search
REKLAMA
Recenzje

PAMIĘĆ. Ten film wbija się w głowę i wchodzi pod skórę [RECENZJA]

Opowieść o Sylvii i Saulu niepostrzeżenie wbija się w głowę, wchodzi pod skórę i nomen omen, zapada silnie w pamięć. “Pamięć” od dziś – 22 marca – na ekranach...

Tomasz Raczkowski

22 marca 2024

REKLAMA

We współczesnym kinie nie ma wielu twórców takich jak Michel Franco. Z jednej strony w filmach Meksykanina występują gwiazdy hollywoodzkiego formatu, z drugiej niosą je mocne artystowskie koncepty. Gdzieś pomiędzy mainstreamem a festiwalową awangardą Franco wykroił sobie własny, charakterystyczny skrawek kina, którego konsekwentnie się trzyma – z lepszym lub gorszym skutkiem. W pewnym sensie kolejne premiery sygnowane przez twórcę Córek Abril to loteria, w której albo wylosuje się frapujące dzieło (Opiekun), albo przesadzony bełkot (Nowy porządek), a czasem jedno i drugie na raz (Sundown). Zasiadając na sali na pokazie najnowszego dzieła Franco, pokazywanej premierowo w Wenecji Pamięci, można więc spodziewać się praktycznie wszystkiego.

Zanim odpowiem na pytanie, jaki Michel Franco wylosował się w najnowszym filmie, wypada przybliżyć, o czym konkretnie mowa. Jak to bywa u Meksykanina, od progu zostajemy wrzuceni w kameralną, wyraźnie nasyconą niewypowiadanymi podtekstami sytuację bohaterki. Sylvię poznajemy na meetingu AA, a następnie towarzyszymy jej w krótkiej wycieczce zapoznawczej przez życie – od pracy w ośrodku dla niepełnosprawnych, przez salon lepiej ustawionej siostry, aż do obwarowanego jak – nie przymierzając – lokal banku mieszkania, gdzie kobieta mieszka z wychowywaną samotnie córką. Widać więc, że kaliber problemów jest raczej z tych większych, a stawki pójdą tylko w górę, gdy na scenę wkroczy drugi protagonista tej opowieści Saul – nieznajomy, który na szkolnym zlocie zaczyna z niewiadomych przyczyn podążać za Sylvią.

W tym miejscu wkraczam na grząski recenzencki grunt – o Saulu niewiele można powiedzieć bez zdradzania pierwszego z serii twistów przygotowanych przez Franco w Pamięci. Pozostańmy więc na poziomie ogólnikowego stwierdzenia, że tajemniczy mężczyzna okaże się równie, jeśli nie bardziej, skomplikowaną postacią co Sylvia. Osią filmu jest niejednoznaczna i zaliczająca liczne zakręty relacja tej dwójki, która wbrew logice zdaje się połączona niewidzialną nicią. Ona pamięta więcej, niż by chciała, on z kolei pamięta za mało. Czy połączył ich przypadek, czy wspólna przeszłość? Kogo widzą w sobie nawzajem? Jaką rolę odgrywa w opowieści matka Sylvii? Franco z lubością mnoży niedopowiedzenia i potencjalne tropy interpretacyjne, oferując jedynie skrawki wyjaśnień. Nie dzieje się tak bez przyczyny – Pamięć opowiada fundamentalnie o zmaganiu się z bagażem przeszłości, zarówno tej kładącej się cieniem na dniu dzisiejszym, jak i tej rozmazującej się i rozpadającej pod wpływem niezależnych od nas czynników. Dwójka bohaterów funkcjonuje tu jako binarna para odmiennych doświadczeń i trajektorii, a ich spotkanie to istne zderzenie indywidualnych obsesji, traum i neuroz.

 

Michel Franco umie tę historię podać w ekscytujący narracyjnie sposób. Od samego początku Pamięć wyróżnia się gęstą atmosferą, w powietrzu unoszą się ładunki elektryczne niewypowiedzianych uraz i konfliktów, a każda kolejna sytuacja niesie w sobie niebezpieczeństwo uruchomienia czegoś złowrogiego. Wytworzenie i utrzymanie takiego napięcia jest w równej mierze zasługą głównego duetu aktorskiego. Jessica Chastain używa relatywnie małej gamy środków, ale za ich pomocą robi wielkie rzeczy. Nerwice Sylvii są widoczne, ale nie ostentacyjnie, subtelnie sygnalizowane w ramach portretu starającej się twardo stąpać po ziemi kobiety po przejściach. Naprzeciw Chastain popis daje Peter Sarsgaard, którego Saul jest hipnotyzujący dzięki mieszance specyficznej nieobecności, ludzkiego ciepła i nieobliczalności. Obydwoje wzbudzają równocześnie sympatię i niepokój, w pewnych momentach ocierając się wręcz o przedsionki złowrogiej psychozy. To Sarsgaard został nagrodzony za swoją rolę Pucharem Volpi w Wenecji, ale tak naprawdę kreacje jego i laureatki Oscara za Oczy Tammy Faye pracują na siebie wzajemnie i to w połączeniu robią tak duże wrażenie.

Pamięć jest momentami wręcz filmem ekscytującym i znakomicie uwodzącym widza podtekstami oraz odpowiednią mieszanką eskalacji i spowolnień. To często jest mankamentem filmów Franco – Meksykanin słynie z zamiłowania do ekscentrycznych przełamań, nie zawsze działających na korzyść filmu. W Pamięci w zasadzie tego nie ma, a może jest w wersji light na początku, dzięki czemu twórca ma czas, by jeszcze wyrównać obramowania opowieści. Co prawda w końcówce film traci nieco wcześniejszy impet i serwuje kilka zbyt melodramatycznych zagrywek, jednak jak na twórcę Opiekuna, mówimy o przesadzie niemal niezauważalnej. Dzięki temu Franco tworzy być może najbardziej zrównoważony i dojrzały dotychczas film – skupiając się na bohaterach i problemie, a nie szokowaniu odbiorcy.

Precyzyjnie skonstruowany, poprowadzony i zagrany kameralny dramat psychologiczny daje wszystko, czego należy oczekiwać po ambitnym kinie. Sygnalizuje też pewną progresję twórcy, który mimo ugruntowanej pozycji i skodyfikowanego języka potrafi dokonać ważnych korekt, wpuszczających go na wyższy poziom. Opowieść o Sylvii i Saulu niepostrzeżenie wbija się w głowę, wchodzi pod skórę i nomen omen, zapada silnie w pamięć, niepokojąc, ale i trochę inspirując. Krótko mówiąc, tym razem w filmie mamy najlepszy możliwy wariant Michela Franco, przy którym w końcu nie trzeba zachwytów wypowiadać w formule „tak, ale…”.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA