MONACHIUM. Wybitna pierwsza godzina, a potem?
Kilku smutnych młodzieńców o śniadej skórze stoi przy drucianej siatce okalającej monachijski stadion sportowy, dyskutuje o czymś i spogląda nieco bezradnie w stronę zabudowań wioski olimpijskiej. Jest rok 1972, za chwilę izraelska reprezentacja zostanie uprowadzona, a świat usłyszy o palestyńskiej organizacji Czarny Wrzesień. Na razie mamy jednak zaledwie kilku mężczyzn sprawiających wrażenie zagubionych i niezdecydowanych. Cóż, groteskowy i przerażający zarazem dramat Józefa K. rozpoczął się w jego własnym łóżku… Spielberg obrał sobie niesłychanie ambitne zadanie – opowiedzieć o spirali przemocy, pokazać wszystkie nakręcające ją dłonie, od rąk wojskowych i polityków po spracowane ręce zwykłych ludzi pracujących w kibucach czy noszących wodę w obozach dla arabskich uchodźców.
Avner, główny bohater, jest niejako łącznikiem między rozmaitymi poziomami tej historii. Został wychowany przez matkę podsycającą w nim kult przodków oraz ziemi, za którą przelali krew. Ojca prawie nie znał, ten bohater walk o niepodległe państwo Izrael spędził długie lata w więzieniu. Chociaż Avner stara się być przykładnym mężem, wykonującym urzędniczą pracę dla armii i opiekującym się ciężarną żoną, wkrótce musi zmierzyć się ze wszystkimi mitami swojego dzieciństwa. Wywiad i wojsko zwracają się właśnie do niego z prośbą, będącą jednocześnie propozycją niemal biznesową (otworzysz dwa konta w szwajcarskim banku…) oraz ultimatum (duszna atmosfera salonu premier Goldy Meir, która mogłaby być jego babcią). Wyeliminujesz przywódców Czarnego Września, masz jeden dzień do namysłu. Jeśli nie potrafisz zdecydować się w 24 godziny, w ogóle nie będziesz w stanie podjąć decyzji. Po jednej bezsennej nocy spędzonej obok żony, która nagle wydaje się kimś niesłychanie odległym, tak jakby on znajdował się na stadionie w Monachium, ona zaś w Izraelu, Avner jest gotowy na udzielenie odpowiedzi. Józef K. daje się wyprowadzić z domu tajemniczym urzędnikom. Rozpoczynają się łowy.
Przez pierwszą godzinę Monachium ma zadatki na film wybitny, z niektórych późniejszych scen również przebłyskuje geniusz. Przede wszystkim Spielbergowi udało się pokazać brudną, przyziemną stronę pracy tajnych agentów i płatnych zabójców. Śmierć nie ma tu w sobie nic z patosu, jest nagła, brudna, odpychająca. Eliminowanie celów przypomina pracę w rzeźni, na twarzach bohaterów widać zmęczenie fizyczne, ale i psychiczne. Kilka szczególnie udanych sekwencji odsłania moralne dwuznaczności obranej przez protagonistów drogi, jak choćby niezwykły wątek odwetu na płatnej zabójczyni, wysłanej w ślad za Avnerem i jego podwładnymi. Twórcom udaje się stworzyć przytłaczającą atmosferę wszechobecnego zagrożenia. Świat zamienia się tu w miejsce, gdzie przecinają się skomplikowane, wielopiętrowe intrygi, których sens pozostaje ukryty nawet dla biorących udział w grze. Słowa uznania należą się aktorom. Eric Bana walczy dzielnie z wizerunkiem, jaki wykreował rolą Hektora w Troi, zaś Geoffrey Rush wyciska wszystkie soki z niewielkiej roli Ephraima, oficera łącznościowego grupy agentów, która oficjalnie w ogóle nie istnieje. Bardzo dobrą robotę wykonał również John Williams. Utworami skomponowanymi do Monachium odszedł od pełnych patosu, podniosłych motywów w stronę muzyki nieco bardziej stonowanej, z przewijającymi się gdzieniegdzie wyraźnymi orientalnymi wpływami.
Niestety, do filmu wkradł się również nieznośny hollywoodzki patos, szczególnie w końcowych scenach. Spielberg wyraźnie szuka sposobu na podsumowanie tej historii, stara się o efektowną puentę, ta jednak wymyka mu się, okazuje się być czymś nie na miejscu. Reżyser nie ma także pomysłu na niektóre postacie drugoplanowe (niedopracowana postać żony głównego bohatera). Filmowi brakuje też intelektualnego zaplecza, twórcy starają się pogodzić racje Izraela i Palestyńczyków, nie radzą sobie jednak z powagą problemów, z którymi zdecydowali się zmierzyć, czego dowodem mało przekonująca rozmowa Avnera z palestyńskim terrorystą biorącym go omyłkowo za Niemca, w domyśle członka Rote Armee Fraktion lub innej lewicowej organizacji terrorystycznej. Mimo wszystkich zastrzeżeń Monachium należy obejrzeć. To film może nie do końca udany, irytujący próbami wpisania niektórych wątków w schematy rodem z Fabryki Snów, ale jednak wciąż prowokujący i odważny.
Tekst z archiwum film.org.pl (15.01.2006).