search
REKLAMA
Recenzje

OCALIĆ I ZGINĄĆ. W paszczy ognistej kuli

Jakub Koisz

16 kwietnia 2019

REKLAMA

W dobie dyskusji na temat wynagrodzeń różnych grup zawodowych kino traktujące o ludziach, którzy poświęcają się w imieniu nie tylko zawodu, ale też większych idei, ma się nieźle. YouTube straszył niedawno zwiastunem drugiej części Ognistego podmuchu, który wygląda jak budżetowa wersja oryginału. Tymczasem francuskiego reżysera Frédérica Telliera interesują inne sprawy niż widowiskowość oraz dramaturgia wynikająca z walki z żywiołem. W Ocalić i zginąć pod lupę brane są powrót do zawodu, wypalanie w sobie strachu oraz traumy spowodowane starciem z ogniem. Gdzieś między tym wszystkim są aspiracje paradokumentalne, jednak znikają one w drugim akcie, a całość wyraźnie zwalnia na rzecz historii, którą widzieliśmy już wielokrotnie.

Franck dobrze rozumie problem ograniczeń fizycznych i przechodzi burzliwą drogę od docenianego i nagradzanego strażaka do człowieka, który musi pozbierać się na nowo. W czasie jednego z większych pożarów uległ wypadkowi, który pozostawił go z oszpeconą twarzą oraz psychicznym załamaniem. Obserwujemy więc jego drogę poprzez mozolną rehabilitację, a także procesowe uświadamianie sobie, że nawet po wypadku ma bardzo dużo do zaoferowania światu paryskich strażaków. Określenie „niczym Feniks z popiołów” ma tutaj podwójny wymiar, bo tak można nazwać drogę ku zdrowiu psychicznemu przebytą przez Francuza, a tytuł filmu odnosi się do dwóch stanów, w których jednocześnie znalazł się bohater. Niestety w tym zawieszeniu ukazano jedynie dramat jednostki, co miałoby sens, gdyby zostawiało uczucie, że wyłącznie takie były intencje scenarzysty.

Powrót do siebie odbywa się na dwóch, a nawet trzech płaszczyznach, a film Telliera radzi sobie nieźle we wszystkich warstwach. Zarysowanie rzeczywistości grupy zawodowej, a także jej krytyka oraz niuanse są przedstawione z reżyserską czułością, pełnym zrozumieniem wewnętrznych hierarchii w straży pożarnej oraz powodów, dla których młodzi ludzie wybierają tę pracę, ale jest to niestety najmniejsza część. Chociaż gaszenie pożarów jest nieźle sfilmowane, to nie o widowiskowość w nich chodzi, ale o podróż do wnętrza człowieka, który wybiera niebezpieczny zawód, co niejako jest przyporządkowane jego zuchwałemu DNA. Druga płaszczyzna to rekonwalescencja, potraktowana nieco po macoszemu, jeśli brać pod uwagę udział osób trzecich, bo pozostawia wrażenie, że jest to proces, który dzieje się wręcz „sam”, bez pomocy z zewnątrz. Widzimy również trzecią warstwę, czyli reakcję różnych osób na oszpecenie Francka. To najtrudniejsza część dochodzenia do siebie – pogodzenie się z deformacją twarzy i zerwanie z nienawidzeniem swojego nowego wizerunku. Ciało staje się wtedy głównym bohaterem – jego kruchość, postawiona w kontraście do wcześniejszych scen ukazujących postać wręcz wyjętą z kina akcji, jest jedną z tez, na którą twórcy kładą nacisk. Otóż heroizm oraz poczucie misji nie wynikają z zuchwałości, ale z twardego charakteru, zimnej precyzji oraz mocnej psychiki.

Najbardziej niewykorzystany został natomiast wątek relacji bohatera z żoną, która – jak może sugerować opowieść – musi grać ważną rolę w rekonwalescencji psychicznej, ale wcale tak się nie dzieje. Obraz skupia się prawie wyłącznie na strażaku, jakby wsparcie nie było mu potrzebne, a rany w głowie goiły się wraz z czasem. Może to wina tego, że żaden aktor drugiego planu nie dorównuje charyzmą strażakowi. Pierre Niney jest bowiem świetny jako wyciszony, złamany, a także – kiedy trzeba – aktywny młody narwaniec.

Ta całkiem wartościowa opowieść o tym, że wszystko, co najważniejsze, rozgrywa się w głowie, miała duży potencjał na kino motywacyjne, które ma coś istotnego do powiedzenia na temat ludzkich upadków oraz otrzepywania brudu z kolan. Powolne przyzwyczajanie się do nowego odbicia w lustrze, a także zaglądanie w paszczę niebezpieczeństwu, które już raz sprawiło, że prawie polegliśmy, ma wymiar uniwersalny. Mogłoby dotyczyć zarówno niebezpiecznych zawodów, jak i sportów ekstremalnych. Ocalić i zginąć zostawia jednak wrażenie niewykorzystanego potencjału oraz puli komentarzy na temat grupy zawodowej, w której warto poprzez kino jeszcze pogrzebać.

REKLAMA