search
REKLAMA
Seriale TV

KAJKO I KOKOSZ według NETFLIXA. Z legendy pozostał szkielet

Odys Korczyński

1 marca 2021

REKLAMA
Do dzisiaj nie byłem świadomy, że jedna z moich ukochanych serii komiksowych może stać się ofiarą zjawiska tabloidyzacji treści, tak charakterystycznego dla obecnych czasów, słynących z czytania jedynie nagłówków, i na tej podstawie wyrabiania sobie autorytatywnych opinii. Obok mnie leży stosik komiksów Kajko i Kokosz opublikowanych przez Wydawnictwo Egmont. Na samym jego szczycie znajdują się trzy części Złotego Pucharu, a ja doprawdy nie mam pojęcia, co mógłbym powiedzieć nieżyjącemu już Januszowi Chriście, żeby wytłumaczyć mu, jak w ogóle jest to możliwe, że owe trzy tomy pełnej zwrotów akcji opowieści można było zaprezentować widzowi w jednym trzynastominutowym odcinku.

Mając w pamięci polską filmową wersję Wiedźmina, powinienem być świadomy, co Polacy są w stanie zrobić z prozą Sapkowskiego. W przypadku Kajka i Kokosza sądziłem jednak, że ich szanse polepszą inne czasy oraz Netflix, a więc nieporównanie wyższy budżet na produkcję. Na wspomnianym przeze mnie stosiku komiksów, który wyciągnąłem z biblioteczki specjalnie z okazji seansu i pisania recenzji, pod trzema tomami Złotego Pucharu leży także wydany w 2016 roku tom pt. Obłęd Hegemona. Taki tytuł nosi również jedno z zawartych w tomie opowiadań, do którego scenariusz napisał Maciej Kur (w serialu Netflixa odpowiedzialny za scenariusz), a rysunki wykonał Sławomir Kiełbus (twórca projektów plastycznych postaci dla serialu). Opowiadanie Obłęd Hegemona jest najbardziej stylistycznie podobne do rysunków w serialu, więc na nim się skupię. O reszcie historii nie ma sensu wspominać, nie tylko ze względu na niepodobieństwo do oryginału, ale i słabą jakość artystyczną.

Kupiłem nowe przygody Kajka i Kokosza głównie z ciekawości. Poza tym ucieszyłem się, że ktoś zechciał po śmierci Janusza Christy kontynuować serię. Sądziłem, że zrobi to nie mniej kultowo, co Christa. To, co zobaczyłem jednak, zawiodło mnie całkowicie. Zostawiam na marginesie brak jednej dłuższej historii, zamiast której są narysowane w przeróżnych stylach przez różnych autorów cztery mniejsze. Dzisiaj już wiem, że opracowywanie dłuższych opowieści w stylu Królewska konna (Egmont 2019) wychodzi Maciejowi Kurowi o wiele lepiej. Co ciekawe, kreska Sławomira Kiełbusa jest również nieco wprawniejsza. Skupmy się jednak na Obłędzie Hegemona, bo nawiązuje on najbardziej do serialu Netflixa.

W porównaniu z twórczością Janusza Christy od razu rzucił mi się w oczy znaczący spadek szczegółów, zarówno w rysunkach postaci, jak i otaczającego ich świata. Na dodatek liczba użytych kolorów również została zmniejszona, podobnie jak ich nasycenie. Co do postaci, są wyraźnie większe, mają grubsze kontury, a ich skóra stała się płaska, pozbawiona cieniowania i przez to plastyczności. Zmiana jej kolorytu pojawia się tylko w miejscach uderzeń itp. Generalnie te uwagi o płaskości i z rzadka używanej perspektywy malarskiej dotyczą całego świata przedstawionego, zwłaszcza elementów przyrody ożywionej i nieożywionej. Na dodatek prawie do zera spadła liczba kadrów, które są monochromatyczne, np. cyjanotypie stosowane przez Janusza Christę do zobrazowania nocy itp. Najnowszy świat Kajka i Kokosza trąci nudą. Jest płaski, pozbawiony wprowadzającego tajemnicę światłocienia, szerszych, wspierających narrację kadrów bez postaci, tych szczegółów w formie tekstur kamieni, podłoża, ścian, strzech, skóry, drewna klepisk itd., które sprawiają, że odbiorca patrzy na rysunki i czuje się elementem bajkowej rzeczywistości, a nie odseparowanym od niej biernym czytelnikiem.

Te same zarzuty dotyczą serialu Netflixa. Całkiem jest to logiczne, gdyż jego koncepcja graficzna została oparta na stylu stworzonym w książkach, tyle że nie tych spod ręki Christy. Przysłowiowym gwoździem do trumny dla artystycznej wartości produkcji stała się animacja. Przypominam twórcom serialu, że mamy 2021 rok. 31 grudnia 2020 roku firma Adobe oficjalnie zakończyła żywot Flasha, chociaż w praktyce zaledwie niecałe 3 procent witryn internetowych używało tego języka, zanim jeszcze Adobe zdecydowało się zaprzestać wspierania tej technologii. A tu na Netflixie pod koniec lutego 2021 ląduje serial przedstawiający tak kultową, polską serię, niemal nasze dobro narodowe, które wygląda jak dziecko spłodzone przez umierającego w mękach Flasha nie mogącego się pogodzić z nadejściem HTML-5. Poklatkowość animacji Kajka i Kokosza razi, odstręcza od utożsamienia się z postaciami, które na dodatek są płaskie jak w nowej serii komiksów, cierpią na jakąś nienaturalną sztywność w okolicach karku, posiadają ograniczony zakres ruchów, robotyczną mimikę, a wręcz cechy malarstwa egipskiego widoczne szczególnie w twarzach – niewielkie różnice między profilem a pozycją en face, dwuwymiarowość, emocjonalna umowność itp.

Fani Kajka i Kokosza oczekiwali magii przekazanej za pomocą ożywionego animacją rysunku, a dostali zaledwie szkic niemający nic wspólnego ze słowiańską rzeczywistością Mirmiłowa wymyśloną przez Janusza Christę. Faktycznie, jak sugerowali niektórzy jeszcze przed premierą serialu, produkcja stworzona przez studio EGoFILM bardziej nawiązuje kreską do serii Asterix, chociaż i ta, mimo że starsza, jest znacznie płynniejsza animacyjnie.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA