NOWE HORYZONTY 2019. Boska miłość, reż. Gabriel Mascaro
Południowoamerykańskie kino dostarcza wielu przykładów na to, jak specyficznie funkcjonują w tamtejszym kontekście kulturowym zagadnienia związane z duchowością, ciałem i instytucjonalną religią. W pewnym uproszczeniu można określić ową południowoamerykańską specyfikę religijnym sensualizmem, znacznie mocniej niż w europejskim czy angloamerykańskim kontekście splatającym doświadczenia osadzone w cielesności i zmysłach z przeżyciami natury sakralnej. Tę właśnie sferę eksploruje w swoim nowym filmie Brazylijczyk Gabriel Mascaro, tworzący intensywną i fascynująco dosłowną wizję zespolenia Boga, seksu i wiary.
Podobnewpisy
W Boskiej miłości Mascaro – twórcy zachwycająco nakręconego Neonowego byka – pewnie wykorzystuje swoją autorską poetykę, opartą na dusznych, łączących zmysłowość z naturalizmem zdjęciach. Film rozpoczyna się transowo-dyskotekowym uderzeniem świateł i pulsującej muzyki. Po tym kojarzącym się z produkcją Climax Gaspara Noégo otwarciu, sygnalizującym podążanie w kierunku synestezyjnych odlotów, Mascaro nie idzie jednak tropem ani Noégo, ani Refna, wtłaczając realizacyjną wirtuozerię w bardzo klarownie zarysowane ramy dramaturgiczne. Pomimo naprawdę imponującego arsenału środków atakujących percepcję widza brazylijski reżyser pozostaje wierny ideom kina narracyjnego, skoncentrowanego na opowiadanej historii.
Ta przenosi nas – jak dowiadujemy się jeszcze z dyskotekowo rozedrganego interludium – do 2027 roku; widzimy, że pomimo pozornej identyczności z dniem dzisiejszym Brazylia przeszła przemianę. Jej emblematem jest koniec hegemonii słynnego karnawału jako najważniejszego wydarzenia kulturalnego Brazylii – został on zastąpiony przez podporządkowane doświadczaniu Boga poprzez ciało święto będące tanecznym koncertem. Koresponduje to z pogłębieniem się paradoksalności społeczeństwa, które pokazuje Mascaro w Boskiej miłości – coraz bardziej konserwatywnego i zbiurokratyzowanego, a równocześnie hołdującego daleko posuniętej sensualności, ocierającej się momentami o perwersję.
Ucieleśnieniem wszystkich tych elementów wydaje się główna bohaterka, Joana. Ta pracująca w urzędzie notarialnym przy rejestracji pozwów rozwodowych kobieta jest głęboko religijna i ma poczucie chrześcijańskiej misji ratowania rozpadających się małżeństw. Obsługiwanych przez siebie petentów kieruje więc do swojej grupy wyznaniowej, tytułowej Boskiej Miłości, specjalizującej się w naprawianiu i podtrzymywaniu relacji pomiędzy małżonkami za pomocą mocno nieortodoksyjnych (z naszego punktu widzenia – w świecie filmu Mascaro wydają się one bowiem popularną i akceptowalną praktyką religijną) metod łączących dewocję i otwartą seksualność. Spełniona w szeregach Boskiej Miłości, w małżeństwie i swoim posłannictwie, Joana zostaje jednak wystawiona na próbę.
Zmysłowe, wywołujące poczucie dusznego erotyzmu zdjęcia Diego Garcíi w połączeniu z transową muzyką tworzą atmosferę perwersyjnej duchowości, w której zanurzona jest cała opowieść. Paradoksalna rzeczywistość otaczająca Joanę spięta jest tą ekspresyjną formą, w której momenty stonowane płynnie przechodzą w pełne natchnienia sceny erotyczne i ambiwalentne momenty przenikające powierzchowne podobieństwo świata Boskiej miłości do naszego; pod tym zaś kryje się świat oniryczny, pełny napięcia i religijnej melancholii. Mascaro doskonale kreuje niebanalną wizję na pograniczu mistycznej przypowieści, erotycznego dramatu i wizualnej impresji, czyniąc zarysowywany przez siebie kontekst właściwie bardziej interesującym niż fabuła, która go wypełnia.
Pomimo całej swej niejednoznaczności historia Joany pozostaje dość prostą i przewidywalną narracją. Nie byłoby to jeszcze wadą, gdyby nie to, że postaci, na których opiera się narracja, są pozbawione głębszego rysu pozwalającego wybrzmieć w pełni ładunkowi dramaturgicznemu. Schematyczność postaci i ich interakcji uwydatnia dodatkowo ich zestawienie ze spektakularną oprawą, której subtelność podkreśla brak zniuansowania zanurzonych w niej bohaterów. Przyczyną takiej konstrukcji protagonistów jest zapewne podejmowane przez Mascaro w dalszych partiach filmu dążenie do uczynienia z Boskiej miłości quasi-ewangelicznej przypowieści, w której Joana, Danilo i pozostali stają się raczej archetypami napędzających tę parafrazę cech i postaw niż bohaterami z krwi i kości. I chociaż w ostatecznym rozrachunku ten prowokacyjny dialog z religijnymi dogmatami okazuje się ciekawy, puentując w celny sposób eksplorowany związek Boga i seksu, to jednak na pewnym schematyzmie opowieści cierpi droga do tej konkluzji. Nie pomaga też fakt, iż większość najistotniejszych kontekstów działań Joany – m.in. wspomnianą przemianę społeczną oraz jej dosłowną charakterystykę – zamiast wplecionych w ekranowe dzianie się otrzymujemy wprost zza kadru, wypowiedziane przez bezosobowego narratora (którego wypowiedzi zdradzić nam mogą też w pewnym momencie zakończenie historii).
Artystyczne spełnienie Boskiej miłości zapewnia głównie wirtuozerska oprawa, dobrze korespondująca z podejmowanymi przez reżysera tropami i znaczeniami. Spójność przekazu i jego formalnej oprawy pozwala gładko przejść nad problemem nazbyt uniwersalizującej dramaturgii, która ostatecznie okazuje się wystarczająca do wypełnienia efektownego konceptu. Bardziej niż na opowieść naszą uwagę Gabriel Mascaro kieruje bowiem na świat przedstawiony, w który wtapia się Joana ze swoją historią. Nie oznacza to przy tym zawierzenia impresyjnej formie (tak jak bywa to w przypadku wymienionych na wstępnie twórców operujących w pokrewnych Brazylijczykowi rejonach kina), bo widzowi oferuje się coś więcej niż tylko hipnotyczny odlot barw, ruchu i dźwięków. Widać w tym sensowny pomysł reżysera na kino w zaskakująco dojrzały sposób łączące znaczeniową klarowność i intensywność filmowego doświadczenia.