PIŁSUDSKI. Biograficzna bibuła

Z jednej strony, jednowymiarowy portret Piłsudskiego nie dziwi. W końcu taka narracja i takie spojrzenie na tę postać są dość mocno zakorzenione w naszej kulturze, także kinie. Z drugiej jednak, rozczarowujące jest w filmie Rosy to, że w jego scenariuszu wyraźnie widać potencjał spojrzenia głębszego, mniej jednostronnie przyznającego rację. A pamiętajmy, że świat polskiej polityki przełomu XIX i XX wieku, uwikłanej w ruchy dysydenckie, przemiany społeczne i międzynarodowe fermenty ideologiczne, jest naprawdę intrygującym terytorium. Oczywiście film biograficzny o Piłsudskim nie musi od razu uderzać w tony znane z powieści Płomienie Stanisława Brzozowskiego, ale w trajektorii, którą obrał Rosa, mógł on przynajmniej wprowadzić do spojrzenia na tamten okres trochę niejednoznaczności. Wystarczyło należycie rozwinąć już obecne w fabule konflikty pomiędzy sprzecznymi wartościami, rozdarcie ruchu socjalistów między etyką demokracji a przemocą, pomiędzy interesem narodu a emancypacją klas pracujących – a także pokrywający się częściowo ze ścieraniem wartości miłosny trójkąt Józefa, Marii i Aleksandry. Nic takiego jednak się nie wydarza, Piłsudski pozostaje niewzruszony w swoich słusznych poglądach, jego przeciwnicy to słabeusze, a wątek miłosny w kontekście głównego wątku nie znaczy praktycznie nic.
Pozbawioną psychologicznej dynamiki i potraktowaną w sposób ostatecznie mocno posągowy postać Piłsudskiego na ekranie tworzy Borys Szyc. Momentami robi całkiem dobre wrażenie, w dużej mierze dzięki udanej charakteryzacji, faktycznie mocno upodabniającej go do prawdziwego Piłsudskiego. Całościowo jednak tytułowa kreacja zawodzi, choć nie do końca z winy odtwórcy. Ten jest po prostu źle obsadzony i równie słabo poprowadzony przez reżysera. Aktorski warsztat Szyca zdecydowanie najlepiej sprawdza się w nacechowanych pewną dozą satyry rolach o cwaniackim sznycie (patrz: Kaczmarek z Zimnej wojny) lub w kreacjach poprowadzonych na krawędzi przerysowania (Symetria, Tajemnica twierdzy szyfrów). W poważnej, podszytej heroicznym patosem roli Piłsudskiego Szyc często bywa zagubiony, bo Rosa nie tylko nie pozwala mu na zaprezentowanie mocnych stron, ale wręcz podkreśla słabsze – przez co jego Piłsudski z jednej strony jest za mało charyzmatyczny jak na narodowego wodza, z drugiej zaś, wtłoczony w bohaterski kaftan, nie może pozostać zwyczajnym człowiekiem, wyniesionym do chwały przez okoliczności.
Najbardziej w Piłsudskim uwiera jego powierzchowność i przerysowana polaryzacja postaw. Nie ma tu miejsca na półcienie, pluralizm (nie pojawia się bodaj wzmianka o endecji czy innych frakcjach polskiego światka politycznego pod zaborami, nie ma też miejsca żadna poważna dyskusja o celach i wartościach) i, niestety, ciekawą opowieść. Wszystko to ma zastąpić schematyczna biografistyka, skakanie pomiędzy niedostatecznie powiązanymi ze sobą epizodami i narodowa nuta, wybrzmiewająca pod koniec filmu. Niestety i ona wybrzmiewa fałszywie – sformowanie Legionów i odzyskanie niepodległości wypada niespodziewanie płasko i nijako pod względem nastroju, dodatkowo puentując nawarstwianą przez cały film postawę piłsudczyków erupcją pogardy wobec wyzwalanej ludności, oburzająco przywiązanej do życia i pragmatycznie spoglądającej na swój byt w realiach wojny. Wszystko to sprawia wrażenia napisanego na kolanie i nakręconego w pośpiechu – marna pociecha w kilku sprawnie zmontowanych fragmentach i rzetelnych rolach drugoplanowych (niezawodni Magdalena Boczarska i Tomasz Schuchardt, autentyczna Maria Dębska). Trąci to nieprzyjemnie produktem obliczonym cynicznie na szkolne wycieczki, które nabiją kinową frekwencję. A przecież uczniom tym bardziej przydałaby się jakościowa wyprawa w świat historii i jej ikon.