PACIFIC RIM: THE BLACK. Udany powrót do świata kaiju
Do dzisiaj nie widziałem sensu tworzenia szerszego uniwersum z jaegerami i kaiju w rolach głównych. Skutecznie odwiódł mnie od tego film Stevena S. DeKnighta Pacific Rim: Rebelia, będący jednym z najkoszmarniejszych sequeli, jakie miałem w życiu okazję oglądać. Dlatego niemałym zaskoczeniem jest dla mnie wersja anime, która nawiązuje do wszystkiego, co najlepsze w produkcji Guillermo del Toro. Mało tego – wprowadza wiele nowych wątków, które niczym fundament spajają cały świat Pacific Rim w logiczne i pełne niesamowitości uniwersum. Jeśli więc twórcy trzeciej części filmu aktorskiego nie wezmą pod uwagę The Black, będzie można bez żalu uznać ich albo za kompletnych dyletantów, albo ludzi, którym zależy wyłącznie na pieniądzach, lecz nie na tworzeniu ponadczasowych dzieł sztuki filmowej.
Pacific Rim: The Black ogląda się jak trzymający w napięciu film z gatunku action sci-fi. Podział na odcinki, z których każdy trwa około 2o minut, wydaje się nawet nieco zbędny. Historia opowiedziana jest w sposób maksymalnie skondensowany, liniowo z niewielkimi odstępstwami w czasie retrospekcji, co wcale nie jest wadą, gdyż zachowano równowagę między akcją dziejącą się w teraźniejszości a wspomnieniami bohaterów. Wiele filmów aktorskich wykorzystuje podobny zabieg, lecz daje retrospekcjom o wiele więcej czasu ekranowego. W Pacific Rim: The Black wspomnienia bohaterów pojawiają się dokładnie wtedy, gdy powinny, nie stanowiąc konkurencji dla głównego wątku.
Pisząc, że serial nawiązuje do wszystkiego, co najlepsze w Pacific Rim Guillermo del Toro, miałem na myśli oczywiście walkę jaegerów z kaiju, trzymającą w napięciu akcję, ale nie chodziło mi o ich kopiowanie w formie anime. Serial od Polygon Pictures jedynie wykorzystuje te wątki do szerszego ujęcia tematu, dlatego można o The Black napisać, że tworzy uniwersum, a nie jest historią zamkniętą na kontynuację zarówno anime, jak i aktorską.
Ci więc, którzy oczekują historii opartej na walkach jaegerów z kaiju z opisem konkretnych ich poziomów, nic takiego nie dostaną. Fabuła serialu skupia się na dwójce rodzeństwa, Taylorze i Hayley, którzy przemierzają zrujnowaną walką z kaiju Australię w poszukiwaniu swoich zaginionych rodziców. Ich towarzyszami są tajemniczy chłopiec znaleziony w laboratorium oraz wojowniczka Mei, a środkiem transportu rozbrojony szkoleniowy jaeger. Stawać do walki z potworami nie ma już sensu, chyba tylko we własnej obronie. Trzeba więc umieć odnaleźć się w nowej rzeczywistości, za wszelką cenę unikając konfrontacji z kaiju oraz walcząc o przetrwanie – kto wie, czy nie z niebezpieczniejszymi przeciwnikami, których nie da się uniknąć. A jest ich sporo, włączając w to ludzi.
Wachlarz dostępnych przeciwników jest bardzo szeroki – wielkie kaiju czwartej kategorii, krzyżówki kaiju z jaegerami, ludzkie postaci kaiju, a nawet psy zmodyfikowane przez DNA potworów. To całe bogactwo mrocznego uniwersum Pacific Rim: The Black odsłaniane jest przed nami stopniowo, wraz z drogą przemierzaną przez głównych bohaterów. Im lepiej ich poznajemy, tym bardziej (mam nadzieję) doceniamy to, że owe walki jaegerów z potworami nie stały się trzonem fabuły. Serial zyskał przez to ogromną dawkę mądrze zaprezentowanych rozterek przeżywanych przez bohaterów – dzieci zmuszone przedwcześnie wyruszyć w świat w poszukiwaniu jakiejkolwiek nadziei na lepsze życie. Ich konfrontacja z dorosłością przebiega wręcz szokowo. W nowym świecie po upadku żadne wcześniej przestrzegane i cenione wartości nie mają już zastosowania. Ludzie zawiedli i, co ciekawe, zawodzą jeszcze bardziej, próbując wykorzystać kaiju do swoich celów. W tej perspektywie potwory z ziemskich głębin wydają się jakimś rodzajem jednocześnie kary i nowej szansy, i tylko od ludzkości zależy, jak zdecyduje się zbudować nową rzeczywistość po katastrofie.
Wciąż mam w pamięci niedawny seans netflixowego serialu Kajko i Kokosz, a dokładniej jakość rysunków i sposób animacji. Nie potrafiłem więc w pewnym sensie nie myśleć porównawczo, chociaż dobrze wiem, że Pacific Rim: The Black jest formalnie anime. Nie oczekuję przy tym od Kajka i Kokosza, że powinien wejść w ten sam styl. Zwracam jednak uwagę na potrzebę stworzenia klimatu poprzez odpowiednią prezentację świata przedstawionego. The Black ma wszystko to, czego nie dano Kajku i Kokoszowi, a więc szczodrość w obdarzaniu detalami teł, bogatą mimikę postaci, płynność animacji, dbałość o realizm walk, bogatą kolorystykę i wykorzystanie jej do tworzenia perspektywy, a także sprytne zabiegi z wprowadzaniem bohatera do umysłu innego.
Wszystkie te zabiegi pomagają wyobraźni odbiorcy. Zaczyna on czuć fabułę. Staje się częścią opowieści. Bohaterowie wydają się mu bliscy, a nie są jedynie fikcyjnymi animkami. Dlatego mam ogromną nadzieję, że Pacific Rim: The Black będzie stanowił przygotowanie, swego rodzaju wprowadzenie do świata zaprezentowanego w trzeciej, aktorskiej części. A wtajemniczonych zapytam: czy spodziewają się, kim są SIOSTRY?