search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

PARYŻ I DZIEWCZYNA. Francuski debiut nagrodzony w Cannes

Jan Dąbrowski

2 czerwca 2018

REKLAMA

Tytułową bohaterkę Paulę (Laetitia Dosch) poznajemy, gdy dobija się do drzwi. Kiedy krzyk, walenie pięściami i szarpanie za klamkę nie skutkują, uderza w nie głową i traci przytomność. Jedynym efektem jest guz na środku czoła i rozgoryczenie. Dziewczyna właśnie rozstała się ze swoim chłopakiem, nie ma pracy ani pieniędzy i jest w zasadzie bezdomna, a do tego niedawno skończyła trzydzieści lat. Nie ma pomysłu na siebie i żyje z dnia na dzień, sypiając raz w szpitalu, raz na cmentarzu, raz u znajomych po imprezie, wszędzie nosząc ze sobą kota, jej jedynego przyjaciela. Paula z braku opcji zaczyna szukać inspiracji w ludziach. Jest bezpośrednia i szybko nawiązuje kontakty, choć mówi bardzo dużo i nie zawsze do rzeczy. Nie jest też najstabilniejsza emocjonalnie. Jedyną pewną rzeczą, którą możemy powiedzieć na jej temat, jest to, że bardzo się stara do czegoś dojść.

Oglądając Paryż i dziewczynę, łatwo o mieszane uczucia – zarówno względem bohaterki, jak i samego filmu. Postać Pauli jest złożona z typowo ludzkich cech z przewagą tych irytujących, więc nie jest łatwo ją polubić. Naciąga znajomych na noclegi, potrafi nawet podszywać się pod kogoś innego, by mieć się gdzie zatrzymać. Gdy szuka pracy, najpierw szykuje się, by dobrze wypaść, a na samej rozmowie z potencjalnym pracodawcą jest zbyt pewna siebie i cały czas stara się braki kwalifikacji nadrobić nonszalancją. Im większe ma kłopoty, tym bardziej je prowokuje. A niewykształcony instynkt samozachowawczy często drogo ją kosztuje. Dobrym przykładem jest epizod Pauli w roli opiekunki – kiedy zajmując się powierzonym mieszkaniem i córką pracodawczyni, robi wszystko po swojemu, lekceważąc zalecenia pani domu. Oczywista awantura wisi w powietrzu. Wiedzą to widzowie, wie kilkuletnia podopieczna Pauli. Ona jednak nie potrafi dostosować się do wymagań i tym samym dostaje po głowie, zresztą bardzo słusznie.

Im więcej głupot robi bohaterka, tym łatwiej jest nam zrozumieć wkurzonych ludzi, którzy mają z nią do czynienia. Rozczarowana przełożona czy zirytowana przyjaciółka lub kolega z pracy – Paula zazwyczaj sama jest sobie winna, a frustracja ludzi w jej otoczeniu zupełnie usprawiedliwiona. W tym momencie pełnometrażowy debiut Leonore Seraille robi się ciekawszy, bo główna bohaterka staje się soczewką skupiającą ludzkie wady, a oglądanie reakcji innych na jej wyczyny angażuje bardziej niż losy Pauli. Chyba nikt nie chciałby mieć takiej przyjaciółki, ale prawie każdy ma przynajmniej jednego takiego znajomego, który nie rozumie, co robi źle, choć wszyscy mu o tym mówią. Dla bohaterki Paryża i dziewczyny nauka na własnych błędach trwa do końca filmu i nawet w ostatnich minutach próżno szukać zmian na lepsze. Jej droga do ogarnięcia się dopiero rozpoczęta i musiałoby powstać chyba z dziesięć kontynuacji, żeby osiągnęła sukces.

Mimo że film jest bardziej serią epizodów połączonych postacią Pauli niż pełnokrwistym dramatem, półtoragodzinny seans mija bezboleśnie. Kilka razy da się wyłapać efektowny układ kolorów w kadrze – scenografia i kostiumy współgrają z różnobarwnością tęczówek Laetitii Dosch, która jedno oko ma piwne, a drugie niebieskie. To ładny dodatek, choć łatwy do – nomen omen – przeoczenia, zwłaszcza że znacznie łatwiej zauważyć brak linii fabularnej, a rozwój akcji nie prowadzi do żadnej konkluzji. Śledzone wydarzenia to po prostu wycinki z życia Francuzki, której nie wszystko się w życiu udaje, choć bardzo by tego chciała. Najprościej można oczytać ten film jako portret pokolenia zagubionych trzydziestolatków, których nieprzystosowanie do życia prowadzi do rozgoryczenia, etc. Jednak Paryż i dziewczynę ogląda się znacznie ciekawiej, przyjmując punkt widzenia ludzi w otoczeniu bohaterki. Paradoksalnie wtedy robi się bardziej o czymś.

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA