ŁOWCY POTWORÓW. Goonies w nielegalnym Dark Universe
Łowcom potworów należą się natomiast dodatkowe brawa za wartość edukacyjną. Podejrzewam, że niewielu rodziców chciałoby dla swoich dzieci akurat takiej edukacji, ale dla mnie obejrzenie tego filmu w wieku dziesięciu czy jedenastu lat było przypieczętowaniem fascynacji horrorem, która kiełkowała wcześniej dzięki Scooby’emu-Doo i Jonny’emu Questowi. Mój strach podszyty fascynacją jest jednak niczym w porównaniu z grozą, jaką przeżyła filmowa Phoebe (najmłodsza członkini obsady). Czerwonooki Dracula w wykonaniu Duncana Regehra (który w castingu do tej roli pokonał między innymi Liama Neesona) budził w niej grozę do tego stopnia, że konieczne było unikanie spotkań pomiędzy nimi. Kto jednak widział film, ten wie, że wreszcie musiało dojść do konfrontacji, a scenę tę postanowiono nakręcić w… naturalny sposób. Naturalny, czyli z zaskoczenia, najzwyczajniej w świecie stawiając sześcioletnią dziewczynkę przed jej koszmarem i filmując reakcję. Dzisiaj pewnie skończyłoby się to skandalem, ale Ashley Bank nie wspomina tamtych wydarzeń z żalem. W jednym z wywiadów zaznaczyła też, że Tom Noonan (odtwórca roli potwora Frankensteina) nigdy nie pokazywał się na planie bez charakteryzacji i nigdy nie przemawiał swoim własnym głosem.
O odpowiednio przerażający wygląd potworów zadbał legendarny Stan Winston, który jest kolejną osobą powiązaną z serią Predator – w tym samym roku sprawował pieczę nad efektami specjalnymi w starciu Schwarzeneggera z łowcą. Zadanie miał niełatwe, bo chociaż nawet we wstępie do tego artykułu nawiązałem do Dark Universe, to wytwórnia Universal odrzuciła pomysł Blacka i Dekkera. Film został zrealizowany bez praw autorskich do postaci i to właśnie dlatego hrabia nie ma typowego wdowiego szpicu, jaki nosił Béla Lugosi; potwór Frankensteina nie ma śrub przytwierdzonych do szyi, lecz do skroni; a wilkołakowi dorobiono szpiczaste uszy.
Z perspektywy dzisiejszych standardów problematyczne mogłyby okazać się niektóre dialogi. Nikt by przecież nie pozwolił, żeby w 2018 roku w filmie dla dzieci padło zdanie: “Dlaczego nikt nie ostrzega uczniów przed pedziami i kobietami z głową kota?”, ale jestem żywym dowodem na to, że jednostka wystawiona na działanie tego typu odzywek nie musi wyrosnąć na patologiczną… a przynajmniej tak mi się wydaje. W polskiej wersji dodatkowych smaczków dostarcza duet tłumacz-lektor. Marek Gajewski nie ma innego wyjścia, jak tylko nazwać przywoływaną już szafę “ubikacją”; imię Rudy wymawia po polsku jako “rudy”, a nie “Rudi” i tylko raz zdaje się zawahać – kiedy słynnego łowcę wampirów przemianowano na Abrahama Van HeSlinga. Może wydanie DVD z takimi “kwiatkami” spotkałoby się z krytyką, ale na VHS-ie to dodatkowe walory wywołujące nostalgiczny uśmiech.
Jeżeli jeszcze was nie przekonałem, że warto sięgnąć po Łowców potworów (polskiego tytułu używam z konieczności, dla fanów to zawsze będzie Monster Squad), to dodam tylko hasło, pod jakim najłatwiej byłoby teraz sprzedać ten film – “Jeżeli uwielbiacie Stranger Things, pokochacie też Monster Squad“. Zresztą do podobnej reklamy ucieknięto się w 1987 roku, a przetłumaczony slogan nawiązujący do Pogromców duchów widnieje na okładce polskiego wydania kasetowego: “Wiesz, do kogo zadzwonić, kiedy nawiedzają cię duchy, ale do kogo zadzwonić, kiedy nęka cię wampir?”.