search
REKLAMA
Recenzje

OPPENHEIMER. Jak zacząłem się martwić i znienawidziłem bombę [RECENZJA]

Oppenheimer jest pacyfistycznym manifestem i przytomną refleksją nad XX-wieczną światową historią.

Maciej Niedźwiedzki

21 lipca 2023

REKLAMA

Przez karierę akademicką w amerykańskich i europejskich uniwersytetach. Romans z lewicowym światopoglądem i członkostwo w uczelnianych związkach zawodowych. Szerokie znajomości w naukowym światku, donośne publikacje i zbieranie coraz większego posłuchu. Na samym szczycie czeka zaproszenie od generała Lesliego Grovesa (Matt Damon). Robert Oppenheimer (Cillian Murphy) zostaje dyrektorem nuklearnego projektu „Manhattan”. Wyścig zbrojeń nabiera coraz większego tempa, coraz wyższej temperatury i zabiera też coraz więcej ofiar. Amerykańska administracja nigdy nie wierzyła, że głaskaniem po głowie można zakończyć jakikolwiek konflikt. Naziści, Stalin, Związek Radziecki, Pearl Harbor, Hitler, 1 września 1939, „polowanie na czarownice” senatora McCarthy’ego. Polityczny kontekst daje o sobie znać jako echo, przemknie na nagłówkach gazet, zostanie wpleciony w jednej czy drugiej rozmowie. Historyczne tło ma znaczenie, ale dla Christophera Nolana narracyjną osią jest osobista percepcja Roberta Oppenheimera i wędrówka do jego wnętrza. Spodziewajcie się podróży do jądra ciemności.

Jeśli macie słabość do nolanowskich rozbudowanych sekwencji, to przygotowanie do testu Trinity i detonacja broni atomowej jest kolejnym reżysersko-inżynierskim popisem Brytyjczyka. Symbioza wymierzonego co do sekundy montażu, kompozycji różnorakich kadrów (ekspresywne zbliżenia na twarze, majestatyczne plany totalne) i odpowiednio ciężkiej, pulsującej aranżacji muzycznej Ludwiga Göranssona jest dziełem sztuki samym w sobie. Kolejne inscenizacyjne cudeńko do portfolio, obok wirującego korytarza z Incepcji czy dokowania z Interstellar.

Jeśli ciągle macie sentyment do pamięciowych majaków Leonarda Shelby’ego z Memento czy sennych wizji Doma Cobba, to w Oppenheimerze również odnajdziecie pierwiastki tej filmowej konwencji. Robert Oppenheimer osiągnie oszałamiający sukces, wyląduje na okładce Timesa, ale szybko da o sobie znać ból naderwanego kręgosłupa etycznego. Naukowe ambicje i rozwiązanie tajemnic fizyki kwantowej zostaną położone na ołtarzu amerykańskiej zbrojeniówki. Do tego emocjonalne rozstrojenie w pokracznym małżeństwie z Kitty (Emily Blunt) i ukrywany romans z Jean (Florence Pugh). Oppenheimer jest najlepszy w tych kilku momentach, gdy Nolan zaciera granicę między fantazją a prawdą, kiedy Robert jest autentycznie przytłoczony. Zwycięski, ale wewnętrznie rozbity na kawałeczki.

Ogromny budżet, IMAXowe parametry obrazu i kilkadziesiąt lat biografii a Oppenheimer jest przy tym kinem wyjątkowo ciasnym i kameralnym. Gadające głowy w gabinetach, spowiedzi przed komisją, zajęcia w szkolnych salach wypełniają zdecydowaną część trzygodzinnego metrażu. Robert praktycznie nie schodzi z ekranu, narracja jest wręcz pierwszoosobowa, ale na zbudowanie całego rozchwianego psychologicznego portretu Oppenheimera (od potrzeb, przez lęki i fobie, po ambicje) pracuje gwiazdorsko obsadzony drugi i trzeci plan. Oppenheimer nie jest filmem przegadanym, ale czyniącym dialog pierwszoplanową atrakcją. Przesłuchania Roberta Oppenheimera i Kitty w ostatnim akcie mają słuszny gatunkowy ciężar, scenopisarski kunszt, zabierający dech duszny klimat, spore pokłady aktorskiej charyzmy, subtelności i niuansów.

Christopher Nolan sięga po nowy dla siebie filmowy gatunek a wydarzenia wielkiej skali zamyka w klaustrofobicznych przestrzeniach. Twórcze podejście, ale jego jednostronność odbiera filmowi dramaturgii i co jeszcze istotniejsze, konieczności przedstawianych działań. Oppenheimer jest pacyfistycznym manifestem i przytomną refleksją nad XX-wieczną światową historią. Zazwyczaj jest to wyrażane zbyt wprost (rozmowa z prezydentem) a raz z błyskotliwym, żartobliwym cynizmem (scena wybierania miast do zbombardowania w Japonii). W Oppenheimerze na pewno cenne jest eksplorowanie tragicznego splotu naukowego środowiska z żerującym na jej osiągnięciach przemysłem zbrojeniowym. Dla pierwszej ze stron nawet jeden krok, to o jeden za dużo. Druga doskonale wie, że ma środki i dostęp do koniecznych dla zrobienia postępu narzędzia. Wie, że jak płaci, to wymaga i nie pyta o nic więcej.

Christophera Nolana fascynują minione czasy, historyczne figury, spisane w podręcznikach konflikty i technologiczne przełomy. Wolę jednak, gdy Nolan sam wymyśla filmowe światy. Nad Dunkierkę i Oppenheimera zawsze więc wybiorę Incepcję i Interstellar. To dla mnie ciągle reżyser fikcji, nie faktów.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA