search
REKLAMA
Recenzje

PLATFORMA – krwawe science fiction od Netfliksa. Raz na wozie – raz nawozem

Jan Dąbrowski

21 marca 2020

REKLAMA

Pamiętacie Cube’a? Tam szóstka obcych sobie osób obudziła się w najeżonym pułapkami labiryncie sześcianów i musieli wykombinować, jak z niego wyjść. W Platformie jest prościej. Bohaterowie są umieszczeni parami w pomieszczeniach z szybem w środku. Przez niego raz dziennie opuszczana jest duża betonowa płyta zastawiona po brzegi jedzeniem. Na każdym piętrze zatrzymuje się na dwie minuty, by kolejne dwójki ludzi mogły się najeść, a potem zjeżdża na kolejne piętra. Im niżej, tym skromniej, a na sam dół zjeżdżają już tylko naczynia wylizane do czysta. Każdy bywalec tytułowej platformy mógł zabrać ze sobą jedną rzecz. Jedni wzięli broń, inni ulubiony drobiazg lub pieniądze. Goreng (Ivan Massagué) wziął książkę. To osobliwy wybór, bo Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy Miguela de Cervantesa y Saavedry może nie mieć siły przebicia w miejscu rządzącym się prawami dżungli. O nich Gorengowi opowie kolega z piętra, Trimagasi (Zorion Eguileor), miejscowy stary wyjadacz.

platforma kadr

Bardzo mi się podoba, że Platforma bazuje na znanych motywach, ale łączy je z wdziękiem i humorem. Nieznajomi dzielący niedolę i stół pełen jedzenia jako prosta metafora systemów gospodarczych i nierówności społecznych. Ci wyżej mają więcej, niż potrzebują, a wszystko kosztem tych niżej, często niedojadających. W zabawnej scenie Goreng próbuje wyjaśnić ludziom z wyższych poziomów, żeby oszczędzali jedzenie, aby wystarczyło dla wszystkich. Trimagasi powstrzymuje go, kpiąc: „Jesteś komuchem? Na górze nie słuchają komuchów”. Mimo makabrycznego miejsca akcji i brutalnych scen w Platformie jest sporo humoru. Zazwyczaj wynika z absurdalnej i ekstremalnej sytuacji bohaterów, którzy próbują się w niej odnaleźć. Ten cenny dystans, jaki mają do siebie i swojego położenia, ratuje ich w chwilach słabości. Najważniejsze, że twórcy robili swój film w konwencji mrocznego i brutalnego thrillera, ale nie stracili przy tym poczucia humoru i dystansu. Dzięki temu seans nie jest depresyjną udręką, a raczej przygodą z dreszczykiem i chwilami grozy. Żarty rozładowują napięcie w doskonały sposób.

Dzięki temu twórców łatwiej rozgrzeszyć z niedociągnięć Platformy. Pomijając zakończenie (które mogłoby być, do cholery, bardziej konkretne), film nie domyka części obiecujących wątków. Niewiele wiadomo o administratorach rządzących tytułową platformą, bo poznajemy ich wyłącznie od kuchni. Blok pełniący funkcję stołu de facto lewituje między piętrami Jakim cudem? Zgoda, dodaje to tajemniczości i sznytu science fiction, ale pozostawia niedosyt. Bo jeśli przez pół filmu widać lewitujący blok, to widzowie chcieliby dowiedzieć się w finale, o co z nim chodzi (jak choćby w 2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka). Z kolei przesyt u części widzów wywołają bardzo obrazowe sceny szlachtowania, przebijania, podrzynania i akty kanibalizmu. Od wszystkich tych scen kamera wcale nie ucieka, wręcz pokazuje więcej i dłużej, niż niejeden żołądek może strawić. Niemniej wynika to z konwencji, więc trudno się dziwić, że jest dość brutalnie i obrazowo.

Platforma to krwawe koło fortuny, w którym raz jest się na szczycie, raz na dnie, a po drodze można upaść na wiele sposobów. I reżyser pokazuje nam każdy z nich, od podłości po kanibalizm. Tym samym Platforma nie jest dla ludzi o delikatnej wrażliwości i żołądku. I bardzo dobrze, bo dzięki temu film jest uczciwy wobec widza. I dostarcza ni mniej, ni więcej, a dokładnie tyle, ile obiecuje, nie pomijając ani nie ugrzeczniając niczego. Chciałbym, żeby każdego reżysera było stać na taką uczciwość i szacunek wobec widza.

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA