownik, czarnoskóry Anglik, Yardley, nie ma nic z dobrodusznego druha – to wyniosły typ, który chełpi się ze swojej pozycji i wykształcenia. Niewinność Van Wettera jest bez znaczenia, bo to wypisz wymaluj drań i psychol pierwszej wody, który jeśli jeszcze kogoś nie zabił, to chyba tylko z lenistwa. Charlotte natomiast jest zbyt krzykliwa i świadoma swego upodobania w złych facetach, aby móc ich omamić i nimi manipulować. Jej miłość do Van Wettera (i do wcześniejszych skazańców) jest szczera, póki pozostaje on za kratkami.
Akcja filmu „Pokusa” rozgrywa się podczas bardzo gorącego lata, i oddanie tego dusznego klimatu wychodzi Danielsowi pierwszorzędnie. Spoceni bohaterowie wydają się bezbronni wobec upału, więcej odkrywając niż zakrywając, co dodatkowo wzmaga nie tylko erotyczne napięcie. Jaka jest Floryda roku 1969? Nietolerancyjna, to pewne. Zabity szeryf był rasistą, z pokaźną liczbą zastrzelonych czarnych, ale pomnik i tak mu postawiono. A może właśnie dlatego. Ojciec Jansenów, wydawca miejscowej gazety, nie ma problemu z zamieszczeniem na stronie tytułowej wiadomości o swoim obsikanym synu. Rodzina Van Wettera zamieszkuje na bagnach, gdzie zajmuje się obdzieraniem aligatorów ze skóry. Jedno spojrzenie na nich i mogę się domyślić, że sporządzenie ich drzewa genealogicznego mogłoby ujawnić kilka niespodzianek. Nieprzyjemny to świat, brudny i zepsuty. Łatwo wejść w film Danielsa, bo urodzony z niego opowiadacz, ale gdy dobiega końca, ma się ochotę wskoczyć pod prysznic i spędzić tam kilka godzin.
Mamy do czynienia z kryminałem, w którym zagadka jest drugorzędna, bo nie ona napędza fabułę. To żądze decydują o życiu i śmierci bohaterów. Biorą się znikąd – wystarczy grzeszne spojrzenie, słowa na papierze, albo wypowiedziane. Marzenia o lepszym życiu zamieniają się w koszmary, bo albo ląduje się w syfiastym domu na bagnach, albo kończy z poderżniętym gardłem.
Choć Daniels nie jest specjalnie zainteresowany gatunkiem samym w sobie, to zakończenie Pokusa ma jak z najlepszych filmów noir – pesymistyczne, gorzkie, ale i na swój sposób ironiczne. Ofiarami stają się wszyscy, nie tylko ci, którzy zginęli. Osobiście uważam, że reżyser trochę za szybko kończy swój film; nie wybrzmiewa jeszcze ten mocny finał, gdy na ekranie pojawiają się napisy końcowe. Być może sam Daniels miał już dosyć wykreowanego przez siebie świata. Nie winię go za to.