PIŁSUDSKI. Biograficzna bibuła
Postać Józefa Piłsudskiego jest bodaj jedną z najciekawszych osobowości w naszym narodowym panteonie. Jeden z głównych architektów polskiej niepodległości, działacz socjalistyczny, konspirator, marszałek Legionów Polskich, naczelnik państwa i człowiek stojący za zamachem stanu, firmujący półautorytarne rządy sanacji. Życiorys Piłsudskiego zdaje się być gotowym scenariuszem filmowym – kino kocha przecież charyzmatyczne, skomplikowane postacie uwikłane w najważniejsze zdarzenia historii światowej. Zwłaszcza dzisiaj, sto lat po odzyskaniu niepodległości, gdy okrzepły już narodowowyzwoleńcze uniesienia, można od rodzimego kina oczekiwać zniuansowanego spojrzenia na postać marszałka, niezamykającego go w gorsecie narodowego herosa. Póki co, oczekiwać można dalej – takim filmem nie jest Piłsudski Michała Rosy.
Moje wrażenia z seansu chyba najlepiej podsumuje potoczna puenta ukuta na użytek występów polskiej reprezentacji w piłce nożnej: niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Nie było zbyt wielu podstaw, by sądzić, że Piłsudski będzie przynajmniej podejmował próby przełamania heroiczno-bogoojczyźnianego tonu, jaki dominuje w naszym współczesnym kinie historycznym, a zwłaszcza tym, które dotyka okresu wojen światowych. A jednak rozpoczynałem seans z naiwną nadzieją, że opowiadając o Piłsudskim, Rosa przynajmniej skupi się na samym człowieku, którego ludzkie oblicze spróbuje wydobyć spod otaczającej go legendy. Niestety, szybko zostałem sprowadzony z tych marzeń do rzeczywistości.
Podobne wpisy
Akcja Piłsudskiego obejmuje lata 1901–1919, a więc okres kluczowy dla biografii tytułowego bohatera, który od pozycji represjonowanego lidera niepodległościowej partii dotarł aż do Belwederu i tytułu Naczelnika Państwa Polskiego. Film rozpoczyna się od pobytu Józefa w petersburskim szpitalu psychiatrycznym, następnie prezentując kluczowe epizody kolejnych lat: przejście kierowanej przez Piłsudskiego Polskiej Partii Socjalistycznej od agitacji do walki zbrojnej, rozłam PPS i odejście zwolenników bojowej działalności w walce o wolność, utworzenie w Austrii Związków Strzeleckich, sformowanie Legionów Polskich i triumfalne wejście do Warszawy w 1919 roku. W tę trajektorię wplecione są mikrohistorie osobistych relacji Piłsudskiego: z żoną Marią, konkubiną (później drugą żoną) Aleksandrą, Walerym Sławkiem i Aleksandrem Prystorem.
Rosa omija elipsą walkę w czasie I wojny światowej, skupiając się raczej na wydarzeniach, które doprowadziły do stworzenia przez głównego bohatera polskiej armii i zbrojnego wyszarpania wolności skłóconym zaborcom. To odświeżający zabieg, dzięki któremu widzimy mimo wszystko trochę innego Józefa Piłsudskiego – mało tu ikonicznego szaro-niebieskiego munduru Legionów i spoglądania znad krzaczastego wąsa, zamiast tego mamy przede wszystkim brodatego Józefa-bojownika. Niestety to właściwie jedyna nowość w przedstawieniu tej postaci, bo pod względem charakteru i postawy Piłsudski u Rosy jest nadal monolitem, charyzmatycznym mężem stanu o niezachwianym poczuciu misji. Co prawda po ucieczce ze szpitala dla obłąkanych pojawia się moment zmęczenia polityką walką o niepodległość, ale zostaje lapidarnie nakreślony i szybko ucięty, a zwątpienie czy strach w dalszej części filmu są już domeną defetystów i przeciwnych Piłsudskiemu ludzi małej wiary.
Można by jeszcze przymknąć na to oko, gdyby heroiczna opowieść o ideowej walce męża stanu została nakręcona z jakimkolwiek zacięciem. Tymczasem Rosa, zamiast oprzeć się o wyrazistą intrygę i organiczne sekwencje akcji, rozmazuje całą historię działalności tytułowego bohatera w topornym, dodatkowo trochę obraźliwym dla inteligencji i wrażliwości estetycznej widza dydaktyzmie. Streszczająca aktywność Józefa Piłsudskiego narracja jest brutalnie pocięta przy pomocy opisujących zdarzenia plansz, nie tylko zaburzających odbiór fabuły, ale przede wszystkim prawie nic niewnoszących. Przykładowo: jeden z epizodów otwiera informacja, że w 1906 roku władzę w PPS przejęła grupa młodych aktywistów, która zwołała IX Zjazd Partii. Dokładnie te same informacje wypowiada następnie w dialogu Piłsudski, po czym wchodzi na salę, gdzie wisi transparent z napisem „IX Zjazd PPS”. Naprawdę, myślę, że wszyscy zorientowaliby się, o co chodzi w tej scenie (oraz innych, gdzie ma miejsce analogiczna redundancja) bez wprowadzenia, które zbliża film do formatu taniego programu telewizyjnego.
To tylko jedna z manifestacji realizacyjnej nieporadności filmu. Do drażniących przerywników informacyjnych dochodzą dziwaczne decyzje montażowe (w jednej ze scen Piłsudski spiera się w zaśnieżonych Tatrach z partyjnym oponentem, kiedy na mężczyzn schodzi lawina – w następnym ujęciu przenosimy się dwa lata w przód, a samo zdarzenie nie zostaje w żaden sposób skomentowane) i brak należytego powiązania wprowadzanych pospiesznie wątków z pozostałymi elementami historii (order temu, kto widzi sens narracyjny w pierwszej scenie romantycznej Józefa i Aleksandry). Nie tylko brak tu płynności, spójności stylistycznej i staranności, ale także emocji – sekwencje akcji nużą, konflikty nie angażują, a patos nie pobudza. W efekcie bardziej niż rzetelną historię potraktowanego z należytą uwagą bohatera lub przynajmniej wartościowy wgląd w drogę do niepodległości pod jego wodzą, Piłsudski przypomina pospieszną ekranizację wyrywkowego rozdziału podręcznika do historii w wersji podstawowej.