search
REKLAMA
Recenzje

NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI. Natura ludzka zdemaskowana

Kornelia Farynowska

19 marca 2017

REKLAMA

Niebezpieczne związki, powieść epistolarna pióra Choderlosa de Laclos, mimo upływu czasu pozostaje jedną z chętniej ekranizowanych książek z literatury francuskiej. Choć produkcji inspirowanych tym dziełem powstało sporo, najgłośniejszą z nich był prawdopodobnie wyreżyserowany przez Stephena Frearsa film z 1988 roku. Co ciekawe, film jest adaptacją książki niejako pośrednio – to de facto adaptacja sztuki, którą grano w teatrze The Other Place w Stratford-upon-Avon w 1985 roku.

Przedstawienie, w którym występowali między innymi Lindsay Duncan i Alan Rickman, odniosło spory sukces, a napisany przez Christophera Hamptona scenariusz wykorzystano później przy kręceniu filmu. Tym razem obsadzono Glenn Close i Johna Malkovicha w rolach głównych, a w drugoplanowych Michelle Pfeiffer, Swoozie Kurtz, Umę Thurman i Keanu Reevesa – wszyscy w świetnej formie aktorskiej. Film odniósł jeszcze większy sukces niż wspomniane przedstawienie, o czym świadczyć może siedem nominacji do Oscarów (w tym do kategorii najlepszy film, ale także między innymi dla Glenn Close, Michelle Pffeifer) i trzy wygrane (w kategorii najlepszy adaptowany scenariusz, kostiumy i scenografię).

Markiza de Merteuil przyjmuje w swoim pałacu panią de Volanges i jej córkę Cecylię. De Merteuil i de Volanges grają w karty, prowadząc równocześnie luźną rozmowę na temat wychowania dziewczynki, która do tej pory przebywała w klasztorze i dopiero oswaja się ze światem. Markiza wspomina, że spodziewa się wicehrabiego Valmonta, na co de Volanges reaguje fałszywym zaskoczeniem – wie przecież, że każdy go przyjmuje, nic więc dziwnego w tym, że robi to i de Merteuil. Tymczasem do pokoju wchodzi Valmont we własnej osobie i kłania się nisko kobietom. Przyłącza się do rozmowy, dzieląc uwagę między markizę i de Volanges a dekolt Cecylii. Wyraźnie rozdrażniona jego impertynencją pani de Volanges wychodzi razem z córką… I pozory znikają – markiza i wicehrabia zaczynają swoją grę.

De Merteuil zależy na zemszczeniu się na byłym kochanku imieniem Bastide, który jakiś czas temu ją zostawił, a teraz szuka żony. Zależy mu przede wszystkim na dziewicy, a więc raczej kimś wychowanym w klasztorze… na przykład kimś takim, jak Cecylia de Volanges. Markiza chce, by Valmont uwiódł dziewczynę, a Bastide w ten sposób stał się pośmiewiskiem Paryża. Wicehrabia jednak odmawia – to byłoby dla niego zbyt proste. Musi dbać o reputację, a on ma na oku panią de Tourvel, szczęśliwą mężatkę, znaną ze swojego nienagannego zachowania i głębokiej wiary w Boga. Zamierza zdobyć panią de Tourvel w taki sposób, by wciąż wierzyła w świętość przysięgi małżeńskiej, ale nie była w stanie się powstrzymać przed grzechem.

Markiza jest rozbawiona i nie wierzy w powodzenie tego planu, więc Valmont proponuje inny układ: jeśli uwiedzie panią de Tourvel, będzie mógł spędzić noc z de Merteuil. Markiza zgadza się, ale pod jednym warunkiem – wicehrabia musi mieć dowód na to, że udało mu się uwieść de Tourvel – w postaci napisanego przez nią listu.

Gdy pierwszy raz widzimy markizę, przegląda się z lubością w lustrze, szczotkując delikatnie włosy. Służące zaczynają ją pudrować i malować. Jedna dopina gorset, druga zakłada jej kolczyki i zaciąga ostatnie haftki. Trzecia za pomocą szpilek chowa pod suknię wystający brzeg koronki stanika, tak by nikogo nie zgorszył widok bielizny. Pozory są wśród arystokracji osiemnastowiecznej Francji niezwykle ważne.

Służba wicehrabiego Valmonta przynosi mu do łóżka ręcznik; ktoś pielęgnuje mu paznokcie, ktoś prezentuje kolejne pary butów, by zdecydował, które chce dzisiaj nosić. Wicehrabia wskazuje perukę i zasłania się maską, kartonowym rożkiem, gdy służący go perfumują. Właściwie widzimy jego twarz dopiero wtedy, gdy odsuwa maskę i patrzy w kamerę, prosto na nas.

Pozory są dla tej dwójki tak ważne. Stanowią ochronę, swoistą maskę przed resztą świata. De Merteuil – bogobojna, godna zaufania, lojalna powierniczka sekretów młodej Cecylii – to w rzeczywistości mistrzyni manipulacji. W rozmowie z Valmontem mówi: „wy, mężczyźni, możecie zniszczyć nasze życie i reputację kilkoma dobrze wybranymi słowami”, nie zauważając, że sama robi dokładnie to samo.

Valmont o zachowanie pozorów dba mniej niż de Merteuil, nie ukrywa się ze swoimi podbojami. Wszyscy wiedzą, jakim jest człowiekiem, ale mimo to i tak go u siebie przyjmują. Wicehrabia robi co może, by pani de Tourvel uwierzyła w jego dobre serce i szczere intencje, posuwa się nawet do zapłacenia podatków za mężczyznę z wioski w nadziei, że udawana hojność kupi mu względy kobiety.

Przed sobą natomiast wicehrabia i markiza nie muszą udawać, wiedzą doskonale, do czego są zdolni. Nie liczą się z niczyimi uczuciami, bez zastanowienia zakładają się ze sobą o czyjeś szczęście, reputację. Knują, sieją zniszczenie, destrukcję i nieszczęście. Dla nich ludzie są jedynie pionkami w rozgrywce.

Ten pojedynek niezdrowo fascynuje. Bo jak można tak przekonująco udawać kogoś, kim się nie jest? Jak okrutnym trzeba być, by grać o ludzką reputację? Czy w ogóle warto się mścić? Czy to gra warta świeczki?… Markiza na ostatnie dwa pytania odpowiedziałaby pewnie twierdząco. Widz może mieć inne zdanie, ale ją napędza chęć zemsty. To silniejsze od niej – ona po prostu nie ma nad tym kontroli. Nic innego już się nie liczy.

REKLAMA