search
REKLAMA
Recenzje

NIKT 2. Karuzela przemocy [RECENZJA]

Marcin Kończewski

16 sierpnia 2025

REKLAMA

Ależ to są dobre kinowe wakacje! Nikt 2 pokazuje, że „więcej” i „mocniej” wcale nie muszą oznaczać „gorzej”. Dostajemy destylat kina akcji, który na poziomie narracji nie jest idealny, ale dobrze balansuje między brutalnością a humorem, i daje jedne z najlepszych scen i choreografie walk ostatnich lat.

Pierwszy Nikt działał jak niespodziewany cios z półobrotu – niepozorny mężczyzna w średnim wieku, który wyglądał jak szary przegryw z przedmieść, nagle zamieniał się w maszynę do zabijania, a widzowie – w tym i ja – nie mogli oderwać się od ekranu. Największą siłą filmu Naishullera był efekt zaskoczenia – scena w autobusie z Boba Odenkirkiem stała się natychmiast kultowa i do dziś uchodzi za jeden z najlepszych momentów kina akcji ostatniej dekady. Tamten film opierał się na kontrastach: zwyczajność kontra ekstremalne umiejętności, szarość i depresja kontra eksplozja przemocy, a całość spinała bezczelna świadomość konwencji. Może i finał był trochę przeszarżowany ale całość była ogromnym zaskoczeniem. I dlatego oczekiwania wobec kontynuacji miałem spore.

nikt 2

Druga część mierzy się z problemem oczywistym – tego efektu zaskoczenia, który fundowała jedynka nie da się powtórzyć. Widz już wie, że Hutch Mansell nie jest zwykłym, przeciętnym tatą z przedmieść, tylko człowiekiem o mrocznej przeszłości, dosyć morderczym fachu i zadziwiających zdolnościach. Na tym polu Nikt 2 traci – ale nadrabia w inny sposób. Zamiast stawiać na „wow, nie spodziewałem się!”, film serwuje nam „wow, jeszcze mocniej i pomysłowiej!”. Dodaje bardzo dużą dawkę zaskakującego humoru, fantastycznie przerysowanane postacie (Sharon Stone jako złolka!). I to działa naprawdę nieźle.

Największą wygraną sequela jest akcja. Sceny walk są tu wyreżyserowane z niezwykłym wyczuciem rytmu i przestrzeni, pełne pomysłów i zaskakujących rozwiązań. Kulminacją jest sekwencja w parku rozrywki w starym stylu – miejsce, które samo w sobie staje się bohaterem filmu. W ogóle cały film wykorzystuje dekoracje w sposób fantastyczny – retro maszyny arcade, gabinety luster, diabelski młyn, zjeżdzałnie w parku wodnym czy karuzele zamieniają się w naturalne narzędzia destrukcji. Każdy element scenografii zostaje wykorzystany – joysticki, plastikowe pistolety z automatów, młoty do uderzania bobrów po głowach, kapsuły na monety, a nawet maszyny do jedzenia i strzelnice. To nie tylko efektowny plac boju, ale też wizualny żart, który sprawia, że film zyskuje niepowtarzalny klimat. Kamera śledzi ruchy bohaterów jakby była częścią atrakcji – a choreografia przypomina widowiskowy, brutalny taniec na tle kolorowych neonów. Finalna sekwencja pod tym względem robi wrażenie. I bawi jednocześnie.

nikt 2

Fabuła? Prosta jak konstrukcja cepa – Hutch znów wpada w kłopoty, które eskalują do poziomu totalnej rzezi. I bardzo dobrze. Nie ogląda się tego dla złożonych intryg czy psychologicznych niuansów, tylko dla czystej, perfekcyjnie zrealizowanej rozpierduchy. Film ani przez chwilę nie udaje czegoś, czym nie jest – i dzięki temu działa jeszcze lepiej.

Bob Odenkirk ponownie błyszczy w roli Hutcha. To niesamowite, jak aktor, znany głównie z ról dramatycznych (Better Call Saul), tak naturalnie odnajduje się w klasycznym kinie akcji. Jego walka nie jest superbohaterska – czuć ciężar każdego ciosu, każdy upadek, każdy ból. I to zarówno przeciwników, jak i jego. Ciało reaguje, siniaki zostają, a bohater czasem musi dosłownie zebrać się z podłogi, żeby walczyć dalej. Dzięki temu całość wydaje się zaskakująco realistyczna, mimo absurdalnej dawki przemocy. Do tego Odenkirk wciąż świetnie balansuje powagę i ironię – potrafi rzucić spojrzeniem, westchnięciem, one-linerem w środku rzezi i sprawić, że widownia wybucha śmiechem.

Wraca także Christopher Lloyd, który wciąż kradnie sceny jako ojciec Hutcha. Jego obecność dodaje filmowi humorystycznego i nostalgicznego sznytu, a sam aktor z widoczną frajdą igra z wizerunkiem staruszka z shot-gunem. Tym razem rodzina Hutcha odgrywa większą rolę – choć nie zawsze rozwiniętą idealnie, to jednak nadającą bohaterowi bardziej ludzki wymiar. Nie jest już tylko dekoracją i trampoliną do ekspozycji bohatera, ale ma swój ciężar. Czy w pełni wykorzystany? Niekoniecznie. Jednak celem nadrzędnym nie jest tu głębia opowieści, tylko sama efektowność akcji. A tej nie brakuje.

Owszem, nie ma tu już efektu pierwszego zaskoczenia. Ale Nikt 2 rekompensuje to choreografią, tempem i humorem. To film, który wie, czego chce, i daje widzowi dokładnie to, po co przyszedł – krwawy, widowiskowy rollercoaster z dużą dawką śmiechu. Kino gatunkowe w najlepszym wydaniu.

Marcin Kończewski

Marcin Kończewski

Założyciel fanpage’a Koń Movie, gdzie przeistacza się w zwierza filmowego, który z lubością galopuje przez multiwersum superbohaterskich produkcji, kina science-fiction, fantasy i wszelakich animacji. Miłośnik i koneser popkultury nieustannie poszukujący w kinie człowieka. Fan gier bez prądu, literatury, dinozaurów i Batmana. Zawodowo belfer (z wyboru), będący wiecznie w kontrze do betonowego systemu edukacji, usilnie forsujący alternatywne formy nauczania. Po cichu pisze baśnie i opowiadania fantastyczne dla swojego małego synka. Z wykształcenia filolog polski. Współpracuje z kilkoma wydawnictwami i czasopismami.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA