PARANOJA 1.0. Cyberpunkowe science fiction jak połączenie Dicka i Aronofsky’ego
Paranoja 1.0 – skromne science fiction dla myślącego człowieka – to zdecydowanie jeden z najlepszych obrazów w tej konwencji, jakie powstały w ciągu ostatniego dwudziestolecia.
Simon jest programistą komputerowym ze słabością do mleka, który pracuje dla tajemniczej organizacji. Pewnego dnia znajduje w swoim mieszkaniu paczkę, a gdy ją otwiera, okazuje się, że w środku nic nie ma. Wkrótce pojawiają się kolejne puste przesyłki – i Simon zaczyna podejrzewać, że ich nadawcą jest jeden z ekscentrycznych lokatorów kamienicy, w której mieszka. Czy jest to Derrick, mężczyzna w średnim wieku, który ślęczy nad sztuczną inteligencją w postaci głowy androida? A może demoniczny sąsiad, projektant erotycznych gier wideo osadzonych w wirtualnej rzeczywistości? Czy też pielęgniarka Trish, która w tych grach występuje? Na liście podejrzanych są jeszcze śliski dozorca-podglądacz, złota rączka Howard oraz kurier Nile. Tymczasem media donoszą o epidemii śmiertelnego wirusa i serii brutalnych zabójstw, których ofiary zostały pozbawione mózgów. Wszystkie te sprawy wydają się łączyć ze sobą; Simon odkrywa również, że jego ochota na mleko określonej marki nie jest przypadkowa.
Paranoja 1.0 to pełnometrażowy debiut amerykańskiego reżysera Jeffa Renfroego oraz islandzkiego filmowca Marteinna Thorssona. Pierwsza wersja scenariusza opowiadała o detektywie znajdującym w swej skrzynce pocztowej dziecięcą kończynę, ostatecznie jednak skrypt przerobiono – jak opowiadał Thorsson – na opowieść o „korporacyjnej kontroli i samotności”. Dzięki dotacji z Islandzkiego Funduszu Filmowego i wsparciu producentów z Niemiec, Rumunii i Stanów Zjednoczonych udało się zebrać budżet w wysokości 1,7 miliona dolarów i pozyskać znanych aktorów: Jeremy’ego Sisto (Simon), Deborah Karę Unger (Trish), Udo Kiera (Derrick), Bruce’a Payne’a (bezimienny sąsiad), Eugene’a Byrda (Nile) i Lance’a Henriksena (Howard). Całość nakręcono w Bukareszcie, a ukończony film wyświetlono po raz pierwszy w styczniu 2004 roku na festiwalu w Sundance. Paranoja 1.0 trafiła następnie do festiwalowego obiegu na całym świecie, otrzymując szereg nominacji i nagród. Ale masowej popularności nie zdobyła.
Renfroe i Thorsson przyznali, że inspirowali się literaturą Williama Gibsona i Neala Stephensona, teoriami futurologa Raya Kurzweila oraz takimi filmami jak Podglądacz (1960) Michaela Powella, Proces (1962) Orsona Wellesa, Czerwona pustynia (1964) Michelangelo Antonioniego, Łowca androidów (1982) Ridleya Scotta i Wideodrom (1983) Davida Cronenberga. Do tej listy należałoby dodać jeszcze dwóch mistrzów literackiej paranoi, czyli Franza Kafkę i Philipa K. Dicka, oraz garść innych filmów: Brazil (1985) Terry’ego Gilliama, Delicatessen (1991) Jean-Pierre’a Jeuneta i Marca Caro, Siedem (1995) Davida Finchera, Zagubioną autostradę (1997) Davida Lyncha, Pi (1998) Darrena Aronofsky’ego i Matrix (1999) Wachowskich. Wpływy te są wyraźne i zarazem na tyle kreatywnie wykorzystane, że Paranoja 1.0 nie stanowi bladej kopii wyżej wymienionych obrazów ani nawet ich mieszaniny. Co więcej, jest to film na wskroś oryginalny i intrygujący – nawet jeśli znać czasami niski budżet i ciężką rękę debiutantów.
Pomimo skromnych nakładów twórcom udało się stworzyć przekonujący, opresyjny świat. Umieszczenie akcji poza konkretnym czasem i miejscem nadało całości ponadczasowego sznytu – to może być zarówno niedaleka przyszłość, jak i rzeczywistość alternatywna. Rumuńskie plenery i wnętrza – ponure gmachy, obskurne mieszkania i podejrzane kluby, innymi słowy cała ta postkomunistyczna marnota, którą znamy też w Polsce – rymują się z intencją reżyserów. „To, co miało stanowić portret rozpadającego się społeczeństwa kapitalistycznego, stało się portretem rozpadającego się społeczeństwa komunistycznego, które właśnie miało wyłonić się jako podmiot kapitalistyczny” – opowiadał Thorsson. I tutaj dochodzimy do sedna filmu, który jak wiele „poważnych” dzieł science fiction używa fantastycznonaukowej konwencji jako nadbudowy dla problemów natury filozoficznej i socjologicznej. I nie musi się przy tym posiłkować oślizłymi poczwarami, statkami kosmicznymi i mieczami świetlnymi.
Paranoja 1.0 to utrzymana w tonie mrocznej groteski dystopia o dyskretnym zastępowaniu wolnej woli przez korporacyjny konsumpcjonizm. Każda z postaci pragnie konkretnego produktu (mleko, cola, mięso itd.), jednak nie są to ich własne pragnienia, lecz efekty eksperymentu nanotechnologicznego, za którym stoją niedocieczone, potężne siły. W ich obliczu wyalienowana jednostka nie ma praktycznie żadnych szans na wolność i niezależność, co sugestywnie ukazano w posępnym finale. A jeżeli ktoś zastanawiałby się nad słusznością tezy o długotrwałym i bezwiednym treningu behawioralnym, niech poświęci chwilę na rozważenie następujących kwestii: dlaczego ludzie ulegają wciąż zmiennym modom i ubierają się w określony sposób? Dlaczego palą papierosy, piją płynny cukier i oglądają kiepskie filmy i seriale? Dlaczego streaming jest tak popularny, reklamy tak wszechobecne, a marki i loga – tak ważne? Czy nasze wybory naprawdę są nasze, czy też stoją za nimi algorytmy? Może jeszcze mleka?